[ Wszystkie wpisy: 37 ]  Poprzednia 1, 2,


 Postać   Wpis  
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50218
BRENDA DIX 
 
Wieczór, 18 września 2020 
Piątek 

Czas radosnego wycia dobiegł końca. Nie musiała wychodzić z zaplecza, by słyszeć gwarę płynącą z sali. Wkrótce nawet dołączył do niej Tom, szukający cichego miejsca do wysłania paru sms-ów. Miał słuchawki na uszach i nawet Brenda mogła słyszeć echo tego, co w nich leciało. Nie przejął się tym, że miejsce mogło być już zajęte. Niczym prawdziwe komórkowe zombie wszedł z opuszczoną głową i wzrokiem wlepionym w wyświetlacz i chyba tylko jakaś magia lub grawitacja przyciągnęła jego tyłek do kanapy pod ścianą, bo wcale nie wyglądało, żeby widział ją lub cokolwiek innego wokoło niego. 

Po chwili wparował tu także Nigel. Opadł na kanapę nonszalancko, sprawiając że parsknęła powietrzem niczym rozgniewany koń. Zrobił zdziwioną minę i podniósł szczupły tyłeczek z siedzenia, sprawdzając czy wciąż jest całe. Zdarzało mu się przypadkiem psuć różne rzeczy od czasu do czasu. Wynikało to z jego braku strachu w zabieraniu się za czynności, których nie potrafił, dotykaniu urządzeń, których nie rozumiał lub skupianiu się bardziej na ludziach, niż otoczeniu. Tym razem odetchnął z ulgą. Był w posiadaniu puszki jakiegoś energetyka, którego zdobył sobie tylko znanym sposobem, unikając podchodzenia do baru. On siedząc jeszcze bliżej Toma, także usłyszał jego muzykę. Wyrwał wtyczkę słuchawek z jego telefonu i piosenka rozległa się w pomieszczeniu.


Nigel nie podnosząc się z miejsca, ani nie odkładając nawet otwartego napoju, natychmiast zaczął tańczyć. Siedząc, kręcił tyłkiem, powodując kolejne syki i skrzypienia zdenerwowania muszącej znosić jego wybryki kanapy. 

You know that I'm crazy about you... 

Wskazał palcem na Brendę. 

I need you right by my side. 

- Co ty wyprawiasz, kretynie? - Tom podniósł z ukosa oczy na przyjaciela. 

Brzmiał na rozeźlonego, ale nie odwrócił twarzy od ekranu telefonu, więc sytuacja nie była poważna. Nigel nic sobie z niego nie robił. Udawał ustami, że śpiewa, nie znając kompletnie tekstu. Wywijał przy tym trzymaną w złączonych dłoniach puszką, jakby dzierżył jakąś ogromną łychę i mieszał nią wyimaginowaną zupę w kotle. A patrząc na jego ruchy, można by przypuszczać, że może nawet był to jakiś potężny eliksir. 

I’m a gift that just keeps on giving. 

Obrazel

Nigel płynnie przeszedł do słynnego ruchu płetwonurka. 

I’m a… 

Ktoś nagle zapukał donośnie i Tom natychmiast wyłączył muzykę. Nigel zastygł z uniesioną ręką, drugą z puszką gdzieś przed twarzą kolegi i głupim uśmiechem na twarzy. 

To jeden z dźwiękowców, Joshua przyniósł im już nastrojone przekaźniki z słuchawkami. Rozdał je muzykom i zapytał: 

- A gdzie jest Sam? 

- Oblężony - odparł Nigel, wyglądając już zupełnie normalnie. 

 - Przez fanów?

- Mmmm-hmmm - przeciągle potwierdził Nigel.

Josh nie zastanawiając się, podał mu urządzenie przeznaczone dla basisty i wyszedł. Ten wkrótce pojawił się w sali. Już wyglądał na zmęczonego, a nie zaczęli jeszcze nawet grać.

- Fanki cię tak załatwiły? - Nigel poruszył wymownie brwiami.

- Taaa… - westchnął Sam nie bez uśmiechu i klapnął na skraj kanapy, po lewicy gitarzysty. Nigel pacnął wolne miejsce między Tomem a nim.

- Chodź, Brandy. Usiądź z rodzinką. Jeszcze się nastoisz.

Po czym sprawdził godzinę, koncert miał programowo rozpocząć się za 13 minut.
»Zamieszczono 03-10-2018 21:240
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50219
LUCIA JOPEZ

20:07, 18 września 2020
Piątek

Jesień delikatnym deszczem grała na szkle okien w pokoju Lucii. Mieli się razem wybrać na koncert. Mimo niechęci Lucii do tłoku i hałasu, jakoś dała się mu namówić na wspólny wieczór. Ale on zawsze taki był. Wydawał się wiecznie zajęty, pracowity jak mrówka, przez co bardzo rzadko spotykał się towarzysko. Jego znajomymi byli na równi profesorowie, co studenci. Jego hobby - rozwiązywanie zawiłych problemów fizycznych, równań matematycznych, ale także jazda na deskorolce czy gry komputerowe. Trudno było się z nim umówić. Niemal niemożliwym przekonać do zrobienia czegoś. Przez to część uczniów go nie znosiła. Trudno było lubić kogoś, od kogo było się gorszym już na starcie. Był on jednak bardzo charyzmatyczny i elokwentny. Bystrość i precyzja w przekazie niczym równanie matematyczne, dawały mu zawsze dobry wynik. Jednak nie tylko to działało tak dobrze na ludzi. Był zwyczajnie życzliwy. Wdawał się tylko w rozmowy, które chciał prowadzić, odchodził, gdy nie chciał. Tak jak jego nie dało się przekonać, tak on mógł każdego. O ile uznawał, że jest to warte jego czasu. Zawsze sprawiał wrażenie człowieka z czasem walczącego. Podczas gdy inni nudzili się, zabiegali o spotkania, on realizował się na wszystkich polach swoich zainteresowań. Bądź pracował.

Ash Blake był powszechnie uznany za geniusza. Był także kolegą Lucii. A przynajmniej tak bardzo, jak bardzo dało się lubić kogoś, kto niemal nigdy nie wyciągał pierwszy ręki, widział drugą osobę częściej przypadkiem w gronie wspólnych znajomych, którzy jako bardziej towarzyscy zapraszali oboje z nich. Warto też wspomnieć, że Lucia niemal nic o nim nie wiedziała. Niby znała te wszystkie powierzchowne rzeczy, których łatwo było dowiedzieć się od większości ludzi, którzy kiedykolwiek słyszeli o Ashu. Mogła mieć wrażenie, że chłopak mówi jej jedynie o rzeczach, które myśli na bieżąco, co przecież działo się i tak z rzadka. Chociaż łączyła ich z pewnością jedna wspólna cecha. Żadne z nich nie inicjowało nowych znajomości. Nawet wyjście na koncert było początkowo pomysłem kogoś z jego kręgu.

Lucia nawet nie wiedziała, czy Ash słucha takiej muzyki. Nie wiedziała też, dlaczego ją zaprosił. W końcu zadzwonił do niej osobiście. Może mogłaby dorobić do tego soczystą teorię, że Ash coś do niej czuje, gdyby nie to, że jego głos brzmiał przy niej równie życzliwie, co przy każdej innej osobie, która nie robiła mu problemów. Może zdarzało mu się tak wyrywkowo dzwonić do swoich znajomych. Kto wiedział, jakie tajemnice skrywał jego, ponoć genialny umysł.

Na koncercie mieli być oni dwoje, jacyś jego znajomi, których mogła znać lub nie, może też jej znajomi, jeśli chciała kogoś zaprosić. Części na pewno nawet nie musiała. Był to w końcu koncert Ciar. Przynajmniej jedna trzecia uniwersytetu o nich słyszała, a jeszcze kolejna część z tego podkochiwała się w którymś z muzyków. Marketing w internecie pozwolił im się wypromować w przerażającym tempie, biorąc pod uwagę, że do Lucii nie dotarła nawet informacja o ich poprzedniej wokalistce. Za jej czasów media społecznościowe i youtuby nie funkcjonowały jeszcze tak dobrze na korzyść muzyków. Tak więc wyszło, że to Brenda była główną Ciarą. O innej już zapomniano.

Koncert miał zacząć się za około dwadzieścia minut. Jeśli doliczyć do tego dojazd, to mogła znaleźć się w pubie, na samo rozpoczęcie. O ile oczywiście chciała tam pójść. Ash nie dzwonił, nie pisał i mogła zastanawiać się, czy aby przypadkiem sam się nie rozmyślił. Od Lucii zależało, czy miała ochotę ostatecznie tam iść. No i czy zamierzała przed tym skontaktować się z Ashem Blakiem.


