Autor   Post  
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48267
Wszystkie Wrzeszczoty padły, teraz można było zająć się Hurlokami. Wciąż mieli szansę, ale z każdą stratą po ich stronie ta szansa się zmniejszała. Plaga się skończyła, Arcydemon spadł z nieba, a mimo to templariusze ginęli wokół Thayne'a, walcząc z pomiotami. Nie mógł się zbyt długo zastanawiać ani zamyślać nad przewrotnym losem. Ani zatrzymać nad faktem, iż znowu ma szatę zbryzganą cudzą krwią, ale nie kogoś, kogo leczył, ale kogoś, komu już pomóc nie sposób... Ktoś jeszcze miał plan, dzięki Stwórcy. Templariuszka zauważyła lukę, prowadzącą do lasu, z którego wyszły pomioty, ale to szczegół. Może uda im się zgubić przeciwnika albo samemu się zgubić, nieważne. Nie musieli biec prostu do Kręgu, wrócą inną drogą, byleby wrócili. Zdecydował szybko, pobiegł za templariuszką, gestem dając znać pozostałym magom, aby się nie ociągali. Kolejne błyskawice, nie oszczędzał many. Owszem, potem będą potrzebować uzdrowienia, ale najpierw trzeba zadbać o to, by było jakieś potem.
»Zamieszczono 31-10-2016 21:460
Zgłoś!
Status Status
SŻ88
PD: 46
PostID #48489
Thayne Zagrożenie zostało zażegnane, a przynajmniej na ten czas. Gdy zdołali minąć hurloki, drogę zagrodził ogr, który padł od kilku celnych strzał. Gdy padł, odczuwalne było w pobliżu drżenie ziemi i dość głośny łoskot. Jego śmierć zrobiła spore wrażenie na Thayn'ie oraz magini, jednak templariuszka szybko się opanowała i spojrzała w stronę wschodu. Podobnie po chwili uczynili obaj magowie. Po chwili z dalszej części lasu dostrzegli kobietę. Była to niska i niepozorna, zakapturzona postać, ubrana skórzaną kurtę z kapturem oraz spodniami z tego samego materiału. Gdy podeszła, można było również dostrzec rękawiczki bez palców w kolorze szarym. Na plecach miała kołczan z kilkoma strzałami. Trzymała w lewej ręce łuk, a przy lewym udzie miała pochwę z mieczem, która była przypięta do pasa. Pod kapturem dostrzec można było jej szare oczy oraz jasne włosy. Pod oczami z każdej strony miała namalowane dwa kły. W oczy rzucały się też bursztynowe kolczyki oraz naszyjnik z zębów. -Widzę, że przybyliśmy w odpowiednim czasie. Gdybyśmy, nie przybyli, to nie wiem, co by się z wami stało. Jestem Viessa. Miło mi was poznać. Po jej przywitaniu głos zajęła templariuszka, która zdjęła uprzednia hełm. -Ja nazywam się Izabelle. Byliśmy w drodze do Kręgu i zaatakowały nas pomioty. Sytuacja prezentowała się na prawdę źle, więc dzięki za ratunek. - Jestem Azaris, mnie również miło - Odpowiedziała magini. - Przykro mi, ale do Kręgu macie marną szansę dotrzeć. Zastanawiało obie kobiety, dlaczego nieznajoma mówiła na początku, jakby ich było więcej, jednak nikogo nie było widać. Dopiero po chwili było słychać kroki za łuczniczką.
»Zamieszczono 11-11-2016 20:510
Zgłoś!
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48494
Jeszcze żyli. Przynajmniej na razie. Zdecydowanie za blisko śmierci, jak na gust Thayne'a. Nawet całkiem dosłownie, ponieważ martwy ogr padając stanowił zagrożenie, na szczęście krótkotrwałe. To chyba stres, uznał mag, za dużo myślał o tym ogrze. Może to przez tę niepewność co będzie dalej. I czy przypadkiem nie będą następni. Jednak nie, dzięki Stwórcy. Viessa powitała ich dobrym słowem, zbyt prawdziwym. Nie pokonali by samodzielnie tego ogra, nikt nie mógł mieć co do tego wątpliwości. -Thayne - przedstawił się - także dziękuję za pomoc. Do Kręgu macie marną szansę dotrzeć I tu zaczęły się schody. -Jak marna ta szansa? - spytał od razu. Wolałby wrócić, książki, dach nad głową, normalne łóżko, te sprawy. Mieli towarzystwo, przyjaciół i/lub znajomych Viessy, a przynajmniej na to liczył.
»Zamieszczono 12-11-2016 03:280
Zgłoś!
