Autor   Post  
Administrator
Mistrz Gry
Status Status
SŻ3840
PD: 2373
PostID #6123
Elena Elena była zawsze bardzo piękna. Jej uroda nosiła znamiona średniowiecznej delikatności, uchwytywanej przez wieki na obrazach wielkich mistrzów. Jej długie, jedwabiste włosy przyciągały uwagę mężczyzn. Przyciągały również uwagę kobiet, lecz ze zgoła innych powodów. Jednak Elena nie urodziła się jako dama dworu. Ani nawet jako córka posła. Urodziła się w skromnej wiejskiej chacie. I chociaż jej rodzic starał się jak mógł, by niczego jej nie brakowało, bywało że szli głodni spać. Pomimo tego doceniali się nawzajem, i to dawało Elenie największe szczęście na świecie. Nie potrafiła grać na lutni, ani pięknie rzeźbić. Nie biegała szybko i nie nadawała się na tkaczkę. Jednak wiele pisała. Całymi dniami i nocami pisała. O wszystkim. O życiu, o śmierci, o bogach i stworzeniach. Czasami ktoś czytywał te opowieści i nie mógł wyjść z podziwu. Lecz nigdy nie przypisywał ich autorstwa Elenie. Czasami sama Elena zdobywała się na odwagę, by spisać swe dzieła w tom, który rozdawała podpisany pseudonimem. Wtedy opowieści podobały się wszystkim. Kilka tylko razy spróbowała rozdać dzieła podpisane swoim imieniem. Zawsze bywały wtedy odtrącane. A przecież jej imię nie było gorsze bądź brzydsze od pozostałych. Lecz nie w tym tkwił problem. Elena była w swej małej wiosce znana. Znana była w całym regionie, ponieważ jej ojciec był ceniony jako zacny obywatel, skromny, pobożny, i zawsze gotów do pomocy. Ponadto znał się niemal na każdym rzemiośle, więc gdy komuś brakowało pieniędzy, przychodził właśnie do niego. A że zapominali o nim gdy pieniędzy nie brakowało, tych zaczęło szybko brakować Elenie i jej ojcu. Lecz ona nie przejmowała się pieniędzmi. Zawsze mawiała że dopóki ma pod dostatkiem jedzenia, nie chodzi naga, i ma gdzie odpocząć, ma wszystko czego można pragnąć. I naprawdę w to wierzyła. Gdy było jej smutno bądź źle, pisała. Po prostu. Z czasem jej pseudonim nie tylko stał się rozpoznawalny, lecz i ceniony. Wszyscy dookoła uważali, że słowa zawarte pod tym pseudonimem kryją ponadczasowe przesłania. Czasami więc, w rozmowie z innymi, podobnie jak i oni, Elena posługiwała się cytatami z własnych książek. Jednak jej rozmówcy patrzyli na nią jak na szaleńca. "O czym ty mówisz, kochana? Kobieta, tak młoda, tak piękna, i tak niedoświadczona życiowo, skąd możesz wiedzieć choćby czym są te książki?" Z początku było jej przykro. Później odczuwała wszechogarniający smutek. Z czasem przestało jej zależeć na tym. Uznała, że od tej pory musi przyjąć dwie osobowości. Jedną z nich stał się więc uczony w średnim wieku. Drugą była ona. Młoda dziewczyna zrodzona we wsi. Tylko raz, jeden raz, jeszcze jako dziecko, pochwaliła się swymi opowieściami przed przyjacielem. Jednak przyjaciel, jako że również był dzieckiem, wyjechał z wioski gdy jego rodzina otrzymała spadek. Dlatego teraz tylko jej rodzic znał jej sekret. I wspierał ją na tyle, na ile mógł. Elena wiedziała, że dalsza rodzina żyje w wielkim dostatku, jednak bała się upokorzenia. Widziała ich tylko kilka razy, i nie