Obrazel

»Zamieszczono 07-10-2018 00:090
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 1
PostID #50221
Lucia zaczęła się szykować dość wcześnie, choć nie potrzebowała jakoś szczególnie dużo czasu. Ubrania trochę bardziej wyjątkowe niż zwykle, czerwona koszula w czarną kratę, na to czarna skórzana kurtka (sztuczna skóra, ale ładnie udaje prawdziwą, więc większość osób nawet nie zauważa), martensy i spodnie w odcieniu ciemnej, winnej czerwieni, makijaż taki jak zwykle czyli trochę podkładu. No, machnęła jeszcze rzęsy tuszem. Jak na nią to się wysiliła. Potem siedziała z książką w ręce, choć jakoś nie potrafiła się skupić na czytaniu jej. Mózg dziewczyny znalazł sobie temat do rozmyślań i uczepił się go skutecznie utrudniając inne czynności wymagające jakiegokolwiek skupienia. Ash Blake zaprosił ją na koncert. Osobiście. W sumie nie tyle zaprosił, co przekonał żeby przyjęła zaproszenie reszty ekipy, ale można to chyba uznać za tożsame. Tak czy inaczej z jakiegoś powodu chciał ją na tym koncercie i było to dla niego na tyle ważne, że sam do niej zadzwonił i poprosił, żeby przyszła. A ona się zgodziła nawet nie wie czemu. Znaczy, powiedziała że jeszcze zobaczy, że może jej coś wyskoczyć, ale oboje wiedzieli już wtedy, że musiałoby się stać coś naprawdę wielkiego, by opuściła ten koncert. Lucia szukała w głowie wyjaśnienia dla takiego zachowania. Jego i swojego. Nie była za bardzo fanem takiej muzyki. Słuchała czasem, ale szału na tym punkcie nie miała nigdy. Przesłuchała jakieś utwory tych Ciar, które znalazła gdzieś na soundcloud czy youtube. Nawet niezłe, ale równie dobrze mogłaby ich słuchać na telefonie i nie musiałaby się pchać w żadne tłoczne miejsce. Ash… trudno powiedzieć, ale nawet jeżeli, to nie był to powód by ją przekonywać. Ani dla niej by szła. Lubiła go? Albo on ją? Przecież prawie się nie znali. Widywała go czasem, słyszała wiele o nim, zdarzało jej się nawet z nim rozmawiać i chyba nawet częściej niż większość. Nawet czuła do niego jakąś sympatię, ale wciąż nie nazwałaby tego więzią i on raczej też nie. W końcu zachowywał się względem niej równie życzliwie co wobec każdego i jej to jak najbardziej odpowiadało. Solidarność introwertyków? Możliwe. Na pewno wiedziała o nim to, że nie należał do osób otaczających się wielkim gronem przyjaciół o większym lub mniejszym stopniu przywiązania i sprawiał wrażenie takiego co nie przepada za tłumnymi imprezami, więc może liczył, że nie będzie pierwszym, który się zmyje. Jednak on chyba nie przejmował się za bardzo takimi rzeczami. Nie chciał w czymś uczestniczyć, to nie uczestniczył i już, pewnie takiej imprezy też to dotyczyło. Z lenistwa to, że zdecydowała się pójść mogła zrzucić na charyzmę Asha i póki co chyba stuprocentową skuteczność w przekonywaniu ludzi.Jednak nie tłumaczyło to takiego ruchu ze strony uczelnianego geniusza. A może on jest psychopatą i ma jakiś swój morderczy plan dla niej? Geniusze mają przecież większą tendencję do odchyleń na tym tle. Pieprznęła facepalma. Co ona? Fanatyk teorii spiskowych? Miły, przystojny i inteligentny facet zaprasza ją na koncert, a ta jeszcze wybrzydza? Uśmiechnęła się ironicznie odkładając książkę na stolik nocny, wzięła torbę i wyszła w końcu na ten koncert informując właściciela, że prawdopodobnie wróci późno. Nie pierwszy raz słyszał ten komunikat i póki nie robiła hałasu wracając, nie zamierzał się czepiać. Deszcz wielu osobom by przeszkadzał, ale Lucia nie miała nic przeciwko. Rozłożyła parasol- jeden z tych podręcznych mieszczących się do torebki i ruszyła w stronę baru, gdzie miała spotkać Asha.
»Zamieszczono 08-10-2018 21:440
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50228
Hrabina robiła się nerwowa, za chwilę będzie zła. Jay ją zaprosił, a teraz znikł zostawiając ją z Claudią, która teraz nie mówiła nic, z niewiadomego powodu. Albo nie miała nic dopowiedzenia, albo nie chciała nic powiedzieć. Cheryl też jakoś szczególnie rozmowna nie była. Cieszyła się z autografu muzyka, jednak miała dziwne uczucie, bo to jej rywalka załatwiła taki prezent. Teraz dziewczyna będzie musiała odwdzięczyć się na jej urodziny w równym, bądź lepszym stylu. Tylko kiedy ona miała urodziny? Cheryl złapała się, że zapomniała, a teraz tak głupio zapytać. Jak tylko Claudia zamówiła swoje piwo, solenizantka poprosiła o RED Desperadosa i nie ukrywała oburzenia, gdy znów zostaliwi ją samą. To był JEJ dzień! Po chwili jednak wykorzystała moment i chwyciła za komórkę. Chciała sprawdzić co dzieje się w wirtualnym świecie: Wchodząc na czat forum Cheryl mogła ujrzeć kilka odpowiedzi. Jedna była zapytaniem o sesję, którą rozgrywali. Nic ciekawego dla dziewczyny jak na ten moment. Pozostałe wiadomości były od Foxy. Moderatorki. FOXY: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SADIMA!!!!! FOXY: * wrzeszcząc* STOOO LAT STOOOOOOO LAT... FOXY: itede itepe FOXY: PS. walić pajaca Dziewczyna była znana z dosadności i takiego też słownictwa. Cheryl odpisała na szybko: Sadima: Dziękuję Ci bardzo słońce. :* :* Sadima: A co do KP mam już napisane prawie wszystko i wyślę jak tylko wrócę do domu. Sadima: Jeszcze raz dziękuję za życzenia! :3 Cheryl znana była z tego, że telefon był jak jej druga reka, więc jeszcze przeglądała SMSy z życzeniami, nawet jak Jay i Claudia podeszli, dopiero po chwili ocknęła się, że to niegrzeczne i schowała telefon do torebki. - Dziękuję bardzo- powiedziała podnosząc kieliszek w górę i stukając się i z Jayem i z Claudią. Wypiła szota od razu i położyła kieliszek na tacy dnem do góry. -Już nie mogę doczekać się, kiedy wreszcie zagrają- dodała podczas rozmowy. Może w końcu obie byłe przyjaciółki wyluzują się na tyle, by swobodnie rozmawiać. Solenizantka wyłapała skwaszoną minę Jaya, choć na początku uznała, że to jest wynik wylania piwa, jednak potem doszła do wniosku, że to przez spotkanie z tym mężczyzną. Podeszła do Jaya i pogładziła go po ramieniu, aby zwrócić jego uwagę. Oczy chłopaka wciąż jeszcze były groźnie zwężone, gdy odwrócił do niej głowę. Ale na twarzy już zakwitał lekki uśmieszek przyjemny niczym najczerwieńsza i najbardziej kolczasta róża. Był to jego wyraz uprzejmości, bez zniżania się do bycia bezpodstawnie miłym. - Druga runda? - zapytał. Cheryl jednak uśmiechnęła się. - Koniecznie, bo swoje wylewasz za kołnierz- dogryzła mu, widząc rozlane piwo. -Patrz, masz ochlapane buty- dodała i gdy spojrzał w dół, to palcem smyrnęła go w nos. Jay niczym zły pies zmarszczył nos i spróbował ugryźć ją w palec. Oczywiście nie przyłożył się do tego i palucha nie dziabnął. Po tym uniósł brwi w wyrazie drwiny z całej tej sytuacji. Claudia w tle przewróciła oczami, nie psuła im jednak zabawy. Z ciekawością rozglądała się wokoło, po ludziach. - To potrzymaj - wetknął Cheryl swojego Red Stripe'a w dłoń. - Co chcesz? Solenizantka odebrała butelkę od Jaya. - Chcę to samo co wcześniej i nie gryź, bo będziesz musiał robić opatrunek.- puściła mu oczko, potem spoważniała. - Kto Ci popsuł humor? Widziałam.- - Jakiś nieuważny dupek. - Jay ostentacyjnie otrzepał perfekcyjnie czystą koszulę. Dając do zrozumienia, że cały zestaw ubrań tamtego na pewno nie byłby wart tyle co ona. - Nie ważne. - Ważne, nie ważne, nie krzyw się tak, bo Ci zostanie i zepsujesz mi urodziny - wbiła palec w jego brzuch, nie mocno, byle połaskotać. - Będę miała go na oku, Ciebie gagatku też- zaśmiała się i pozwoliła zaprowadzić do Claudii, bo uznała, że Jay utnie temat i nie będzie chciał kontynuować rozmowy. Jay zaśmiał się szczerze w reakcji na zaczepki Cheryl. Gdy znaleźli się znów w bliższej gromadzie, skoczył raz jeszcze po kolejkę szotów. Przy barze znów natknął się na grupę tamtych mężczyzn. Tym razem obyło się bez wrogich spojrzeń, bo tamci zajęci byli rozmową z innym, stojącym przy barze. Jay nie mógł wiedzieć, że był to Avery Blackbourne, właściciel pubu.
Obrazel
Został zaserwowany przez bardzo przystojnego, białowłosego chłopaka w podobnym mu wieku, o błękitnych oczach. Nie wydawało mu się, by owy był studentem, ale znów Jay nie przykładał na codzień dużej uwagi, o ile w ogóle do podrzędnych istot. Uznał, że teraz zdecydowanie z tym przesadza. Zostawił chłopakowi napiwek, bo kto bogatemu zabroni i wrócił z trzema szotami tym razem trzymanymi w rękach. W tym tłumie przypominał sapera niosącego bombę, która w każdej chwili mogła wybuchnąć.
W międzyczasie Claudia, może ośmielona alkoholem spróbowała porozmawiać troszeczkę z Cheryl. Zapytała się jak dziewczyna spędziła urodziny i jakie zespoły poza Ciarami lubi. Dziewczyna opowiedziała o przygotowaniach, które ważniejsze były dla jej matki niż jej samej, bo dla niej ten dzień był koszmarem aż do teraz, gdzie może spędzić go w gronie znajomych i przy muzyce ukochanego zespołu. Poza Ciarami wymieniła kilka zespołów o podobnym brzmieniu. Jeszcze zanim zaczęli grać, puściła Claudii co ciekawsze kawałki z komórki, bo przecież lepiej pokazać nagranie niż opowiadać, prawda? - Zakład o dychę, że Jay rozleje- zagadała do Claudii widząc, jak kolega z roku stara się przynieść kieliszki z zawartością.
»Zamieszczono 14-10-2018 00:250
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50229
RACHEL NOVICKI

Paul podjechał pod Rebel Pub w ciągu zaledwie pięciu minut. Nie znaleźli już miejsca przy ulicy obok wejścia, musieli więc objechać sąsiednie budynki. Wciąż mieli jednak bliżej niż gdyby zostawili samochód pod Karczmą. Mimo iż pił piwo, nie bał się wsiąść za kółko. Nie czuł żadnych skutków ubocznych, a odległość była tak niewielka i w terenie zabudowanym, że nie mógł nawet przyspieszyć. Gdyby nawet minął jakiś zaginiony w małomiasteczkowej dżungli patrol policji, nie wzbudziłby ich najmniejszych podejrzeń. Postanowił jednak już więcej nie pić. Przed pubem zapytano ich o bilety. A gdy nie mieli, podano cenę 90 funtów tranquilliańskich. Paul spojrzał na Rachel, szukając potwierdzenia, czy ta cena jej odpowiada. Zdecydowali się wejść. Nawet naukowcy potrzebowali od czasu do czasu dawki porządnej rozrywki. Weszli w ceglane bramy jedynego w swoim rodzaju pubu, pozostawiając na zimnie i drobnym deszczu kilka zaparkowanych w rzędzie, stylowych motocykli.


Obrazel




LUCIA JOPEZ


Lucia dotarła pod pub wedle prognoz, niemal przed samym rozpoczęciem. Asha nie było za zewnątrz. Można było przypuszczać, że czeka w środku. Któż chciałby tkwić na zewnątrz, kiedy pogoda nie dopisywała. Dziewczyna nie otrzymała też od niego żadnej wiadomości. Lucia spróbowała do niego zadzwonić, choć pewnie jak jest na koncercie to nie odbierze. Podeszła do wejścia, żeby kupić bilet i weszła.

»Zamieszczono 14-10-2018 19:180
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50231
Kolory:
MG
Gracz

Tekst pochodzi z tego logu.

Dla nowoprzybyłych wejście do pubu okazało się lekkim szokiem po chłodnej, ciemnej i wilgotnej nocy. Było tłoczno, było gwarno i powoli robiło się duszno, choć klimatyzacja ratowała sytuację. Nie pomagała natomiast wcale na gorącą atmosferę, jaka zapanowała gdy przygasły nagle światła.


BRENDA DIX

21:00, 21 września 2018
Piątek

Na zapleczu pubu panowało nie mniejsze podekscytowanie. Każda Ciara przeżywała stres na swój własny sposób. Jednak tuż przed wejściem na scenę zapanowała między nimi zgodna, niemal uroczysta cisza. Wszyscy, nie tylko główna wokalistka świetnie się przygotowali. Tom miał na sobie podziurawioną w postapokaliptycznym stylu ciemnoszarą koszulkę, włosy roztrzepał zadziornie na żel, tworząc wokół głowy imponującą grzywę jak u lwa. Sam związał długie dready w kitkę, ubrał swoje ukochane spodnie moro i stylową, dość nowoczesną, prosto cietą czarną bluzkę, z mocnym wycięciem pod rękawami, które biegło niemal przez cały tors, odsłaniając wyrzeźbione dobrze mięśnie. Mięśnie Nigela nie były aż tak wydatne, ale nie przeszkodziło mu to w zostawieniu granatowej marynarki rozpiętej, bez żadnej koszulki pod spodem. Do tego wybrał dość ekstrawaganckie czarne skórzane spodnie.

Obrazel

Gdy światła zgasły na moment, Ciary w te pędy wbiegli na scenę, ustawiając się na swoich miejscach. Jedna, jasnożółta lampka zaświeciła się za nimi, ukazując ich sylwetki, jakby zastygłe w czasie, Thomasa z pałeczkami przy perkusji, Sama i Nigela, lekko pochylonych i z rękami na strunach swoich gitar… A między nimi Brenda, zwrócona tyłem do publiczności, trzymająca wysoko uniesiony nad głową mikrofon. To nie mogło jednak długo trwać. Brenda opuściła rękę jakby na znak startu ruszającym do wyścigu pojazdom, a potem przytknęła mikrofon do ust, krzycząc: Oooo...! I miss the misery!


Ciary przed chwilą żartowali sobie na zapleczu, a teraz byli tu, w centrum zainteresowania, całkowicie odmienieni. Tom, na co dzień spokojny, za perkusją wyglądał jak prawdziwa bestia. Nigel, który niedawno zachowywał się jak przedszkolak na scenie stawał się prawdziwym profesjonalistą i poważnym, seksownym mężczyzną od którego trudno odwrócić wzrok (nawet Brendzie). Wokalistka miała to szczęście, że mogła podejść do niego, nachylić się ze złowieszczym wyrazem twarzy, nawet lekko popchnąć i przy tym wszystkim udawać, że śpiewa do niego.

