Karta Postaci: David Hampton
David Hampton

Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek | Wiek: 45
Wzrost: 179
Waga: 88
Udźwig: 44

Klasa/Specjalizacja: Bosman
Informacje: Charakterystyczny głos. Raz, że wychował się w Irlandii - więc złapał specyficzną dla tego regionu melodyjność, a dwa - odkąd wprawiał się jako najemny marynarz lub bosman - bardzo donośny.
Historia:

„...Znów bijatyka, no i znów bijatyka, no bijatyka cały dzień!” – niósł się śpiew podpitego towarzystwa sławiącego wspaniały wyczyn kapitana Kepthorna.

Nie, to wcale tak nie było. Ja nigdy nie dociekałem, bo i u kogo? 1650 w Carrickfergus było cholernie niespokojnie. Mówią, że stary Crommwell zachowywał się jak sam diabeł, ale… Z resztą, wtedy, w pierwszą niedziele marca rodzina przypłynęła do Irlandii, a w drugą urodziłem się ja. W trzecią miała już pola tak rozległe, że na ojca mówi landlord. U brzegów starej Anglii brakowało miejsca, a tu i bogactwo, i szkoła wojskowa dla dzieciaków. Więcej było nas do wychowania, więc mi ani piechota, ani artyleria, a jeno marynarka. Napijmy się.

„…Z Algieru pasza wysłał go, żeby nam upuścić krwi!” – śpiewali kolejni co sił w płucach. Jeszcze nikt nie mógł się spodziewać, że ten 24 lutego będą wspominać następne pokolenia.

Mówisz? Przecież widziałem Kepthorna. 13 lat po wojnie, a 5 po bitwie był w Irlandii. Wielki gość, od samego błysku w jego oku człowiek wolał spieprzać. Ale nie tylko nasi byli w Ulsterze. Byli tam również Irlandczycy, a ci w polu dostali łomot. Jak się zaczęły pożary, to z miejsca było wiadomo, że te dranie mszczą się za to, co myśmy im robili do ’52. Pech chciał, że ten największy zabrał też jaśnie landlorda, ojca mojego wraz z małżonką, matką moją i najstarszym oficerem, bratem moim. Cholera sam się zdziwiłem. Z uczącego stałem się zwykłym marynarzem, do teraz mam gębę odporną, tyle razy nas prali. Ale było co zeżreć, bosman może i chu… Ale o morzu wiedział tyle, że wszystkie wymoczki z innych statków mogły mu za panienki z burdelu robić. Racja, już piję.

„...I porąbany dzień i porąbany łeb, razem bracia aż po zmierzch!” – tawerna przygotowana była na wieczorny wysyp gości. Kufle piwa i flaszki rumu dodawały animuszu. I starszym, którym śpiew przywracał pamięć tych wspaniałych czasów, i młodym, którym dzielne czyny ojców dawały powód do dumy.

Tak, tam się poznaliśmy. Ileż można dostawać po mordzie i nic z tego nie mieć?! I co z tego? No to słuchaj. W ’74 albo ’75. Na pewno. No, wtedy wynająłem ze znajomym z marynarki tą łódkę. Dobra, ukradłem, wiem, że wiesz. Zaczęliśmy szmuglować właściwie wszystko co było opłacalne. Z Irlandii zabieraliśmy ludzi na kontynent, z kontynentu luksusowe towary do Anglii, a z Anglii broń do Irlandii. Tak było najczęściej. Wtedy to się żyło, bo w końcu zmieniliśmy ten zabawny stateczek na prawdziwy okręt. Tak, nim przypłynęliśmy do Dublina. Resztę historii znasz. Były pieniądze, były wpływy, a w każdej byle tawernie, byle burdelu witali nas jak samego świętego Patryka.

-„…Plunęliśmy ze wszystkich luf, bardzo prędko szedł na dno!” – euforia wypełniała wraz z piosenką ściany karczmy.