podobało się jej, jak została potraktowana. Pomimo że nigdy nikogo o nic nie prosiła, poczuła się jak żebrak błagający o kilka sztuk złota. Wtedy postanowiła, że musi zapomnieć o nich, i dbać o starzejącego się już ojca. I byli bardzo szczęśliwi, pomimo że ubodzy. Wieczorami siadywali, a Elena czerpała mądrość z rozmowy. Czasami miała wrażenie że ojciec jest dobrym duchem od bogów, przysłanym by osładzać utrapionym i poniżonym ich życie. Sam nigdy nie narzekał. Zawsze wydawał się być tak samo szczęśliwy i pogodny. Pochmurniał jedynie, gdy widział, że w oczach Eleny świecą łzy. Lecz nie gniewał się na nią. Próbował wtedy odwrócić jej myśli. Szli razem na spacer, i często trafiali do zajazdu. Wtedy ojciec nie szczędził na drogie mięsa i egzotyczne napoje. Pewnego dnia dostała list. Z pewnością nie była to żadna pomyłka. List był adresowany do niej. Zdziwiła się, ponieważ nikt nie pisywał do niej listów, a już na pewno nie były to takie listy. W liście nieznajomy opisywał zachwyt, jaki wzbudziły jej książki. Wiedziała już, kto był autorem listu. Przecież poza ojcem tylko jedna osoba na świecie mogła to wiedzieć! Jej radość była ogromna. A jednak jej przyjaciel nie zapomniał o niej! Pisał, że wciąż pamięta ją, i że pragnie przybyć by ją ujrzeć. Elena dorastała, i była już kobietą. Cieszyła się wielkim powodzeniem mężczyzn, jako że była urodziwa ponad miarę. Jednak nie miała koleżanek. Dziwiło ją to, ponieważ nigdy żadnej z kobiet we wsi nie czyniła przykrości. Jednak one nie lubiły z nią rozmawiać. Chwaliły tylko z daleka jej długie włosy. Chwaliły i patrzyły złymi spojrzeniami, jakimi tylko zazdrosne kobiety mogą patrzeć. Dlatego Elena nie lubiła wychodzić przed dom popołudniami. Wolała siedzieć przy oknie, i marzyć że jest jak ci wszyscy ludzie, zła, chciwa, i lubiana. Bo Elena nie potrafiła taka być. Bardzo się starała, lecz gdy widziała głodne dziecko, oddawała mu złoto. A gdy widziała ranne zwierzę, opatrywała je zamiast zabić na pożywienie. Lecz była już niemal dorosła, i wiele się zmieniło. Nikt już nie mówił jej, że nic nie rozumie z własnych słów. I gdy znalazła czasami godnego rozmówcę, wymiana poglądów wiele jej dawała. Powoli nastawienie ludzi z wioski i okolic zaczęło się zmieniać. Nagle wszyscy ją mieli za mądrą i dobrą. Kobiety i mężczyźni zagadywali ją przyjaźnie, gdy wychodziła nakarmić zwierzęta bądź kupić mleko. Dla Eleny był to czas prawdziwego szczęścia. Kobiety, ceniąc jej gust i wyobraźnię, prosiły by towarzyszyła im gdy wyjeżdżały kupić stroje. Mężczyźni radzili w kwestii interesów, gdyż cenili mądrość Eleny. Jednak tego jednego, którego pragnęła ujrzeć, nie było. I nikt nie wiedział, gdzie go szukać. Elena znów zaczęła pisać. Czuła w sobie dawnego ducha dobroci wobec świata. Już nie pamiętała jak źle było jej ze smutkiem i poniżeniem. Lecz myślała "Skoro ci wszyscy ludzie radzą się mnie, i moje rady się sprawdzają, czas abym poradziła sama sobie". I tak właśnie zrobiła. Któregoś dnia, będąc z przyjaciółmi w mieście, usłyszała, że potrzeba tam pracownika. A że dawno już zaginął jej strach przed reakcją innych, poszła