♫ I like the kick in the face And the things you do to me I love the way that it hurts I don't miss you, I miss the misery ♫

Nigel dobrze się bawił przy zaczepkach Brendy. Gdy do niego podeszła zwrócił się w jej stronę i nachylił się do niej wystawiając język. Poszedł także za nią kilka kroków, gdy cofała się, jakby to teraz on się droczył. Wywołało to oczywiście ucieszne piski u fanek, zagłuszone częściowo przez ogólny hałas. Brenda cały czas patrząc na Nigela zaczęła iść w stronę Sama, lecz wtem potknęła się o kabelki i omal na niego nie wleciała. Na szczęście nie zgubiła melodii, tylko na chwilę podniosła głos. Miała nadzieję, że nikt tego nie nagrał. Zaczął się kolejny utwór, z ich nowej płyty.



♫ Am I brave enough? Am I strong enough? To follow the desire That burns from within... ♫

Właśnie zabrzmiał refren piosenki, a wraz z nim na scenie pojawiły się płomienie, rozsiewając złowieszczy, czerwony blask po członkach zespołu.

♫ I am the fire...! I am burning brighter! Roaring like a storm! And I am the one I've been waiting for... ♫

W momencie, gdy Lucia znalazła się pod sceną, a trochę to zajęło drobnej dziewczynie, Nigel zaczął swoją solówkę. Muzyk wyszedł na środek i pod samiuteńką krawędź sceny, powodując tym niemałe zamieszanie wśród fanów. Hałas rozbrzmiał tuż przy uszach Lucii. Nagle z ich najbardziej piszczącej części tłumu wystrzelił czerwony, koronkowy biustonosz. Stanik przeleciał z gracją nad ochroniarzami i wylądował na głowie Nigela. Mężczyzna wzdrygnął się, choć nie przestał grać. Machając głową na wszystkie strony, spróbował zrzucić z siebie intruza, wiedząc, że musi wyglądać teraz jak palant. Spowodował jedynie, że jego fryzura roztrzepała się, a biustonosz zsunął tylko częściowo na jego ramię. Nigel zarumienił się i spojrzał błagalnie na Brendę.

Wokalista musiała użyć całej siły woli, by się po prostu nie zaśmiać. Była jednak już w pełni wciągnięta w piosenkę, skupiała się na kolejnych słowach i pozwoliło jej to z pewnością siebie i pewną zmysłowością podejść do Nigela i zsunąć intruza z jego ramienia, śpiewając akurat słowa: What’s right in front of me?

Nigel odsunął się od krawędzi sceny na bezpieczną odległość, zostawiając na pastwę czegokolwiek, co miało jeszcze przylecieć z tłumu frontwomankę zespołu. Przedtem rzucił niezadowolone spojrzenie w tłum, napotykając wzrok Lucii. Chyba uznał, że to ona jest jedną ze spiskowców w stanikowym ataku.


CHERYL WILLIAMS

Cheryl zanim wypiła drugiego szota, musiała zapłacić Claudii za przegrany zakład. Szybko przechyliła kieliszek, gdy światło zgasło. Jak tylko usłyszała pierwsze nuty, to aż przeszły ją ciarki. 

Claudia nie przyjęła pieniędzy.
- Będzie na następną kolejkę. - zaśmiała się, przechyliła szota i wrzasnęła wysokim głosem na cały regulator, bo oto na scenie pojawiły się Ciary. Pociągnęła Jaya za koszulkę, idąc w stronę tłumu pod sceną, który kończył się właściwie niemal pod samą ścianą. Jay wyjątkowo się tym nie przejął, puścił Cheryl przed sobą, zamykając korowód zdążający pod scenę.

Cheryl: - Zaraz wracam, bądźcie grzeczni- zażartwała do Jaya i Claudii, poczym poszła w stronę baru.

Jay: - Hej! A ty dokąd... No i poszła. Straciliśmy ją. - Bo nie będzie im łatwo odnaleźć się po tym rozdzieleniu.
Claudia posłała mu proszące spojrzenie, ludzie patrzyli na nich niezadowoleni, gdy stali zwróceni nawet nie w kierunku sceny, więc postanowili kontynuować przepychankę ku atrakcji wieczoru.

Cheryl dopchała się jakoś do baru i oparła się o jego blat.
- Cześć, blondasku, poproszę 3 razy Purple Rain- zamówiła kolejkę dla każdego, przy okazji obserwowała barmana przy pracy. 

Lucky, białowłosy barman uśmiechnął się lekko do Cheryl. Nie wydawał się należeć do tych rozmownych. Jednak, gdy nalał jej drinki, również oparł się o blat, w bezpiecznej odległości od klientki i z półuśmiechem podał cenę.

Cheryl: - Masz talent, podobają mi się, jak zasmakują to wrócę po więcej- powiedziała z uśmiechem, ale nie oddalała się od pochylonego nad nią chłopaka.
Wsunęła mu banknot do ręki.
- Reszty nie trzeba- dodała z czarującym uśmiechem.

Lucky nie zmienił wyrazu twarzy, a odpowiedział może nawet z lekkim dystansem, ale wciąż z tym samym uśmiechem:
- Na zdrowie. 

Cheryl teraz miała wyzwanie, a nawet kilka. Pierwsze to utrzymać kieliszki w ręku i nie wylać, kolejne to zlokalizować w tym dzikim tłumie Jaya i Claudię. Rozglądała się na boki, by wypatrzyć czarnobiały duet. Ciemnowłosego Jaya i jasnowłosą Claudię.

Jay wyszedł Cheryl na spotkanie. A dokładniej tłum niemal z radością wypchnął go w miejsce, z którego udało mu się dość szybko ją odnaleźć. Wziął od niej dwa drinki, zostawiając ją z własnym i zaczął torować im drogę do miejsca, w którym jak mu się wydawało pozostawił Claudię.

Cheryl: - Dziekuję- powiedziała, ale przez hałas Jay i tak nie usłyszał. Szła za nim, traktując go jak o tarczę, skoro już sie przepychał. W sumie nie miałaby nic przeciwko, jakby się Claudii zgubili.

Jay poddał się po chwili nieudolnego przepychania przez niechętny tłum. Wepchnął się jeszcze kawałek do przodu i uniósł kieliszek do toastu. Przedtem uśmiechnął się i powiedział: - Ty pijesz dwa.

Cheryl: - To o to chodzi? Chcesz mnie bardzo szybko upić? A potem co zrobisz? Wytniesz nerkę?

Jay zrobił wielkie oczy: - Ja? Za kogo ty mnie masz?! - pokręcił głową, po czym rozciągnął usta w szerokim, złowieszczym uśmiechu. - Tylko nagram cię w akcji. A materiał zachowam na gorsze czasy.

Cheryl pokiwała głową za zrozumieniem. - Jak już zostanę prezydentem, bedziesz mnie tym szantażował?

Jay: - Albo jak mnie wkurzysz. - wzruszył ramionami i zaczął jakby nigdy nic tańczyć do piosenki.

Cheryl: - Nie zapłacę Ci ani pensa- odpowiedziała i dołączyła do tańca.

Jay: - Hmm nieźle to wygląda - pokiwał głową, obserwując po kolei członków zespołu. - Nie potrzebuję twojej kasy. Raczej rozrywki.

Cheryl aż zapiszczała z wrażenia. Bardzo podobały jej się efekty specjalne na scenie. Zaczęła podskakiwać w rytm refrenu. - Wiesz, że od rozrywki są spejalne panie na telefon?- dogryzła mu.

Jay miał już rzucić ciętą ripostą, ale komedia na scenie przykuła jego uwagę. Zaśmiał się z czystej szydery, a potem skrzywił.
- Po cholerę laski to robią?


RACHEL NOVICKI 

Paul: - Chyba nie tego się spodziewaliśmy. No, ale jak się już weszło, to warto by i się pobawić. Chodź, postawię ci coś.

Rachel uważała że to ździerstwo w biały dzień. Taka cena za podrzędny koncert w klubie zaskakiwała ją. Ale dosyć już dziś kręciła nosem i czuła się jak ostatnia maruda. Zerkała gdy wchodzili na Paula. Jednak gdy zaczęło się dziać, zerkanie na cokolwiek miała mocno utrudnione, a scena skupiała uwagę.
Rachel: -'Przy barze też będzie słychać' - zauważyła. -'Chyba że chcesz iść w tłum'

Paul: - W tłum to za chwilę.
Wciąż był nieco spięty w tak tłocznym miejscu, ale postanowił się bawić. Przynajmniej na tyle, na ile będzie potrafił. Liczył jednak po cichu, że to Rachel po jeszcze jednym, dwóch drinkach poprowadzi zabawę. Siła przyzwyczajenia... 

Rachel złapała Paula za rękę i pociągnęła za sobą.
-'No to chodź, bo stoimy tu jak cnotki w sexshopie' - zaśmiała się. 

Paul uśmiechnął się, widząc entuzjazm Rachel. Trochę przytłaczał go ten wieczór i jej niezadowolenie byłoby ostatnim, czego mu potrzeba. Dał się poprowadzić. 

Rachel zasadniczo rzadko bywała w takich miejscach, ale uznała że należy im się taki reset. Szczególnie po wydarzeniu w szpitalu. Zatrzymała się dopiero pod barem.
-'Sam mi coś wybierz, byle nie owocowe'

Paul zamówił sobie butelkę bezalkoholowego piwa Heineken, zawstydzając się odrobinę, gdy blondyneczka za barem uśmiechnęła się do niego. Dla Rachel wziął Jacka Danielsa z Colą, miał nadzieję, że lubi. W międzyczasie, czekająca na Paula Rachel mogła dostrzec stojącego nieopodal baru nikogo innego jak mężczyznę, który flirtował z nią wcześniej w Karczmie. Stał teraz przy łukowatym wejściu za bar, przy przejściu na scenę i zaplecze. Był z kumplami, w tym rudym i gawędzili sobie w najlepsze, nie wyganiani stamtąd przez ochroniarzy.

Rachel -'Właściwie, był ostatnio jakiś niezwykły pomór w mieście?' - zapytała, najwyraźniej nawiązując do pracy.
A przynajmniej tak mogło się wydawać, dopóki nie dopowiedziała
-'Daj to. Wrócimy taksówką. A skoro tu jesteśmy to i tak już dziś nie wyjedziemy' - widziała mężczyznę.
Zastanawiała się czy ją zauważył. Poczuła się głupio. Musiał się domyślać że uciekła z lokalu.


LUCIA JOPEZ

Lucia rozejrzała się szukając znajomych twarzy. Jeśli nie zauważyła nikogo, ruszyła do baru zamówić jakiegoś mniejszego drinka.

Niestety w pubie trudno było teraz dostrzec kogokolwiek konkretnego. A już na pewno nie Asha. Wciąż nie dawał znaku życia. Blondwłosa barmanka rozejrzała się po ludziach tłoczących się przy barze i wyłapała czekającą Lucię. Mimo dużego tempa pracy, wciąż się uśmiechała, a w przerwach od serwowania zerkała na zespół, widoczny przez duży łukowaty portal ściany działowej między barem a sceną.
Jasmine: - Czego się napijesz? - zapytała Lucię. 

Lucia spojrzała co jest spisane - Bellini. - poprosiła.
Sięgnęła jeszcze telefon i napisała do Asha: "Hej, jesteś na koncercie czy w końcu zrezygnowałeś?"

Barmanka zdążyła zrobić Lucii jej drinka, a nawet przyjąć za niego pieniądze i dopiero wtedy zawibrował telefon dziewczyny. Ash tłumaczył się: ,,Bardzo Cię przepraszam, Lucia. Nawaliłem, wiem. Coś mnie dopadło. Czuję się jakbym umierał." Choć mogło to brzmieć na wyolbrzymione, jednak nie kłamał. Ale skąd Lucia mogła o tym wiedzieć.

Lucia podziękowała za drinka. "Oh, rozumiem. Nie ma problemu. Ale mogłeś wcześniej dać cynka:P"

Kolejny sms od Asha mówił: ,,Przepraszam". 

Lucia "W sumie... Przynieść ci coś?"