Status Status
SŻ88
PD: 46
PostID #48567
Thayne Łuczniczka wpatrywała się w Thayne'a swoimi szarymi oczami, myśląc nad tym, co właściwie powinna mu powiedzieć. - Cóż. Skoro pytasz, to dostaniesz swoją odpowiedź. Wszędzie można spotkać zgliszcza, oddziały pomiotów mniejsze lub większe oraz pełno bandytów. Zgliszcza i trupy przyciągają ghule, co nie jest żadną tajemnicą, czy odkryciem. Poza tym, skoro macie szansę, to dlaczego nie wybierzecie wolności zamiast tej klatki zwanej wieżą? W czasie, gdy mówiła, za nią pojawił się jasnowłosy mężczyzna. To jego kroki było słychać i dlatego Viessa nie zwróciła na to uwagi. Był on dość charakterystyczny. Niemalże białe włosy oraz złote tatuaże, które widoczne były na twarzy i oczy skrywały w sobie coś tajemniczego i przyciągały uwagę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, jedynie lekkie zniechęcenie i obojętność. Ubrany był w białą koszulę i brązowe spodnie. Narzucony miał na siebie szary płaszcz bez kaptura. Buty były wysokie aż do łydek, a czarne rękawiczki skrywały jego dłonie. - Witajcie - Jego głos był aksamitny i miał w sobie coś pociągającego.
»Zamieszczono 12-11-2016 18:500
Zgłoś!
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48584
Mniej więcej typowe rozrywki, czyli to, czego się spodziewał, gdy przyszła jego kolej na opuszczenie Denerim. Aczkolwiek w nagłej chwili szczerości przyznawał, iż błędnie mniemał, że pomioty będą występowały w mniejszych grupach. Teraz będą ostrożniejsi. I jeszcze te szepty, o których zdążył zapomnieć, tyle się działo, o mało nie zginął, inni nie mieli tyle szczęścia. Czemu nie wybierał wolności? -Tam są książki - odparł, wzruszając ramionami. Nie zamierzał się tłumaczyć zupełnie obcej kobiecie ze swoich lęków. Nawet jeśli całkiem niedawno uratowała mu życie. A teraz zjawił się ten, który Viessie w tym pomógł. Podobnych do niego nie dałoby się spotkać na ulicach Denerin, to na pewno. Było w nim coś... coś dziwnego, tak, a dziwne mogło fascynować, ale i niepokoić. Ten głos nie niepokoił. -Witaj - odpowiedział mag. -Kim jesteś?
»Zamieszczono 12-11-2016 21:350
Zgłoś!
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48607
Małomówny gość. Takich to dobrze uzdrawiać, powiedzą konkretnie co ich boli, bez zbędnych dodatków. Viessa za to… Tak właściwie to naskoczyła na Thayne’a. A mógł powiedzieć, że tylko w Kręgu czuje się bezpiecznie, byłaby to sensowniejsza odpowiedź w świetle niedawnych wydarzeń. Ale nie, książki. Szczery powód, ale niepełny. -Prawie - mruknął w odpowiedzi, równie szczerze. Prawie oberwał w czerep, i to więcej niż raz. A że miał sporo szczęścia, to i przeżył. Szczęścia i pomocy Izabelle. -Dzięki. I znowu masz rację, trzeba stąd iść. Nie chciał czekać na kolejnego ogra czy inne atrakcje. A że Viessa i Lathai naprawdę okazali się im sprzyjać, to Thayne nie zamierzał nie akceptować ich zaproszenia. Także ruszył na wschód, od czasu do czasu oglądając się do tyłu. Sprawdzał czy przypadkiem pomioty nie próbują ich gonić.
»Zamieszczono 15-11-2016 23:280
Zgłoś!
Status Status
SŻ88
PD: 46
PostID #48622
Thayne Cała piątka po krótkiej wymianie zdań ruszyła lasem na wschód. Przemieszczali się, a drzewo wraz z przebytą drogą rosły coraz gęściej. Niewątpliwie zagłębiali się w las Brecillian. Powietrze robiło się też nieco bardziej wilgotne. Po jakiejś godzinie dotarli do jaskini, przed którą tliło się nadal ognisko. Jaskinia sama w sobie nie była zbyt wielka, a w niej były dwa posłania dla człowieka oraz jedno, małe, w którym siedział orzeł. W pobliżu leżały dwie torby. Przy jednym posłaniu było kilka strzał, a przy drugim księga. - Tutaj możemy porozmawiać - Powiedziała Viessa, po czym usiadła przy ognisku, by się ogrzać. - Więc, co chcecie wiedzieć i co planujecie zrobić? Po chwili obok niej usiadł Lathai, a po przeciwnej stronie ogniska zasiadły Azaris i Izabelle. - Moim zadaniem była eskorta magów do Wieży wraz z innymi. Niestety sprawy nie poszły po naszej myśli, a obecnie powrót okazałby się dla nas pewnie wyrokiem śmierci. Ja osobiście chciałabym doprowadzić misję do skutku, lecz nie będę ryzykować życiem - Powiedziała templariuszka, a następnie głos zabrała magini. - Nie bierzcie mnie od razu za apostatkę, ale ja szczerze wam wyznam, że mam już dość Kręgu i nieco oddechu mi się przyda. No co? Lepsze to niż czuć nad sobą bat Zakonu... Nawet mimo pewnych niebezpieczeństw. Po chwili orzeł, który spał obudził się i podleciał do łuczniczki, a następnie usiadł jej na ramieniu. Ona pogłaskała go po główce.