we wskazane miejsce i zdobyła pracę. Praca była lekka i przyjemna. Elena miała wypełniać dokumenty. Radowała się bardzo, że od tej pory jej życie się odmieni, i będzie mogła zrekompensować ojcu lata niedostatku. Któregoś dnia do jej drzwi zapukał przyjaciel z dzieciństwa. Ten sam któremu Elena jako pierwszemu opowiadała o swych planach i marzeniach. Teraz już, jako dorosły mężczyzna. Widząc Elenę jako dorosłą i piękną kobietę, zdziwił się mocno, choć było oczywiste że dorosła przez ten czas. Ona uradowała się na jego widok, bo wiele już lat za nim tęskniła. Wdali się w długą rozmowę, i Elena zaprosiła przyjaciela na obiad, by go przedstawić ojcu. Jej ojciec, widząc tak zacnego młodzieńca obok swej córki, postawił na stole najlepszy trunek. Wyjęto najlepszą zastawę. Młodzieniec zaś poprosił o rękę Eleny, ku jej wielkiemu szczęściu, gdyż była już w wieku, w którym należało znaleźć męża. Od tego dnia młodzieniec gościł na obiedzie u Eleny codziennie, przez cały czas gdy przebywał w wiosce. Pewnego jednak dnia nie przyszedł. Ani następnego. Elena czekała długo, wylewając łzy, ale już go nie zobaczyła. Któregoś dnia, wdając się w rozmowę z koleżankami, dowiedziała się, że jej przyjaciel mieszka w odległym regionie z rodziną, i żoną którą wybrali mu rodzice. Elena rozumiała, że ktoś z jego pochodzeniem musi podporządkować się rodzicom, aby uniknąć wydziedziczenia. Jednak nie rozumiała, dlaczego była mniej cenna od kawałka ziemii. Widząc jej reakcję, koleżanki zaczęły się śmiać. Śmiały się i śmiały, a Elena czuła coraz większy ból. I wtedy zrozumiała, że nic się nie zmieniło. Że inni tacy już po prostu są. Śmieszy ich, gdy komuś przytrafi się niesprawiedliwość. Wtedy też postanowiła, że już nigdy nie pokaże po sobie, gdy ją coś zaboli. Tego dnia długo płakała. Następnego brakło jej łez. Elena oddała się pracy. Poświęcała jej każdą wolną chwilę, a za zarobione pieniądze sprawiała ojcu radości i upiększała dom. W krótkim czasie była bogata. A że nadal była piękna i mądra, wielu starało się o jej rękę. Jednak Elena nie chciała ich. Wciąż kochała tylko dawnego przyjaciela, chociaż ją skrzywdził. Pomimo tego wiedziała, że ojciec jest już coraz starszy, a nie chciała zostać sama na świecie. Nie chciała tylko wybrać męża, który jej nie zrozumie. Jednak los się do niej uśmiechnął. Pewnego dnia spotkała mężczyznę, którego miała za godnego siebie. Również wydawał jej się mądry i dobry. A że i on wybrał Elenę, szybko ogłoszono ich mężem i żoną. I Elena byłaby szczęśliwa, gdyby nie to, że teraz nie mogła już mieszkać z ojcem. Jednak dalej mogła oddawać się swoim pasjom. I gdy czekała na męża, pisała, pisała, pisała. Mężowi jednak nie podobała się jej rozrywka. Bardzo wiele mu się nie podobało. Nie chciał, by jego żona karmiła zwierzęta, i pisała pod pseudonimem. Pewnego dnia wrócił z oberży inny niż zwykle. Krzyczał. Elena zdziwiła się, bo do tej pory nigdy nie słyszała, by ktoś tak krzyczał we własnym domu. Lecz nie odezwała się. Już nie była bogatą córką szanowanego ojca. Teraz była żoną i musiała być posłuszna. Zebrała kartki i pióro i spakowała