Ash: ,,Jesteś bardzo troskliwa. Dziękuję. Baw się, poradzę sobie"

Lucia "Trzymaj się" napisała jeszcze i skupiła się na tym co się działo wokół. W barze i na scenie. Raczej nie zajmowała się zaczepianiem innych. Lucia szukała wzrokiem znajomych twarzy, ale nie zauważyła nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. Z ciekawości spróbowała podejść bliżej sceny. może nawet utnie sobie na chwilę część szarych komórek i podłączenie trochę w rytm muzyki.

W momencie, gdy Lucia znalazła się pod sceną, a trochę to zajęło drobnej dziewczynie, Nigel zaczął swoją solówkę. Muzyk wyszedł na środek i pod samiuteńką krawędź sceny, powodując tym niemałe zamieszanie wśród fanów. Hałas rozbrzmiał tuż przy uszach Lucii. Nagle z ich najbardziej piszczącej części tłumu wystrzelił czerwony, koronkowy biustonosz. Stanik przeleciał z gracją nad ochroniarzami i wylądował na głowie Nigela. Mężczyzna wzdrygnął się, choć nie przestał grać. Machając głową na wszystkie strony, spróbował zrzucić z siebie intruza, wiedząc, że musi wyglądać teraz jak palant. Spowodował jedynie, że jego fryzura roztrzepała się, a biustonosz zsunął tylko częściowo na jego ramię. Nigel zarumienił się i spojrzał błagalnie na Brendę.

Lucia nie rozumiała zupełnie tego typu osób, ale musiała przyznać, oglądanie tego z pierwszej próby było całkiem zabawne. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu widząc zmagania ze stanikiem. Dobrze, że w tłumie trudniej wydarzyć pojedynczą szeroko uśmiechniętą gębę.


»Zamieszczono 20-10-2018 18:580
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50634
Kolory:
MG
Gracz

Tekst pochodzi z tego logu.


W tłumie wciąż jeszcze rozlegały się chichoty, gdy zespół skończył grać utwór, szybko zagłuszyła je kolejna melodia.


CHERYL WILLIAMS


Cheryl - Bo jak nie mają czym błysnać, to błyszczą cyckami albo bielizną. Po prostu zazdrościsz, że w Ciebie stanikami nie rzucają- wystawiła język Jayowi.

Jay: - Nie mogę się wręcz od nich odpędzić - zabrzmiało to dość zdecydowanie, a biorąc pod uwagę popularność Jaya, możnaby rozważyć taką opcję. Chłopak nie dał jednak Cheryl czasu na takie namysły. - Idziemy po szoty?
Jay tym razem wolał się nie rozdzielać. W międzyczasie rozglądnął się za Claudią. Wiedział o niej zdecydowanie więcej niż Cheryl i był przekonany, że nie powinni zostawiać jej samej. Ignorując miotający nim tłum, napisał smsa.

Cheryl - Tym razem Ty pijesz dwa, chyba, że znajdziemy Claudię-

Dotarłszy pod bar faktycznie znaleźli Claudię. Nie była jednak sama. Rozmawiała, przestępując z nóżki na nóżkę z jakimś mężczyzną, na oko o co najmniej kilka lat starszym od niej. Zadbanym jednak i nienachalnym. Tak jak ona wydawała się onieśmielona, zaplatając dłonie na piersiach i chichocząc, kiwając się na obcasach, tak on trzymał dystans, śmiejąc się nieśmiało i raz po raz odwracając wzrok od umalowanych oczu blondynki.


 obrazek


Cheryl - No prosze, prosze, polowanie sie udało.- skomentowała towarzystwo Claudii, jednak mówiła tylko do Jaya, byle Claudia i jej kolega nie usłyszeli.

Jay szybko zmierzył wzrokiem i ocenił mężczyznę. Swoimi spostrzeżeniami nie podzielił się jednak z Cheryl. Nawet nie skomentował sytuacji. Jego oczy jednak zwęziły się i nie oderwały od pary, gdy mężczyzna zaproponował jej siedzenie zwolnione właśnie przy barze. Sam stanął obok niej i zamówił im drinki.

Cheryl szturchneła Jaya łokciem w bok. - Nie pożeraj ich wzrokiem, tylko zamów szoty.- zganiła go.

Jay zupełnie całkowitym przypadkiem stanął przy barze akurat tak, że znalazł się z mężczyzną ramię w ramię. Przejrzał błyskawicznie menu drinków, zwilgotniałe już i lepkie po wieczorze dobrej zabawy i zamówił im po tym samym szocie co wcześniej Cheryl, zakładając, że te akurat lubi. Do tego wziął dla siebie Mojito i zasugerował barmanowi, by przygotował jeszcze coś, co sobie Cheryl wybierze.

Cheryl wybrała białego ruska, bo lubiła słodsze drinki.

Jay zapłacił barmanowi, ponownie olewając resztę. Stuknął się z Cheryl na zdrowie szklaneczkami.

Cheryl z uśmiechem stuknęła kieliszek i wypiła oba szoty, jeden po drugim.
- Dziękuję za cudowny prezent, Mogliby jeszcze zaśpiewać coś dla mnie na urodziny.- oj, tak Cheryl był bardzo rozpieszczona i chciała dużo rzeczy, ale czy Sam zapamiętał, że ma solenizantkę na koncercie? Czy może potraktował ją jak jedną z wielu?

Jay przyjął komplement z komentarzem na wyszczerzonej twarzy - Wszystko dla mojej hrabiny. - Alkohol zaczynał już na niego powolutku działać. Potem jednak zignorował fragment o muzykach i odwrócił się w prawo, ku Claudii i jej towarzyszu.
- Cześć Claudia.

Cheryl była nieco bardziej podchmielona, bo była drobniejsza od Jaya, jak ten zagadał do Claudii, to Cheryl zajęła się tańcem.

Claudia z początku go nie dojrzała, skupiona na swoim rozmówcy. Jednak, gdy kącikami oczu zarejestrowała wpatrzoną w nią jakąś twarz, jej własna doznała naraz wyrazu zaskoczenia i radości. Widać było, że i na nią alkohol już zadziałał, jednak w o wiele większym stopniu niż na Jaya. Oraz niż na tego błękitnookiego mężczyznę. On był wyraźnie przytomny i zmieszał się, gdy chłopak oparł się łokciem o bar tuż przy jego ramieniu. Może pomyślał, że to chłopak jego rozmówczyni.

Podchmielona Claudia jednak nie zauważyła wcale napięcia w tej sytuacji i przedstawiła sobie mężczyzn, jakby nigdy nic, nie tłumacząc wcale kto był dla niej kim. Jay poznał imię nieznajomego: Toby. Owy podał Jayowi dłoń, a ten po sekundzie zawahania przyjął ją i słysząc, że Claudia wraca do przerwanego tematu o przyszłości po studiach, postanowił dać im spokój.

Cheryl właśnie okręcała się, powodując że długie włosy podniosły się do góry.

Ciary skończyły kolejny utwór. Wybrzmiało Mz. Hyde.






Jay postanowił dołączyć do Cheryl na nowoutworzony przez nich parkietu tuż przy barze. Nie byli jednak jedynymi, podrygującymi do muzyki w okolicy. Parę grupek znajomych uznało, że i tu można się bawić, nie doświadczając ścisku spod sceny. Znalazły się też pod barem wątpliwej reputacji dziewczyny, próbujące kręceniem bioder kupić sobie drinki. Jay kręcił własnymi nie gorzej od nich. Miał gdzieś, czy dzieciaki z uniwersytetu go zobaczą. I tak mu potem nie podskoczą.

Cheryl przy Jayu była całkowicie wyluzowana. Znali się długo i mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa i durnych wygibasów. Być może pomógł jej w tym alkohol.



LUCIA JOPEZ

Lucia nie wiedziała o przekonaniu artysty, ale nawet gdyby, pewnie i tak nigdy już jej na oczy nie zobaczy, więc nie widziała problemu. Po prostu się bawiła słuchając muzyki i podrygując lekko.

Lucia poczuła lekki napór na plecy. Ludzie tańczyli, część skakała, a jeszcze inni wędrowali pod scenę. Gdyby się odwróciła, zobaczyłaby młodzieńca o twarzy ubarwionej zmieniającymi się w rytm muzyki światłami.


 obrazek



Lucia obejrzała się. Widząc chłopaka przestała skakać, tylko przekrzywiła głowę.

Chłopak kiwnął do Lucii głową, chyba tylko jako przyjazny gest. A potem zaczął tańczyć do rytmu Ciar. Wystawił po chwili rękę do dziewczyny, zapraszając ją do wspólnych pląsów.

Lucia spojrzała najpierw na rękę chłopaka, potem znowu na jego twarz. Przecież pierwsze go widziała. Jednak duszne powietrze, głośna muzyka i alkohol z tego jednego drinka zdusiły myślenie w zarodku. Przyjęła zaproszenie. Zaczęła pląsać razem z nim jakoś tam się dopasowując mniej więcej.

Partner taneczny Lucii wykorzystał krótką przerwę między utworami, by zapytać Lucię, o imię, czy mieszka w Tranquillium i czym się zajmuje.

Lucia przedstawiła się odpowiadając tym samym pytaniem, przerywając tym samym następne, by nie musieć na nie odpowiadać.

Chłopak mienił się kolorami świateł. Trzymając dłoń Lucii, delikatnie pomógł jej wykonać obrót. Zauważył, że nie odpowiedziała na dwa z jego pytań, nie był pijany. Może nie słyszała, może nie była zainteresowana? Kogo to obchodziło. To była noc zabawy, a nie oczekiwań. Noc szaleństwa, nie nudy. Noc romansów, ale tylko takich na chwilę.

Lucia wróciła do tańca zadowolona, że nie pytał dalej. Sama szukała okazji jak będzie trochę ciszej, żeby jego spytać o imię. W końcu się nie przedstawił.

Zabawa trwała także wokół nich. Ochroniarze skutecznie dotychczas powstrzymywali imprezowych rozbitków dryfujących ku scenie na fali. Jednak im dalej w zabawę, tym było ich więcej i w końcu nie udało im się zatrzymać dziewczyny, która przefalowała nad barierkami i wdrapała się na scenę. Była maleńka i ruda, ubrana w rockowym stylu.


»Zamieszczono 01-04-2020 03:500
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50635
Kolory:
MG
Gracz

Tekst pochodzi z tego logu.


BRENDA DIX

Ochroniarze skutecznie dotychczas powstrzymywali imprezowych rozbitków dryfujących ku scenie na fali. Jednak im dalej w zabawę, tym było ich więcej i w końcu nie udało im się zatrzymać dziewczyny, która przefalowała nad barierkami i wdrapała się na scenę. Była maleńka i ruda, ubrana w rockowym stylu.
Przez chwilę stała zdezorientowana, zszokowana swoim własnym osiągnięciem, a potem podbiegła do śpiewającej Brendy i bez ostrzeżenia przytuliła się.

Brenda nie miała pojęcia co się tu wyprawia, najpierw lecą na scenę staniki, teraz ludzie... Po prostu... Zajebiście! Objęła na chwilę rudą wariatkę jedną ręką, nawet nie dając po sobie poznać, że jednak była tym wszystkim zaskoczona. Pewnie zaraz zajmie się nią ochrona, ale na razie mogła spróbować z nią zatańczyć, jeśli skojarzyła, o co wokalistce chodzi, gdy ta ruszyła bioderkiem w stronę dziewczyny.

Jenny z lekkim opóźnieniem, ale podłapała pomysł wokalistki. I po chwili obie kręciły już biodrami w rytm piosenki.
Ochrona jednak nie była tak łaskawa jak piosenkarka i dwoje dwa razy większych od Jenny mężczyzn zmierzało już w jej stronę.

Jenny: - Jesteś super! - nie wiedziała, czy Brenda dała radę to usłyszeć, śpiewając.
Musiała jednak się zwijać, jeśli nie chciała, by ją zwinięto. Przebiegając obok Nigela, pocałowała go w policzek na co on opuścił jedną strunę. Obrócił się, aż jego włosy zatańczyły wokół głowy, ale lisiczki już nie było.

Właśnie skończyła się piosenka i znów na sekundkę zgasły światła, pozwalając Jenny ukryć się w tłumie.