Tak, wtedy się to skończyło. To było dobre pieprzone 10 lat. Później trzeba było wiać, bo ta marionetka na tronie zaczęła psuć biznes. Mam nadzieję, że zdechnie za kanałem. I nagle okazało się, że konkurencja nic tylko czekała, żeby nas wygryźć, a później nasłać na nas tych pieprzonych żołdaków. Miałem. Miałem pieniądze, miałem możliwości, żyłem jak panisko, raz po raz na zaciągu, gdy brakowało wody lub wódy. W ’89 spotkałem piękną dziewczynę. Sam sobie rękę utnę, jak to nie była największa piękność na wyspach. Co? Kto tak niby mówi? Nie, tylko ty tak mówisz! Mniejsza. To był jak raj. Ciepłe kraje, cały czas na morzu, a prężyła się… I wiesz co? Ano już byliśmy chyba na prostej do ołtarza, a ta jak nie palnie – że ma dzieciaka! Przez tyle miesięcy zdążyła powiedzieć o wszystkim, tylko nie o dzieciaku! Złamałem się. Szczęście, że Kieł mnie pozbierał z Dover, bo bym tam skończył na bruku. A, że wcześniej trochę pohandlowaliśmy to wziął mnie na bosmana. Nigdzie nie idziemy, mamy jeszcze złoto w kieszeniach, a przecież słuchaj…

„…A jeden z nich zabraliśmy na STAREJ ANGLII BRZEG! No i…! Znów bijatyka…” – David Hampton, z zawodu drań i bosman na Emily, prywatnie cynik i człowiek o ciężkiej ręce wraz ze swoim kompanem wspomogli swymi głosami wspomnienie wielkiego triumfu „Mary Rose”.



Broń: Krótkie ostrze

Mocne strony:
-Sprawiedliwy.
-Lider.
-Stolarz.


Słabe strony:
-Sprawiedliwy, tylko nie dla jednej osoby...

Statystyki:

Ekwipunek:

Awatar postaci


Opis charakteru: Nie było deski na pokładzie, która nie była zbroczona krwią. Załoga wydawała się zadowolona, gdyż była to krew załogi tureckiego okrętu. Jednak w końcu przyszło odebrać zasłużone nagrody i kary. Twarze pełne blizn i ręce po łokcie wystawione były ku środkowi okrętu, po którym przechadzał się bosman. 
-J... Ch... - wymsknęło się temu i owemu z załogi.
Były ku temu powodu. Sam bosman, zakrwawiony od stóp do głów, pokryty pyłem, drewnem i z krwią płynącą z otwartych ran szedł nie bez powodu. Wybierał tych, którzy ni prochu, ni walki albo nie powąchali. Tacy właśnie powinni pokład z tej krwi wyczyścić.
-J... Ch... - wymsknęło się temu i owemu z \\\"ekipy czyszczącej\\\".

Emily pruła morską toń pod pełnymi żaglami. Trzeba powiedzieć, że załoga się spisała, gdyż o zmierzchu każdy załogant, prócz tych, którzy mieli wyczyścić pokład spotkali się pod masztem. Tam, gdy już grog i inne używki zaczęły działać gwar rozmów to ożywał, to znów milkł. I w końcu zamilkł na te kilka chwil, kiedy przy akompaniamencie piszczałki bosman wspinał się po maszcie na wysokość dwóch metrów. W tej chwili absolutnej ciszy nawet ukarani słuchali swojego bosmana.

\\\"Tak bardzo tęsknie, za Carrickfergus, za jedną nocą, tam w Ballygrand
  Najgłębsze morze, przepłynąć chciałem, by ciebie miła móc ujrzeć tam...\\\".

Szczotki ucichły. 
-Śpiewać umie.
-Sprawiedliwy, chociaż ch...

Wygląd:

Ma czarne, krótkie włosy. Ze względu na życie od portu do portu rzadko przejmuje się również tak nieistotnym szczegółem jak zarost, chociaż nie hoduje brody. Dodatkowym znakiem szczególnym są niebieskie oczy. Niebieskie jak niebo, nie jak atrament.
Ciężka praca wyrobiła u niego mięśnie. Morska dieta i częste używanie rąk dały mu siłę niezbędną do przenoszenia ciężarów lub do motywowania załogantów w sposób fizyczny. Fizyczny tak bardzo, że nie pozbawiający złudzeń.
Na piersi wytatuowaną ma misternie zdobioną róże wiatrów.



Ubranie:

Nosi się z fantazją. Bez nakrycia głowy, jednak na cały jego ubiór składa się niebieska, dwurzędowa podszyta marynarka. Marynarka podszyta jest na czerwono. Pod tym biała koszula z wykrochmalonym kołnierzem. To wsunięte ma w czarne spodnie, a spodnie w wysokie, żołnierskie buty. Spodnie też musiały się na czymś trzymać, więc przy nich miał ciężki, skórzany pas. Przy pasie wiszą jego najwięksi przyjaciele - z lewej strony wierny kordelas, z prawej lewak. 

Informacje o postaci:




Dziennik postaci:


Ta postać należy do użytkownika Matthew. Kliknij tutaj aby zobaczyć profil użytkownika.