je, ukrywając i przewiązując wstążką. Mąż z kolei zajął się sprzedażą zwierząt. Elena czekała na niego całe dnie, gotując, sprzątając, i robiąc wszystko to, co jej zdaniem powinna robić żona. Nigdy dokładnie nie wiedziała, co właściwie powinna robić żona ani jaka powinna być. Wychowana przez ojca nie mogła tego wiedzieć. Jednak widziała inne żony, sposób w jaki się zachowują, odzywają. I starała się, by jej mąż był szczęśliwy. Jednak on nie był szczęśliwy. Wciąż chadzał do oberży, a przychodząc krzyczał. Wyrzucał jedzenie które Elena ugotowała, niszczył odzienie które uszyła. Elena nie potrafiła się kłócić. Nigdy z nikim się nie kłóciła. I nie rozumiała, dlaczego mąż tak się zachowuje. Udawała że się ze wszystkim zgadza, lecz wieczorami płakała. Długo i boleśnie. Tęskniła za swoimi zwierzętami. Tęskniła za przyjaciółmi którzy nie podobali się jej mężowi. Tęskniła za wyjazdami do miasta z których przyszło jej zrezygnować. Wtedy sięgała pod łóżko, odwiązywała wstążki, wyjmowała kartki, i pisała. Wtedy znów była sobą, w domku na wsi, przy stole z ojcem. Pewnego dnia Elena zachorowała. Nie miała już żadnej siły. Dalej robiła wszystko to, co powinna robić żona, lecz nie miała siły długo cieszyć się dniem. Schudła i bardzo dużo spała. Jej długie włosy w chorobie stały się brzydkie, a jej twarz utraciła młodzieńczy blask. Bardzo starała się to ukryć, by mąż nie krzyczał. Tylko jeden raz wspomniała mu, że źle się czuje, i pożałowała tego, więc już nie miała odwagi o tym mówić. Bała się że umrze. Bardzo nie chciała umierać. Jej ojciec był stary, i zawsze prosił, by nie umierała przed nim, gdyż inaczej jego życie straci sens. Ale jej ciało było silne i nie poddała się. Mąż w jakimś czasie zauważył, że Elena jest chora. Była zaskoczona, że się zmartwił. Pozwolił jej oszczędzić siły w domu, i Elena zaczęła wracać do zdrowia. Ciągle tęskniła. Za dawnym życiem, rozmowami z ojcem, za zwierzętami. Jednak wdzięczna mężowi za okazaną troskę starała się podwójnie, by niczego w domu mu nie brakowało. Zawsze miała dla niego ciepłe słowo, i nauczyła się gotować tylko jego ulubione dania. Pewnego dnia mąż nie wrócił na noc. Elena martwiła się i obawiała, że stało mu się coś złego. Gdy usłyszała otwierane drzwi, pobiegła by go powitać, radosna że jest zdrów. Jednak on odepchnął ją od siebie i upadła. Przestraszyła się go. A on kazał jej odejść. Tym razem usłuchała. Brzeg wydawał się cichy i spokojny. Elena dawno już nie czuła większego spokoju. Przymknęła oczy. Przez jeden, jedyny moment znów była młodą i piękną Eleną. Znów siedziała z ojcem przy stole, wpatrując się w oczy dawnego ukochanego. Uśmiechnęła się, pierwszy raz od wielu lat. Odeszła. Pokój był przepełniony ludźmi. Wszyscy byli równie posępni. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. Mąż Eleny siedział pogrążony w zadumie. Ludzie podchodzili i poklepywali go po ramieniu. Ktoś się odezwał "Jak ona mogła nie pomyśleć o tobie?" - "Nie wiem... Zniszczyła mi życie" - odpowiedział, wrzucając do kominka stos kartek przewiązany damską wstążką. Koniec.
»Zamieszczono 19-03-2012 10:460
Zgłoś!