CHERYL WILLIAMS

Claudia po chwili dołączyła do tańczących Jaya i Cheryl, nieśmiało wyciągając za rękę swojego nowo poznanego znajomego.

Cheryl w tańcu była szczęśliwa, bo nie musiała myśleć o wszystkim wokół. Nawet zbytnio nie przejmowała się, jak wygląda, bo w końcu każdy teraz szalał i bawił się. Ruda solenizantka z uśmiechem przywitała partnera Claudii i sama nie przerywała tańca.
Cheryl w tańcu spontanicznie zarzuciła ręce na ramiona Jaya.
- Dzięki za super urodziny.

Jay nie zdołał ukryć zaskoczenia. Wciągnął dość nagle powietrze do płuc i wstrzymał oddech. Kręgosłup usztywnił nieco nienaturalnie. Parsknął cichym, niekontrolowanym i zdecydowanie nerwowym śmiechem. Zaraz jednak przywołał się do porządku i uśmiechnął półgębkiem. Ściągnął z szyi dłonie Cheryl, ale jedną wciąż trzymając, obrócił dziewczyną ostrożnie.

Cheryl zachichotała podczas obrotu. - Nie bój się mnie, bo uznam, ze za dużo wypiłeś-

Jay: - Za mało... - mruknął tak, by dziewczyna nie mogła usłyszeć.

Przestali jednak tańczyć, gdyż występ się skończył.



LUCIA JOPEZ

Brenda nie miała pojęcia co się tu wyprawia, najpierw lecą na scenę staniki, teraz ludzie... Po prostu... Zajebiście! Objęła na chwilę rudą wariatkę jedną ręką, nawet nie dając po sobie poznać, że jednak była tym wszystkim zaskoczona. Pewnie zaraz zajmie się nią ochrona, ale na razie mogła spróbować z nią zatańczyć, jeśli skojarzyła, o co wokalistce chodzi, gdy ta ruszyła bioderkiem w stronę dziewczyny.

Jenny z lekkim opóźnieniem, ale podłapała pomysł wokalistki. I po chwili obie kręciły już biodrami w rytm piosenki.

Lucia kątem oka zauważyła ruch na scenie. Zainteresowała się tym co się dzieje i zatrzymała na chwilę, by móc zobaczyć.

Występ się skończył. Zespół pokłonił się i zszedł ze sceny, pozostawiając swoje instrumenty. Przez moment panowała ciemność. Fani nie dali się jednak nabrać. - JESZCZE JEDEN! - zaczęli skandować. Po chwili hasło uległo jednak modyfikacji w: - JESZCZE SIEDEM!

Lucia jednak już się zmęczyła i wycofała się w stronę baru. była już wytężonej duchotą, hałasem i skakaniem. Była poza na powolną ewakuację.

Partner taneczny Lucii zapytał jej: - Idziemy się napić, czy czekamy na bis?
Chłopak nie próbował jej zatrzymywać. Choć musiał przyznać, że liczył na wspólnego drinka.

Lucia obejrzała się na chłopaka - Chętnie posiedzę chwilę. Może przy barze usłyszę wreszcie Twoje imię?

Chłopak rozpromienił się i podążył za Lucią. Przy barze zaproponował, że postawi jej drinka. Po czym z szerokim uśmiechem rzucił: - Dean.


RACHEL NOVICKI

Ciemnowłosy mężczyzna jak na komendę podniósł oczy na Rachel, gdy tylko ta zwróciła nań uwagę. Uśmiechnął się i... To tyle. Wrócił do rozmowy i po chwili wybuchnął śmiechem wraz z innymi rozmówcami.


ALICE EVANS

Gdy Jasmine zajęła się klientami, Jenny i Alice musiały zająć się sobą. Czas do koncertu upłynął im jednak zaskakująco szybko na drinkach, obserwowaniu zmagań Sama Cohnena z fankami. Potem mogły zająć dogodne miejsca pod sceną, nim jeszcze tłum na dobre zgęstniał. Bawiły się świetnie lecz szalejący tłum rozdzielił je.

Alice udało się wytrwać przy scenie i wkrótce dzięki temu odnalazła przyjaciółkę. Fala poniosła małą rudowłosą aż pod sam próg sceny.

Jenny udało się na nią wdrapać, zatańczyć z Brendą, a nawet pocałować znienacka Nigela Linsona. Niestety tylko w policzek. Alice mogła dostrzec jak dziewczyna zeskakuje ze sceny w okolicach baru, a po chwili dostała smsa: ,,Widziałaś??!!!''

Alice od razu odpisała "Widziałam! Gratz, wyglądaliście razem cudownie"

Jenny: ,,Z Brendą czy z Nigelem?"

Alice : "No ba że z Nigelem"

Występ się skończył. Zespół pokłonił się i zszedł ze sceny, pozostawiając swoje instrumenty. Przez moment panowała ciemność. Fani nie dali się jednak nabrać. - JESZCZE JEDEN! - zaczęli skandować. Po chwili hasło uległo jednak modyfikacji w: - JESZCZE SIEDEM!

Alice oczywiście skandowała ze wszystkimi.

Jenny: ,,Gdzie jesteś? Ja pod barem"

Nagle, zupełnie niespodziewany przez nikogo, a zwłaszcza przez skandujący tłum, na scenę wszedł basista, Sam Cohnen. Zamiast przy basie, stanął jednak przy mikrofonie.
- Dzięki, że zdecydowaliście się dzisiaj szaleć z Ciarami.
Tłum wybuchnął okrzykami i oklaskami.

Alice dała się ponieść entuzjazmowi, krzyczała razem z tłumem. Zdecydowanie nie żałowała przyjścia tutaj, Ciary grały naprawdę nieźle.

Przed Alice wepchnął się nagle jakiś chłopak ubrany w elegancką koszulę, prowadzący za rękę rudą dziewczynę, równie elegancką. Mogła się złościć, ale po chwili łatwo było się domyśleć, że to owa solenizantka. Za nimi jednak przypałętała się też jakaś chuderlawa, mocno umalowana blondynka w czerni ze swoim starszym chłopakiem oraz...
Jenny, która po chwili nieprzytomnego rozejrzenia się po tłumie, wypatrzyła przyjaciółkę i niemal wpadła jej w ramiona. Pijana bardziej szczęściem niż alkoholem.

Alice objęła serdecznie przyjaciółkę.
»Zamieszczono 01-04-2020 04:260
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50636
Kolory:
MG
Gracz

Tekst pochodzi z tego logu.


BRENDA DIX

Występ się skończył. Zespół pokłonił się i zszedł ze sceny, pozostawiając swoje instrumenty. Przez moment panowała ciemność. Fani nie dali się jednak nabrać. - JESZCZE JEDEN! - zaczęli skandować. Po chwili hasło uległo jednak modyfikacji w: - JESZCZE SIEDEM!

Nagle, zupełnie niespodziewany przez nikogo, a zwłaszcza przez skandujący tłum, na scenę wszedł basista, Sam Cohnen. Zamiast przy basie, stanął jednak przy mikrofonie.
- Dzięki, że zdecydowaliście się dzisiaj szaleć z Ciarami. 
Tłum wybuchnął okrzykami i oklaskami.

Sam kontynuował: - My też się świetnie dzisiaj bawiliśmy. Był szał, fruwały staniki - po widowni rozszedł się grom śmiechu. - Ten cover na pewno wszyscy znacie, więc dedykujemy go wam! A w szczególności jednej solenizantce, która postanowiła spędzić z nami swój ważny wieczór. Dobry wybór - Sam nie mógł widzieć dziewczyny więc mrugnął do ogółu.

Sam: - Zostawię już lepiej mikrofon profesjonalistce.
Po tych słowach na scenę wyszły inne Ciary. Każdy zajął właściwe mu miejsce. Tym razem gitarzyści ustawili się z instrumentami przy dodatkowych mikrofonach, których sporadycznie używali, podczas chórków dla Brendy.

Światła na powrót zgasły, zatapiając koncertowiczów w przytulnej ciemności. Zaraz jednak zapaliły się nad tłumem czerwone lampki. Nad sceną zaś żółte strumienie świateł, wycelowane po jednym w każdego muzyka. Widownia czekała, co się wydarzy. Zwłaszcza, że dotychczas Sam nieczęsto zabierał głos na koncertach.

W ciszy basista nachylił się do mikrofonu. W znanym wszystkim rytmie, niskim i chrapliwym głosem zaintonował:
♫ She's crazy like a fool ♫
Sporo ludzi skojarzyło te słowa i zagwizdali z ekscytacji. Sam uśmiechnął się spode łba, a wtedy zabrzmiała gitara Nigela.







Kolejna piosenka była z ich nowej płyty. Pewnym osobnikom na sali tekst powinien wyjątkowo przypaść do gustu...

♫ Love bites, but so do I, so do I, Love bites, but so do I, so do I... Love bites! ♫






CHERYL WILLIAMS

Cheryl - Trzymaj się mocno bo się zgubisz- powiedziała do Jaya trzymając jego dłoń. Było ciemno i ona bała się zgubić, ale gdzież ona by się do tego przyznała.

Jay: - No to musimy iść pod scenę - uśmiechnął się i korzystając, że Cheryl wciąż trzymała go za rękę, poprowadził ją za sobą na przód widowni, nie bez trudu.

Cheryl chętnie dała się zaprowadzić aż pod scenę. - Dziękiiiiiiiiiii!!!- podskoczyła parę razy pod sceną do Sama. - Jesteś przekochany!
Cheryl była bardzo przejęta. Dostała piosenkę z dedykacją specjalnie dla niej. Wpatrywała się w cały zespół jak w obrazek, aż prawie zapomniała, ze mocno ściska dłoń Jaya.

Jay nie odezwał się słowem o ściskanej dłoni, postanowił przetrzymać. Przez alkohol i tak nie odczuwał tego mocno. Ostatnie szoty, połączone z drinkiem zaczęły składać w jego głowie dziwne pytania: Czy Cheryl trzyma mnie za rękę? Jak swojego chłopaka? Wydało mu się to tak zabawne, że totalnie się rozluźnił. Z normalnym sobie nonszalanckim luzem i dystansem do świata, zaczął podrygiwać w rytm muzyki.

Obok Cheryl Claudia jakoś wymusiła u swojego znajomego taniec. Choć wyglądało to bardziej tak, że on buja się z lekka w rytm muzyki, a ona szaleje tuż obok niego.

Cheryl po chwili oprzytomniała i puściła dłoń Jaya. - Przepraszam, nie podrapałam Cię?- Widać było, że speszyła się trochę. Obawiała się, ze Jay nie wybaczy jej tego i będzie wypominał do końca życia, a przynajmniej do końca studiów.

Jay zmarszczył brwi i uśmiechnął się z lekka drwiąco. Nie umyślnie, on zwyczajnie przez liczne praktyki nabył taki już wyraz twarzy. - Co ty się tak stresujesz dzisiaj? - Uwolnienie dłoni przywróciło mu całą pogardliwą swobodę. Ale nie pomogło wytrzeźwieć.

Cheryl - No wiesz, staram się by dowodów zbrodni nie było.- znów wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.

Jay: - Skoro o tym mówisz... - wyciągnął z kieszeni telefon i odwrócił się plecami do sceny. Machnął dłonią, by Cheryl zrobiła to samo. - Przypniemy to potem na tablicy ogłoszeń na uniwerku.

Cheryl z chęcią odwóciła się, jak Jay tyłem do sceny. Co pierwszego zdjęcia zapozowała z uroczym uśmiechem, drugie zdjęcie było z głupią miną, a na trzecim zdjęciu ucałowała Jaya w policzek.

Jay na pierwszym zdjęciu błysnął doskonale białym uzębieniem, na drugim uniósł zawadiacko jedną brew, a na trzecim zrobił zszokowaną minę - umyślnie.

Cheryl - Teraz mój- zarządziła i wyciągneła telefon, by zrobić kolejną serię zdjęć. - Też chcę mieć.-

Jay uniósł brwi wysoko: - A słyszałaś o czymś takim jak smsy, mesengery, potrale społecznościowe, bluetooth...? Czy po prostu nie możesz się powstrzymać, by nie mieć więcej mnie?