»Zamieszczono 17-11-2016 22:530
Zgłoś!
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48629
Pomiotów nowych nie było. Ale był las. Nie lubił lasu. Wszystko takie obce, zielone, jak w takiej gęstwinie można cokolwiek znaleźć, najwyżej tylko się zgubić. Na szczęście mieli przewodników, więc to akurat im nie groziło. Ale można było się na czymś potknąć, coś mogło spaść z drzewa, trzeba uważać. Ich celem było najpewniej schronienie Viessy i Lathaia, nawet ogień mieli. Po tej całej wilgoci ciepło ogniska Thayne powitał z niemałą ulgą. Usiadł obok Izabelle, po jej drugiej stronie niż Azaris. Templariuszka dość zwięźle podsumowała ich obecną sytuację, "sprawy nie poszły po naszej myśli", niedopowiedzenie dnia. I jeżeli nawet ona nie widziała możliwości kontynuowania misji... Viessa oswoiła orła. - Wolałbym wrócić do Kręgu, ale na pewno nie po to, aby się dać zabić gdzieś po drodze - pomyślał o tym, co powiedziała Azaris - i to nawet chyba nie jest jeszcze apostazja, póki trzymamy się z templariuszką. Jeśli spotkamy kogoś z Zakonu po drodze, nie powinien nas zatrzymywać, wciąż przecież jesteśmy magami eskortowanymi do Kręgu, a to, że nie najkrótszą trasą, to rozsądne względy bezpieczeństwa... - westchnął. - W wieży jest po prostu bezpiecznie, sam bym sobie z pewnością w takiej dziczy nie poradził, nawet gdybym nie wpadł na pomioty. Bardziej znam się na uzdrawianiu, a właśnie, nikt nie potrzebuje czegoś w tym zakresie? Jak już jesteśmy względnie bezpieczni, to można by się tym zająć.
»Zamieszczono 18-11-2016 02:210
Zgłoś!
Status Status
SŻ88
PD: 46
PostID #48643
Thayne Lathai przeniósł pobieżnie wzrok na ognisko, a to od razu zaczęło bardziej płonąć. Nic nie mówił, a Viessa też nie odzywała się przez długą chwilę, widocznie zbierała myśli. -Cóż. Do Wieży nie wrócicie na pewno w wyznaczonym czasie. Znając rygor jaki tam panuje, pewnie wszyscy potracicie swoje uprawnienia i rangi po powrocie czy co tam w ogóle macie. Templariusz, jeśli nie podlega niczyjej jurysdykcji uznawany jest za renegata lub zmarłego, jeśli nie można go odnaleźć. Z resztą większość Zakonu i Kręgu nie jest na tyle bystra, by odróżnić renegata od normalnego templariusza. Nawet, jeśli wrócicie, to co powiecie? Że zostaliście napadnięci przez pomioty i tylko taka wasza grupka przeżyła oraz to, że jeden z was się zmienił? Wtedy magowie na pewno zostaną zabici. Za duże ryzyko dla zakonu. Co do leczenia... Nie ma nic, co mógłbyś zrobić obecnie. I pozwólcie, że zaproponuję wam coś innego. Dołączcie do nas. Zakończyła monolog swoją propozycją. Wszyscy nadal wpatrywali się w ognisko, starając się to przemyśleć.
»Zamieszczono 25-11-2016 20:240
Zgłoś!
Status Status
SŻ100
PD: 107
PostID #48652
Lathai naprawdę był dziwny. Z tego, co wiedział Thayne, wynikało, iż takie podsycanie ognia nie należało do pospolitych umiejętności. Teraz jednak nie miał siły na zastanawianie się co też może to oznaczać, po prostu cieszył się ciepłem ogniska.
Wpatrywał się w nie, kiedy Viessa zaczęła mówić. A to, co mówiła…
Całym sercem chciał wierzyć, że powrót jest możliwy, że jak tylko dotrą nad jezioro, to wszystko wróci do normy, a on znów będzie bezpieczny. Wiedział jednak, że to łuczniczka miała rację. Nawet gdyby udało się przemilczeć szepty i plugawca, ograniczyć przeszkody na drodze do Kręgu do pomiotów, bandytów i innych zbójów, to i tak by im nie uwierzono, nie zaufano ponownie. Izabelle tak, pewnie by to przeżyła, ale on i Azaris… Śmierć albo Wyciszenie, na jedno ani drugie naprawdę nie miał ochoty.
Na rozum nie było powrotu. Owszem, mógł pozostać przy łudzeniu się nadzieją, ale i tak wymagałoby to pozostania u boku templariuszki, namiastki bezpieczeństwa Kręgu.
Która nie kwapiła się do odpowiadania na propozycję Viessy.
- W naszej obecnej sytuacji to chyba najrozsądniejsze wyjście - powiedział Thayne, wciąż wpatrując się w ognisko.
- Ale co właściwie robicie? Po prostu staracie się przeżyć w tym lesie? - dodał, spoglądając to na łuczniczkę, to na Lathaia.
»Zamieszczono 29-11-2016 00:310
Zgłoś!




Kliknij tutaj aby odpisać