Administrator
Mistrz Gry
Status Status
SŻ3840
PD: 2373
PostID #6124
Jacek Siedział sam w pokoju. Spoglądał na paczkę z papierosami. -Zapalić kolejnego czy włączyć telewizor? - zapytywał się w myślach. Włączył. Jeden kanał, drugi, trzeci... Relacja z Watykanu, jakaś telenowela... Obrady. Znów telenowela. Trochę o modzie. Kanał muzyczny - wywiady z celebrytami. O, jest film! Usiadł wygodniej by go obejrzeć. Zwyczajowo znaczek telewizji familijnej powinien go odstraszyć, teraz było mu jednak wszystko jedno. W sumie jakie to ma znaczenie? Film jak setki innych filmów. A jednak... o nim. Ostatnimi czasy większość filmów które oglądał, było o nim. O nich. I o niej... Jego pełne nadziei starania, jej dumny chód, ich uśmiech gdy wracali z ogrodu przemoczeni deszczem... Jej pełne troski spojrzenia nad kołyską, i jego strach, gdy ona leżała w szpitalu, zdjęta chorobą. Jej troska i opiekuńczość gdy on osłabiał swe zdrowie. Później już tylko praca. Mieszkanie. Ciągły pęd ku jakości życia. Dwa etaty i ciągłe zmęczenie. Jej żal o zaniedbanie emocji. Dorosłość dzieci. W końcu jej wyrzuty o zmarnowane życie. Jej odejście. Powroty i nadzieje. Wściekłość, niemoc i poniżenie. Ponowny powrót - kolejne odejście. Ironia i gorycz... W końcu on. Ten trzeci, ten lepszy. Bez pracy, z piwem pod pachą. Niezrozumienie i wyrzuty. A przecież dzisiaj były jego urodziny. Jak to? Nikt nie powie "Najlepszego, Jacku..."? Właśnie dzisiaj, gdy siedział z tymi przeklętymi papierosami przed telewizorem. Czy ona pamięta? Czy zadzwoni? On przecież zawsze dzwonił, pomimo iż minęły lata. Nagły telefon wyrwał go z zamyślenia. Jej spokojny, kobiecy głos sprawił mu radość. -Jacek? Tak, to ja. Co dzisiaj robisz? - zapytała. -To zależy, dlaczego pytasz. - odparł pełen nadziei... -A wiesz... Nie podwiózłbyś mnie do mamy? Andrzej wypił piwo i nie może..." - odparła niepewnie. Chwila ciszy zdawała się trwać w nieskończoność, pomimo że było to tylko kilka sekund. - Tak, podwiozę Cię. - odpowiedział, nie chcąc by wyczuła żal w jego głosie. - Dziękuję, Jacuś. Wiedziałam że zawsze można na Ciebie liczyć. - odpowiedziała i rozłączyła się. Jacek siedział chwilę patrząc w telewizor. Para na ekranie właśnie się przytulała. - Co za idiotyczny film! - powiedział sam do siebie. Wstał zbierając kluczyki i dokumenty. Poszedł jeszcze tylko napić się wody. Rzucił okiem na ścianę. 12 Sierpnia... Urodziny. Jutro rocznica ich poznania... A zawsze traktował to jako prezent urodzinowy od życia. Ze złością wyrwał obydwie kartki z kalendarza, zgniótł je. To była jego zemsta na upokorzeniu. Wyrzucił papier i wyszedł z mieszkania. <Postanowiłam dać czytelnikowi więcej szans na "dopisanie sobie historii" w związku z ogólnymi założeniami tego tematu, dlatego nie miejcie mi za złe, że opowiadanie jest aż tak krótkie. Sądzę że wydłużenie go i nadmierne wzbogacenie szczegółami jedynie zepsułoby efekt, który zamierzałam osiągnąć.>
»Zamieszczono 19-03-2012 10:470
Zgłoś!