Cheryl - Chce mieć swoje własne i mi nie zabronisz- wystawiła mu język. - Oczami wyobraźni widziałam głupie zadania, które musiałabym wykonać, abyś zechciał wysłać choć jedno z nich- nadęła policzki udając, że się oburzyła.

Jay: - Oj jak ty mnie dobrze znasz - rzekł z przekąsem i wystawił jej język, marszcząc zaczepnie nos.
Jay z czystej przekory na pierwszym zdjęciu wzniósł oczy ku sufitowi.

Cheryl zaśmiała się. - No weź się przytul- chciała wykonać ostatnie zdjęcie. Może wyjdzie jej wyraźne.

Jay był bardzo zdeterminowany, by owe jej popsuć. Przysunął swój policzek ku jej policzkowi, robiąc prawdziwie nastolatkowy dziubek w stronę aparatu.

Cheryl nie dała się zbić z tropu i zrobiła rurkę z języka i lekkiego zeza, to było dobre selfie. - No teraz jestem usatysfakcjonowana- powiedziała z dumą przeglądając zdjęcia, jakie zrobili. Przesuwała kciukiem po galerii by zobaczyć wszystkie i pojechała za daleko, gdzie była grafika jakiejś umagicznionej postaci. cofnęła do ich zdjęć, by czasem Jay nie zauważył tej grafiki.

Jay oczywiście zauważył. On tylko stale udawał, że ignoruje wszystko i wszystkich wokół, jednak rejestrował wiele szczegółów wokół niego. Czy tego chciał, czy nie. Miał zdjęcie zignorować swoim zwyczajem, ale radosny stan upojenia, kazał mu mówić. - Uuu a to kto? - zadrwił.

Cheryl zmieszała się. - A spodobalła mi się, wrzucę ją na tepetkę- odpowiedziała i pokazała grafikę:

 obrazek

Być może uniknie kompromitacji i wyzwysk od nerdów, bo Jay nie odkryje, że lubi RPG.


LUCIA JOPEZ

Lucia zamówiła sobie jakieś Sex on the beach I sączyła powoli
- Zgaduję,że koncert Ci się podoba? - jakoś musiała zahaczyć rozmowę.

Dean wciąż uśmiechał się. Był widocznie w cudownym nastroju. Lucia z całą pewnością mogła stwierdzić, że podoba mu się występ. Chyba, że coś zupełnie innego było przyczyną jego radości. Nie dało się tego stwierdzić. Jego uśmiech miał jednakże łobuzerski wyraz, co mogło, lecz nie musiało się podobać.

Dean: - Jest świetnie. A jak z twojej strony?

 obrazek


Lucia -Super. Wrócę pewnie wykończona do domu, ale to chyba normalne.
- Nie zwróciła uwagi lub nie przejęła się tym łobuzerskim uśmiechem.
Dopóki nic nie kombinował, mógł się uśmiechać jak mu się żywnie podoba. Wolny kraj jest.

Dean: - Jasne, że normalne, a nawet wręcz pożądane. Im większy kac, tym lepsza zabawa! - Nagle skonsternował się. - To chyba nie jest twój pierwszy koncert, co?

Lucia - Pierwszy rockowy. - odpowiedziała- Jakoś mnie za bardzo nie ciągnęło.

Dean: - To dobrze, że dzisiaj cię przyciągnęło. - wyszczerzył się, zupełnie nie pesząc się tym dziwnym żartem. - Widziałem cię chyba na uniwersytecie. Co studiujesz?

Lucia - Automatykę - odpowiedziała - Skoro mnie widziałeś na tyle często, by zapamiętać to pewnie jesteś na tym samym wydziale?

Dean wciąż z tym samym, niezachwianym uśmiechem - Nie musiałem często, by zapamiętać. - odwrócił jednak wzrok od Lucii, po raz pierwszy podczas rozmowy. - Powiedzmy, że łatwo wpadasz w oko. - Spojrzał ponownie w jej oczy i uśmiechnął się, tym razem mniej łobuzersko, raczej spokojnie. - I nie. Nie studiuję automatyki. Ale tak, studiuję na tym samym wydziale. Informatyka.

Lucię w pewnym (niedużym, ale jednak) stopniu zaniepokoił początek odpowiedzi Deana. Brzmiało to w jakiś sposób dziwnie. Jednak wspólny wydział uzasadniał kojarzenie wyglądu -To trochę tłumaczy.

RACHEL NOVICKI

Rachel przyjęła drinka. Odpowiadał jej. Obserwowała od dłuższego czasu jak bawią się inni. I chyba bawili się doskonale. Wszyscy prócz ich dwojga. Korzystała z faktu że przy barze coś się - w odróżnieniu od miejsca pod sceną, da słyszeć. -'Nie uważasz że jestem czasem... zbyt zachowawcza?' - zapytała przyjaciela mimochodem.

Paul rozpoznał sytuację jako: TRUDNE PYTANIE. EWAKUACJA., znane również jako: PUŁAPKA. Teraz cokolwiek, by nie powiedział mogło obrócić się przeciw niemu. Znał kobiety pod tym względem podobnie, jak niemal każdy inny facet. I również jak oni nienawidził tego typu sytuacji.
Paul pociągnął łyka, nim zdecydował się odpowiedzieć:
- Jesteś całkowicie w porządku. - Tchórz! Powinien coś jeszcze dodać, przecież to nie było do końca to, co uważał. - Może tylko czasem możesz się bardziej wyluzować.
Jego oczy uciekły z jej twarzy. I kto to mówił. Może lepiej mógł się nie odzywać. Spodziewał się najgorszego...
FOCHA

Rachel -'Masz rację.' - uniosła drinka -'Weź mi drugiego' - powiedziała nim to co miała wypiła praktycznie na raz. To jej pomoże. Dosocjalizuje ją - jak określiła w myślach z lekkim rozbawieniem.

Paul zamówił jej więc kolejnego, sobie również to, co poprzednio pił. - Spróbujmy jeszcze zdążyć choć na jedną piosenkę. - Uśmiechnął się.

Rachel może już nie na raz, ale na pewno szybko, wypiła kolejnego drinka. Złapała Paula za rękę i pociągnęła w stronę ludzi.

Paul uśmiechnął się szeroko, aż poczuł się z tym głupio. Ludzie pewnie patrzyli...by na niego jak na kretyna, gdyby nie to, że pewnie 95% z nich było już pod bardziej niż średnim wpływem alkoholu. Nieco ułatwiło mu to nieprzejmowanie się nimi. Bo był szczęśliwy, że Rachel chciała tańczyć. Sam chciał. A co ważniejsze, chciała tańczyć z nim.

Rachel była przekonana że nagła odmiana nastroju Paula ma związek raczej z muzyką i nastrojem klubu. Rozglądała się ciekawie ukradkiem, chcąc poobserwować ludzi. Lubiła oglądać bawiących się ludzi.

Paul i Rachel znaleźli się w tłumie, choć nie pod samą sceną. Mężczyzna jakoś odnalazł w sobie odwagę, by trochę się pobujać, jednak zdał sobie sprawę, że to już bis i nie ma na to zbyt wiele czasu. Użył całej swojej siły woli, której niestety nie miał za wiele, by wykonać ten drobny gest. Wyciągnął dłoń do Rachel, zapraszając ją do wspólnego tańca. Czy cokolwiek był w stanie wykonać.

Rachel była rozbawiona, a po dwóch drinkach szumiało jej w głowie. Zupełnie nieodpornej na alkohol głowie. Uśmiechnęła się szeroko i szczerze do Paula. Muzyka nie sprzyjała romantycznym tańcom, co najwyżej szaleństwu dla szaleństwa. I tego właśnie jej było trzeba.

Paul poczuł zalewającą go falę endorfin w tańcu. A raczej w nieskładnych i szalonych wygibasach, tworzonych zarówno przez niego samego, jak i przez rzucający nim i Rachel tłum. Jakimś cudem udało mu się obrócić partnerką i nic jej przy tym nie zrobić. Po chwili jednak jakiś ciężki typ wpadł na niego, a on sam stracił równowagę i sam na kogoś wpadł. Poczuł, że dość mocno. Odwrócił się więc, by przeprosić.

Dziewczyna o długich, ciemnych włosach, potrącona przez Paula, zrobiła kilka bezskładnych kroków, niczym szmaciana lalka, nim za ramiona złapał ją rudowłosy mężczyzna, którego Rachel mogła kojarzyć z Karczmy.

Rudowłosy wciąż trzymał dziewczynę, asekurująco. Na chwilę zamarł, oceniając sytuację. Ciemnowłosa zaś, zatrzymując się niemal na jego klatce piersiowej, do której zresztą jedynie mu dosięgała, obróciła głowę gwałtownie do tyłu i wbiła wściekłe spojrzenie w Paula. Wtedy ów zorientował się, że wpadł na... dziewczynkę. A może wcale nie. Trudno było ocenić, bo wzrost i dziecięce rysy sugerowały naście lat. Makijaż zaś i strój, choć nie przesadnie dorosły, co raczej kobiecy i elegancki mówiły co innego.

 obrazek


Dziewczyna nosiła czarną welurową sukienkę, rozkloszowaną od pasa i z siateczkowymi rękawami i siatką na dekolcie z przodu i z tyłu. Patrzyła na Paula morderczo, wcale nie łagodniejąc, gdy ten wreszcie zebrał się w sobie i przeprosił.
Paul próbował też wydukać coś o winie kogoś z tłumu, ale po minach dwójki, domyślił się, że nie zrozumieli, co powiedział.

 obrazek


Rachel odwroćiła się do tego ciężkiego typa. -'Ej! Uważaj!' - miała nadzieję że Paul przeprosi dziewczynę. Przecież to on ją właściwie potrącił. Nawet jeśli niechcący. Widząc że już się tym zajął odetchnęła, choć postawa tej małej wcale jej się nie podobała.

Dziewczyna, a może dziewczynka przeniosła wzrok na kobietę, która stanęła u boku Paula. Nagle jednak rudy się odezwał:
- Dobrze, nic się nie stało. Tylko uważajcie trochę. 
Rzucił badawcze spojrzenie na rudą Novicki. Potem powiedział coś do małej i oboje zignorowali już i Paula i Rachel.


 obrazek

»Zamieszczono 01-04-2020 04:490
Zgłoś!
Status Status
SŻ1
PD: 1
PostID #50637

»Zamieszczono 02-04-2020 02:460
Edytuj
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50638
Kolory:
MG
Gracz

Tekst pochodzi z tego logu.


BRENDA DIX





♫ I'll give you one last night So make it twisted Give you one last shot, go on and hit it Give you one last time to make me miss it Baby, love me Apocalyptic ♫

♫ Give me a red hand print right across my ass ♫

♫ I'm leaving scratches up and down your back ♫

♫ Throw me against the wall, bite me on my neck ♫

♫ Like end of the world, break-up sex! ♫



I tak oto iście apokaliptycznie Ciary zakończyły swój występ. Ciemność znów pozwoliła wymknąć im się ze sceny i tym razem nic nie zapowiadało, że mieliby wrócić.

Tłum zrozumiawszy, że koncert dobiegł końca, zaczął sennie rozchodzić się. Większa część ruszyła do baru, niektórzy czekali nieopodal barierek między barem, a sceną w oczekiwaniu na podpisy, zdjęcia i może nawet zamienienie kilku słów z zespołem. Palacze udali się na chwilę na zewnątrz, jako że klub nie posiadał dla nich oddzielnej sali. Spora część obrała jednak kierunek domu.

Brenda zeszła ze sceny ostatnia. Dogoniła szybko chłopaków, zbliżając się do Nigela z niebezpiecznym uśmiechem.
- Nigeeel, chyba czegoś zapomniałeś - rzekła i zarzuciła mu na oczy zabrany przez siebie czerwony stanik.

Nigel już i tak mocno spocony i sponiewierany jak i reszta zespołu tym razem nie bardzo się przejął. Leniwym ruchem ściągnął go z siebie.
- Przymierzę potem. Jak nie będziecie patrzeć.
Rzucił pierw Brendzie przez ramię zawstydzone spojrzenie, a potem wbrew własnym słowom, bieliznę na podłogę.

Brenda zaśmiała się, ale krótko. - Też uważam, że to lekka przesada. Dobrze, że we mnie nie zaczęli rzucać gaciami.