Administrator
Mistrz Gry
Status Status
SŻ3840
PD: 2373
PostID #6125
Iza Dworzec o tej porze przypominał dom wariatów. Wszędzie biegali ludzie, w panice zbierając pakunki. Iza obrała sobie ciche miejsce niedaleko lady sklepiku. Tutaj przebywała najspokojniejsza grupa podróżnych, stali bywalcy jadący z pracy i do pracy. Siedziała skulona na ławce. Wokół kręcili się najróżniejsi ludzie. Gwar ich rozmów, tak kojąco działający zwykle na nią, tym razem doprowadzał ją do szaleństwa. Jak oni moglo rozmawiać tak zwyczajnie, o tak zwyczajnych rzeczach, kiedy jej świat się zawalił, potłukł na małe kawałeczki?! Po prostu musiała uciec. Dłużej by tego nie zniosła. To było ponad jej siły. Nie wiedziała jednak, co teraz. Mogła po prostu spojrzeć na rozkład jazdy. Lecz nie chciała widzieć upływającego czasu. A przecież to było oczywiste, że prędzej czy później nadjedzie dalekobieżny pociąg zmierzający w jakimś ciekawym kierunku. Być może w góry, albo nad morze... A może nawet do granicy. Podparła głowę rękoma. Spojrzała w dół, na własny plecak. Tak bardzo cieszyła się, gdy matka jej go kupiła na rozpoczęcie szkoły. Najnowszy krzyk mody. Każdy chciał mieć właśnie taki. Ulubiona pomarańczowa maskotka spoglądała wesoło z breloczka doczepionego do plecaka. Ufne maskocie oczy zdawały się kpić z jej rozpaczy. Iza spojrzała przed siebie. Że też zawsze zahaczy wzrokiem jakiś zegar właśnie w chwili, gdy najbardziej tego nie chce! Ogłoszono pociąg relacji Szczecin-Terespol. -Podjedzie nim tyle, na ile jej się uda, a później się zobaczy. Może być i Terespol. Przecież i tak wszystko jej jedno. A może wysiądzie w stolicy? I tak byłoby to odpowiednio daleko. I już nigdy nie zobaczy swojej podłej szkoły. Już nikt na nią nigdy nie krzyknie, nie powie jej co ma robić. Już nie zobaczy wściekłej twarzy ojca i zawiedzionej twarzy matki. Od teraz, od dzisiaj, jest wolną osobą. Samodzielną! Jesień wdzierała się do okien, przynosząc zapach palonych liści. Iza wyjrzała za okno. Nie lubiła tego zapachu. Zawsze przywodził jej na myśl pamiętny dzień sprzed nastu lat, w którym to z jednym plecakiem czekała na pociąg, rozgoryczona życiem i swoją w nim rolą. Drzwi mieszkania uchyliły się ze zgrzytem. Iza wiedziała, czego jest to oznaką. Sławek wracał do domu od kolegi. Najciszej jak umiała, otworzyła drzwi do przechodniego pokoju. Ewelina, jej córka, leżała na łóżku, twarzą do poduszki. Iza podeszła do niej i położyła jej rękę na plecach. - Nie płacz, kochanie. Proszę. Nie płacz bo i mi serce kroi się na kawałki... - przemawiała do córki łagodnie. Ewelina odwróciła się. - Mamo, dlaczego się na to godzimy? Dlaczego nie mogłaś odejść, po prostu? Gdy był na to czas, gdy mogłaś? Iza spojrzała w dół, na znoszone kapcie. - Ja wiem, Ewelińciu, że bywa ciężko. Ale to Twój ojciec. Utrzymuje nas i dba o nas... Czasami tylko.... -Iza zawahała się i nie dokończyła. Spojrzała na córkę. Siniak na policzku był już prawie niewidoczny. Jej serce, matczyne i ciepłe, niemal przełamało się na ten widok. Ten jeden jedyny raz, który miał już nigdy więcej się nie powtórzyć, jej wspomnienia wróciły do ciepłego spojrzenia matki. Przypominała sobie wszystko z owego feralnego dnia. Wywiadówkę, krzyk ojca, rozpacz matki, własny bunt, ucieczkę. Dziś widziała to inaczej. Znów w jej pamięci pojawił się matczyny uśmiech. Niemal skuliła się na wyobrażenie żalu swych rodziców, gdy odkryli jej list. Znów spojrzała na Ewelinę. Była zaledwie pół roku młodsza, niż Iza wtedy. - Dlaczego ty nie uciekłaś, córeczko? - zadała sama sobie pytanie, na które nigdy nie miała otrzymać odpowiedzi.
»Zamieszczono 19-03-2012 10:480
Zgłoś!
Status Status
SŻ
PD:
PostID #14627
Naprawdę fajne opowiadania.Nie wiem,co mógłbym więcej napisać.Będą jeszcze następne?
»Zamieszczono 06-08-2012 21:240
Zgłoś!




Kliknij tutaj aby odpisać