Nigel: - No coś ty! Takimi koronkowymi stringami to mógłbym dostać - Rozmarzył się na chwilkę.

Thomas: - Ty sprośniaku. - parsknął. - Chyba komuś brakuje dziewczyny.

Nigel popatrzył na niego z góry, jak na niemal wszystkich w społeczeństwie. - Zazdrościsz, że na twój widok się nie rozbierają.

Brenda - Przechwałki, przechwałki, a i tak jesteś zbyt cnotliwy, by to wykorzystać - wystawiła mu język.

Nigel odciął się zgrabnie: - Ktoś tu musi trzymać fason. No, a tak a propos klasy i innych zajebistości... Sam, idziesz na dymka? - Gitarzysta na codzień raczej nie palił, ale sięgał po papierosy od czasu do czasu, głównie podczas imprez. - Thomas, Brenda?

Brenda pokręciła głową. - Ktoś tu musi dbać o głos. Jak spotkacie tę rudą przytulaskę, to pozdrówcie ją ode mnie.


CHERYL WILLIAMS

Jay: - A... Taka sobie. - I stracił kompletnie zainteresowanie obrazkiem. Zaczął na powrót tańczyć.

Cheryl - No wiesz Ty co? Znajdź lepsza czarownicę, to wyzwanie- odpowiedziała niemal oburzona, ale dołączyła do tańca.

Jay nagle zamarł w tańcu. Z dziwną miną wyprostował palec wskazujący i powoli obrócił go w stronę Cheryl. Czekał z szerokim uśmiechem, zastanawiając się, czy domyśli się, o co mu chodzi.

Cheryl - Nie mam kota i miotły, ale jak tak bardzo się upierasz, to rzucę na ciebie urok-

Jay uniósł brwi na Cheryl i powachlował się sugestywnie dłonią po szyi. Potem wybuchnął śmiechem.

Piosenka skończyła się, ale zaraz po niej ostro rozpoczęła kolejna.

♫ I'll give you one last night So make it twisted Give you one last shot, go on and hit it Give you one last time to make me miss it Baby, love me Apocalyptic ♫

Cheryl - Mam cię! I już mi nie uciekniesz, hihihih- zdażyła powiedzieć między piosenkami i rozskakała się do piosenki.

Jay również zachichotał, szczęśliwie nikt tego nie słyszał w koncertowym hałasie i również oddał się ostatnim już pląsom.

Cheryl bawiła się wyśmienicie. Wreszcie miała czas dla siebie, dla znajomych. Wyluzowała się, chociaż bez alkoholu mogło to być wręcz niemożliwe. W pewnym momencie tak rozszalała się na parkiecie, że stała się tragedia. Telefon wypadł jej z kieszeni.
- NIE!- krzyknęła w stronę tych co właśnie depnęli jej osprzęt.
Dziewczyna drgnęła tak, jakby ktoś podeptał jej po dłoni. Od razu kucnęła by sięgnąć po telefon.
- Tylko nie to- jęknęła i na razie miała stracha spojrzeć jakie są uszkodzenia.

Jay zareagował z opóźnieniem, zaślepiony przez światła, alkohol i zabawę. Jednak, kiedy zorientował się, że Cheryl nie ma obok niego, rozejrzał się, a widząc ją na podłodze, zaraz gwałtownie rozsunął tłum. Jego agresywna reakcja i widok dziewczyny na kolanach sprawiła, że widownia wokół sama stała się ostrożniejsza. Zapewne przeszło im przez myśl, że dziewczyna nieco zbyt mocno sobie pohulała.

Jay nachylił się nad Cheryl, dostając nagłych zawrotów głowy. Jego wizję zaatakowały czarne plamki. Przezwyciężył jednak słabość, marszcząc z bólu brwi. Chwycił Cheryl za ramiona i nachylił się nad jej uchem.
- Wszystko okey?

Nawet Claudia spostrzegła i zainteresowała się Cheryl, czekając u boku Jaya, gdyby potrzebował pomocy z przyjaciółką.

Cheryl właśnie w myślach pochowała telefon. Na razie trzymała go w kawałkach w dłoniach, w jednej baterię i tylnią obudowę, a w drugiej resztę. - Zadeptany, katastrofa- powiedziała spoglądając na Jaya z miną jakby ktoś jej zabił matkę.
Cheryl zorientowała się, że Jay martwi się o jej samopoczucie. - Ze mną wszystko w porządku. Mój kontakt ze światem został zabity- pokazała części sprzętu.

Brenda:
I tak oto iście apokaliptycznie Ciary zakończyły swój występ. Ciemność znów pozwoliła wymknąć im się ze sceny i tym razem nic nie zapowiadało, że mieliby wrócić.

Jay mógł wreszcie mówić z normalną głośnością, bo choć teraz z głośników u ścian pubu popłynął rock, był on jednak cichy w porównaniu z hukiem scenowych głośników.
Jay skrzywił się z rzadkim u niego współczuciem: - Kupię ci nowy na następne urodziny.

Cheryl - Do tego czasu wymienię aparat ze dwa razy, to dopiero za rok. - wstała, by nie robić szumu wokół siebie. - Szkoda mi wszystkich zapisanych rzeczy.- westchnęła - Potrzebuję więcej alkoholu w moim życiu, aby zabić smutek. - otworzyła torebkę aby wrzucić zwłoki telefonu do niej. Znalazła tam paczkę fajek. -Idziesz na dymka?- zapytała Jaya. Sama była podenerwowana i pójście zapalić było dobrym według niej pomysłem.

Toby zaczepił Claudię, by porozmawiać z nią jeszcze na osobności, nim uda się z powrotem do swoich znajomych. Owych nie było już nigdzie widać. Jedynie dziewczyna, tańcząca poprzednio z rudym jeszcze schodzili z parkietu niespiesznie. Nie udawali się jednak w stronę wyjścia, czy baru, a przejścia między scena, a barem.
Ochroniarz przepuścił ich wąską szczeliną w barierkach, zasłanianą przedtem własnym ciałem.

Jay zarejestrował, gdzie udaje się Claudia, choć starał się na nią nie patrzeć, by nie wydać się zbyt troskliwym. Chwilę zawahał się, po czym przytaknął Cheryl.

Cheryl udała się z Jayem na zewnątrz, przed budynek. Jednak stanęła w odosobnieniu, by nie stać w oparach dymu innych osób. Dopiero tam wyciągnęła paczkę papierosów i najpierw poczestowała Jaya.
- Mam tylko mentolowe- wygrzebała z torebki zapalniczkę i odpaliła sobie fajkę. Potem podała zapalniczkę Jayowi.

Jay wziął papierosa z paczki dwoma palcami, niczym dama. Dobrze wiedziała, że na codzień nie palił. Nie było to warte ani jego kondycji, której potrzebował na siłowni, ani też rodzinnych kłótni. Ale raz na jakiś czas sobie pozwalał.
- Jakie fikuśne. - skomentował smak, unosząc brwi i krytycznie patrząc na zapalonego papierosa w swojej dłoni.

Cheryl - Na codzień pewnie by się znudziły, ale raz na jakis czas, idealne- zaciągnęła się i wypuściła dym obok, by nie dmuchnać na Jaya. - Koncert był zajebisty. Jak myślisz, zejdą do baru czy wrócą do hotelu?-

Jay: - Jest tylko jeden sposób by się przekonać. - Błysnął ząbkami. - Zapolujemy sobie na Ciary.
Po chwili Jay dostał smsa. Wypuszczając mentolowy obłoczek, przeczytał jego treść.
Jay odpisał. - Claudia próbuje coś zdziałać z zespołem. Ten jej nowy... kolega chyba wie co nieco. Pytała o nas.

Cheryl - Claudia to prawdziwa czarodziejka, załatwiła mi autograf przed koncertem. Napisz, ze będziemy, bo mi się nie chce wracać do domu, jeszcze za wcześnie-

Cheryl dokończyła palić i kiepa rzuciła w kałużę. - Jestem gotowa. Masz może gumy?-

Jay pokręcił głową i skończył swojego. - Zaraz przepłuczesz sobie jakimś drinkiem. - Popatrzył na przyjaciółkę z zaciekawieniem: - A co na to twoi starsi?

Cheryl - Matka by mnie zabiła, jakby zobaczyła mnie z fajką. Co nie przeszkadza jej samej palić. Ale ja i tak mam paczkę na jakieś 2 miesiące, więc mogę rzec, że nie palę.-

Jay: - W sumie ma z tym rację. To gówno raczej nam nie pomaga. Chodź do środka, ziębi tu. ,,Winter is coming'' - zacytował poważnie slogan pewnego serialu.


RACHEL NOVICKI


Rachel -'Nie przejmuj się, przecież to nie było specjalnie.'

Dziewczyna zaczęła na powrót podskakiwać radośnie i machać długimi włosami w rytm muzyki. W końcu leciała właśnie świetna piosenka.

♫ That chick can eat her heart out!

Paul dopiero po chwili odwrócił się do Rachel.
- Tak, tak. Wiem. Dzięki - mówił trochę nieprzytomnie.
Trudno było odgadnąć, czy był aż tak roztrzęsiony sytuacją. Może rozpoznał mężczyznę z Karczmy. A może zastanawiał, się czy dziewczyna była faktycznie niepełnoletnia i czy owy mężczyzna był jej ojcem. Nie wiedział, czy rodzice chodzą z dziećmi na takie koncerty, nie miał własnych.
Paul ocknął się z chwilowego letargu i na powrót zaczął pląsać. Tym razem nieco przysunął się ku Rachel, choć starając się nie naruszyć jej przestrzeni osobistej. Wolał drugi raz nie wpadać na tą samą osóbkę.

Rudowłosy i tak obrócił małą w bardziej bezpieczne miejsce.


Koncert dobiegł końca. Dziewczyna, tańcząca poprzednio z rudym jeszcze schodziła z parkietu niespiesznie. Nie udawali się oni jednak w stronę wyjścia, czy baru, a przejścia między scena, a barem.
Ochroniarz przepuścił ich wąską szczeliną w barierkach, zasłanianą przedtem własnym ciałem.


LUCIA JOPEZ

Dean potaknął z uśmiechem. - Zdaje się, że grają już bis. Długo to nie potrwa. Choć jeszcze poszaleć. Pogadamy po koncercie - po czym opróżnił szklankę na raz.

Lucia spojrzała na parkiet. Jej dopicie zajęło chwilkę dłużej, ale zaraz również pojawiła się na parkiecie.

Dean, choć mógł sprawić podejrzenie typowego fana szybkich romansów i mocnej zabawy, nie naruszał Lucii przestrzeni osobistej na tyle, na ile nie wymuszał tego na nim tłum. Skakał sobie radośnie obok niej po posyłając ku niej szerokie uśmiechy. Sprawdzał, czy i ona ma równy ubaw.

Lucia równego ubawu może nie miała, ale bawiła się dobrze. Jej problemem była duchota i głośna muzyka, które zaczynały ją już męczyć, nawet jeśli w imię odmóżdżającego tańca pozwoliła sobie to zignorować.

Dean rozpłynął się w powietrzu, gdy światła zmieniały się, a zespół schodził ze sceny. Na próżno Lucia mogła szukać go w rozrzedzającym się tłumie.

Lucia rozglądała się za Deanem. Dziwnie. Mówił, że porozmawiają potem... Cóż, najwidoczniej zmienił zdanie. Upewniła się, że wszystkie swoje rzeczy nadal ma, po czym wyszła na zewnątrz ignorując pogodę i potencjalną szansę naciągnięcia Nigielowi na twarz stanika tak, by miseczki wyglądały jak wielkie oczy.... moment, czemu taki obraz stanął jej teraz przed oczami?


»Zamieszczono 02-04-2020 02:550
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50639
BRENDA DIX 
 
Przed północą, 18 września 2020 
Piątek


Katherine pogratulowała nawykowo i mechanicznie koncertu Brendzie i Thomasowi, bo pozostali muzycy nie kwapili się by doczekać tego rytuału. Zmęczona równie, co i oni, ale mająca znacznie więcej do zrobienia menadżerka, od niechcenia przypomniała im:


- Spakujcie sprzęt, nim pójdziecie do baru - jak do dzieci, ale Katherine już dobrze ich znała. - Przed sceną macie małą armię fanów. Radziłabym wyjść do nich, gdy już ogarniecie sprzęt, ale jak jesteście zmęczeni, to sobie darujcie. 


To była nieczęsta sugestia jak dla niej, jednak wolała utrzymać dobry image zespołu niż zmuszać ich do rodzących frustrację kontaktów mogących być źródłem opryskliwości. Z obserwacji branży wiedziała, że jedna zła plotka potrafi zaprzepaścić wiele dobrych uczynków.


Za Katherine rozległo się pukanie do drzwi i osobiście pofatygowała się je otworzyć.  W wejściu do sali zaplecza stał sam właściciel pubu. 


- Pan Avery - Katherine chyba lekko się zarumieniła. 


Blondyn uśmiechnął się do nich i omiótł wzrokiem pomieszczenie. 


- Hm… Chciałem wam pogratulować koncertu, ale widzę, że nie jesteście w komplecie. 


- Przekażemy pozostałym - zaoferował Thomas. 


- Oficjalnie zamykamy bar za niecałą godzinę, ale rozumiem, że możecie zechcieć zostać nieco dłużej. Jeżeli macie taką ochotę, proszę bardzo. Zostawię z wami Dorę. Nie obiecuję, że ja dam radę dotrzymać wam towarzystwa. 


- Cóż za szkoda.  - odezwała się Katherine. - To jednak bardzo miłe z pana strony. Myślę, że chwilkę zostaniemy, żeby uczcić koniec trasy. 


- Świetnie - łagodnie klasnął w dłonie i wyszedł. 


- Thomas?


Chłopak, który już wyciągał z kieszeni spodni telefon, podniósł oczy na menedżerkę. 


- Mam nadzieję, że nie informowałeś jeszcze fanów o naszym kręceniu teledysku.


- Ym, nie. 


- Świetnie, to na razie tego nie rób. 


Pokiwał głową lecz do ekranu, nie do niej, a kobieta wyszła zająć się swoimi sprawami.










Tymczasem Nigelowi i Samowi nie dane było nawet w spokoju spalić papierosów.  Fankom nawet tu udało się ich zdybać mimo, że wymknęli się tylnym wyjściem. Nie przeszkadzało im towarzystwo, ale chłód i wilgoć już tak, zwłaszcza gdy byli tak skąpo ubrani. Czmychnęli więc pospiesznie z powrotem.


Tom niemal uderzył Sama w nos otwieranymi drzwiami do ich kanciapy na zapleczu. Zaskoczona mina basisty rozbawiła Nigela.


- Cześć, śmierdziele - przywitał się z palaczami Thomas.


- Wiem, że nie lubisz fajek, ale to już jest akt jawnej agresji - Nigel nie przestając się uśmiechać, wskazał na Sama. 


Thomas nie zrozumiał o co mu chodzi i tylko machnął na niego ręką, czytając wiadomość od przyjaciela po drodze na scenę. Sam zerknął do sali, a Nigel ruszył za ciemnowłosym kolegą po swoją jedyną prawdziwą miłość - gitarę.


Na Brendę czekał jej mikrofon, fani i perspektywa imprezy.

»Zamieszczono 04-04-2020 02:350
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50640

CHERYL WILLIAMS

 
Godzina 23:15, 18 września 2020 
Piątek


Jay przepuścił Cheryl pierwszą do środka. W nieczęstych przebłyskach alkoholowej świadomości, docierało do niego, że miał o czymś pamiętać. Niestety nie mógł sobie przypomnieć o czym. Szczęśliwie los zadbał o to za niego. Poczuł wibracje w kieszeni spodni i automatycznie sięgnął po elektroniczne przedłużenie swojej ręki i mózgu. W obecnym stanie nie miał pojęcia jakie ma hasło, ale uratował go odcisk palca, które bez jego wysiłku umysłowego, telefon odczytał za niego. Zasypał go natychmiast powiadomieniami i wiadomościami od nie- i znajomych. 


Szybko pozbywał się ich niedbałym ruchem palca., nawet nie zapoznając z treścią Dopiero przy imieniu Claudii zaskoczyły odpowiednie trybiki w jego głowie. To o niej miał pamiętać!


,,Toby powiedział mi, że pub czynny jest do północy. Nie będzie nam wolno zostać dłużej :("


Przeczytał na głos do pleców Cheryl jej wiadomość. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny i nachylił się do niej:


- No to mamy około 45 minut na polowanie na Ciary. 


Wewnątrz część osób opuściła już pub, wiele jednak zostało, w tym fani czekający w pobliżu sceny na ponowne ukazanie się zespołu.

»Zamieszczono 04-04-2020 18:240
Zgłoś!
Status Status
SŻ128
PD: 207
PostID #50641
RACHEL NOVICKI


- No i koniec - powiedział Paul nie bez żalu. 


Dziewczyna potrącona przez niego wcześniej i jej rudowłosy opiekun udali się w stronę zaplecza. Paul śledził ich wzrokiem, być może czując się nieprzyjemnie w ich towarzystwie, chciał upewnić się, że znaleźli się oni daleko od niego. Tam jak na złość jednak spotkali się z niedoszłym adoratorem Rachel. On musiał wyczuć, że jest obserwowany i spojrzał prosto w ich stronę. Paul odwrócił szybko wzrok. Nie dał po sobie znać, że go rozpoznał. Mógł zwyczajnie się speszyć. Nieznajomy jednak nie odwracał spojrzenia. 







Rachel mogła poczuć jak na jej ramię opada dłoń. Nie była ciężka, a przez ubranie dotarło do kobiety jej łagodne ciepło. Gdy spojrzała w stronę Paula, on z wielką delikatnością nachylił się ku niej. 


Nie wiadomo, co w niego wstąpiło. Może była to zazdrość o przuważonego wcześniej w karczmie adoratora. Może kontrolę nad nim przejął wypity we wcale nie tak dużej ilości alkohol. Paul zamierzał pocałować Rachel.

»Zamieszczono 06-04-2020 23:480
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50642
Rachel po dużym piwie i dwóch drinkach pod rząd była rozbawiona i niefrasobliwa. W takim stanie rozsądek często zamiera ustępując dobrej zabawie i porywom chwili. Ale jednak Paul to był Paul. Stan upojenia nie pozwolił jej zareagować właściwie na czas, sądziła że to będzie niewinny przyjacielski buziak. Teraz spoglądała na Paula zaskoczona. Co mu odbiło? Nagle po tak długiej znajomości przypomniał sobie że ona mu się jednak podoba? To mogło zepsuć całą relację. Przecież z jednej strony, jeśli to chwilowa fanaberia, między nimi długi czas będzie niezręcznie. A jeśli jutro okaże się, że to nie była fanaberia? Będzie jeszcze niezręczniej bo prędzej czy później trzeba będzie wyjaśnić, co tak naprawdę między nimi się stało. Dopiero gdy zaskoczona pocałunkiem odsunęła się spoglądając na Paula tak jakby oczekiwała wyjaśnień, zobaczyła jak wzrok ucieka mu na moment na kogoś. Mężczyznę z góralskiej knajpy. Przymknęła na moment oczy, westchnęła niepostrzeżenie. A więc to tak, to teatr. Czyżby się znali? Mogło tak być, i stąd to dziwne zachowanie obydwojga. Widocznie nie bardzo się lubili. No dobrze, niech mu będzie. Może to było szalone ale ciekawsze niż bezalkoholowe piwo i drętwe rozmowy z miejsca pasażera. Będzie o czym  porozmawiać ze śmiechem. Złapała Paula za ubranie i przyciągnęła nieco, drugą ręką zdejmując mu okulary, żeby pocałować go ponownie. Przecież to i tak nie było naprawdę. Kurcze, typowy samiec znaczący terytorium, jakby mógł to by obsikał krzesło... Teraz tylko czekać aż któryś z gości nie wytrzyma, i popisze się przed swoją samiczką okładając innego po głowie.
»Zamieszczono 07-04-2020 18:260
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50643
Brenda po koncercie dopadła Katherine, chcąc od razu zobaczyć zdjęcia. Czy udało jej się uchwycić ten epicki moment walki Nigela ze stanikiem? Może nie trafi to na ich Instagrama, ale chętnie zatrzyma tę zdobycz na swoim telefonie.

– Katherine, powiedz, że TO nagrałaś… Albo chociaż zrobiłaś zdjęcie – spoglądała na nią wyczekująco.

Jeżeli Brenda była zmęczona, nie dała tego po sobie poznać. Na pewno nie zamierzała rezygnować ze spotkania z fanami.

Rozmowę przerwało nadejście Avery’ego, który tym razem przynajmniej zapukał. Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny, choć były to tak neutralne gratulacje, że przez chwilę się zastanawiała, czy mu się w ogóle podobało. Podziwiała go za powagę, wydawał się przez to jeszcze bardziej tajemniczy i intrygujący… I czy jej się wydaje, czy urok właściciela nie działał tylko na nią? Kath była dla niego nadzwyczajnie miła... Z trudem powstrzymała uśmiech na to małe odkrycie. Liczyła na to, że jednak Avery pojawi się przy barze.

Uwaga Katherine o teledysku przypomniała jej o tym, że zostaną dłużej w Tranquillium. Nie pisała do rodziców, czekała aż oni pierwsi zapytają jak było na koncercie. Dawało im to satysfakcję, że pamiętali.

Musiała zająć się swoim mikrofonem, lecz nie pałała do niego taką miłością jak Nigel do swojej gitary. Po dzisiejszej wpadce zaczęła myśleć o wymianie na jakiś bezprzewodowy. Zerknęła na salę, podnosząc mikrofon. Ludzi było mniej, część zdążyła się zwinąć. Chciała powiedzieć  widowni, że zaraz do nich przyjdą, ale postanowiła zagrać po Averowemu i dać im się trochę podomyślać, czy przyjdą, czy nie. Pomyślała z rozbawieniem, że ma nowego idola, którego już zaczyna naśladować.

Wrzuciła mikrofon do futerału byle jak. Ogarnęła się szybko, przebrała w podziurawione jeansy i czerwony top z czarną czachą, poprawiła makijaż i chwyciła komórkę. Nie czekała na pozostałych (albo to oni nie czekali na nią), tylko wyszła na salę bez zapowiedzi, nie rzucając się specjalnie w oczy, ale pozwalając się samej zauważyć. Nie odmawiała fanom autografów ani wspólnych zdjęć. Ukradkiem rozglądała się za rudą dziewczyną, z którą tańcowała na scenie.

»Zamieszczono 08-04-2020 17:080
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50644
Przewietrzenie się i orzeźwiająca fajeczka postawiła nieco Cheryl na nogi, jednak nadal na złość siat jej kołował, choć teraz mniej. Na początku nie zauważyła, że Jay się zatrzymał i zanim się zorientowała i zatrzymała, zrobiła ze dwa kroki więcej. Kto by pomyślał, że Jay uratuje jej ten dzień. Już myślała, że całe urodziny spędzi na fałszywych uśmiechach i ściąganiu z siebie uroczej, ale nachalnej kuzyneczki. Pomyśleć, że ona kiedyś też tak się zachowywała, jednak  matka pilnowała by wyplenić tę beztroskę z małej Cheryl. Ciągłe upominania, krytyka czy też nakazy dobrego zachowania były dla niej udręką. Jednak z dnia na dzień wpajane zasady stawały się dla niej normą, być może dlatego tak bardzo chciała się od tej normy wyrwać. 

Z zamyślenia wyrwały ją słowa Jaya. Początkowo nie zrozumiała co powiedział, więc odpowiedziała automatycznie: 

- Jest wiele innych rzeczy, jakie można zrobić w 45 minut.- zamruczała, choć poczuła palące poliki jak doszła do tego, że to powiedziała, a nie pomyślała. 
Miała nadzieję, że chłopak tego nie słyszał.  


- Chodźmy upolować jakieś autografy, nie wrócę do domu bez kolejnych... ooooh Popatrz!- pisnęła z zachwytu! - Brandy już tu jest!- 
»Zamieszczono 08-04-2020 22:240
Zgłoś!


 [ Wszystkie wpisy: 37 ]  Poprzednia 1, 2,


Kliknij tutaj aby odpisać