Karta Postaci: Marcos
Marcos

Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf | Wiek: 233
Wzrost: 178
Waga: 75
Udźwig: 42

Klasa/Specjalizacja: Kapitan
Informacje: Śmierć upomniała się o niego. Dług został spłacony.
Gildia/Frakcja: Pirat
Historia:Marcos nie zawsze był Marcosem ani też pół elfem. Imię to sam sobie nadał po tym jak mianował się na kapitana okrętu o nazwie Zwodząca Nadzieja. Urodził się Tortudze, zatoce pirackiej. W wieku 10 lat został oddany na służbę Latającego Holendra jako spłata zaciągniętego długu u kapitana Davy'ego Jones'a. Spędził tam kilkadziesiąt lat - tak mówi, bo nie pamięta dokładnie ile. Wygrał swoją wolność grając z kapitanem w kości. Stawką była jego wieczna służba na tym przeklętym statku. Marcos został puszczony w pław (nie było mowy o tym, w jaki sposób zwrócona zostanie mu wolność). Dryfował po morzu bardzo długo. Spragniony, wygłodniały, trzymający się jedynie swoich spodni napełnionych powietrzem. W końcu los się do niego uśmiechnął i obudził się na brzegu. Nie wiedział jak tam się znalazł lecz z daleka słyszał syreni śpiew. Dotarł do jakiegoś miasta portowego i tam dorobił się na hazardzie tym samym dorabiając się wrogów. Zakupił niewielki okręt i zaciągnął na niego kilku swoich dłużników obiecując im bogactwo. Obrał kurs na nieznaną wyspę, sugerując się dziwną mapą, którą kiedyś wygrał. Niestety tuż przed dotarciem do wyspy napadł go sztorm i roztrzaskał jego okręt zabijając tym całą jego załogę. Całą oprócz jego samego. Morze po raz kolejny wyrzuciło go na brzeg. Po obszukaniu wyspy dotarł do pewnej jaskini gdzie znajdował się tajemniczy okręt. Nazwany był "Zwodząca Nadzieja". Na nim Marcos odnalazł księgę, dzięki której dowiedział się o właściwościach okrętu i tego w jaki sposób zostać jego wiecznym kapitanem. Wtedy nadał sobie właściwe imię i sam zdołał ten okręt poprowadzić tam, gdzie sobie tego zażyczył. Okręt posiadał niespotykaną moc. Wszyscy z zewnątrz, którzy go widzieli, byli pewni, że widzą sojuszniczy okręt. Nie spodziewali się grabieży od jednego z ich okrętów. Dzięki temu Marcos nie raz dorobił się bogactwa napadając na niczego niespodziewające się statki wypełnione kosztownościami. Ci, którzy przeżyli jego atak mieli do wyboru albo przyłączyć się do jego załogi składając przysięgę krwi. Albo byli pozostawiani na pastwę oceanu. Lata mijały, a Marcos zaczął się starzeć. Zaczął umierać. Szukał sposobu na przedłużenie swojego życia. Odkrył, że gdzieś na świecie istnieje miejsce, dzięki któremu można odebrać komuś życie i ofiarować je sobie. Marcos będąc zdesperowany nie zawahał się pojmać pewną elfkę i złożyć ją w ofierze swojego plugawego planu. Odzyskał młodość i dodatkowe lata życia. Stał się dzięki temu pół elfem. Myślał, że zyskał nieśmiertelność ale nie zdawał sobie sprawy jak wielce się myli. Śmierć była bliżej niż kiedykolwiek mógł myśleć.
***************************
Marcos z pomocą niejakiej Luny dowiedział się skąd pochodzi zagadkowa moneta zwana Xen. Pomogła mu ona dotrzeć do międzywymiarowej karczmy. Musiał odnaleźć sposób by przenieść swój okręt, do którego był życiem przywiązany, do innego świata. Kron. Niestety wszelkie przemyślenia spełzły na niczym. Wtem jak grom z jasnego nieba spadło mu rozwiązanie. Poznał Patricka van Lavender, który potrzebował kapitana i okrętu by móc dotrzeć do Slavii, żeby wdrążyć swój niecny plan w życie. Po dotarciu na miejsce i wypełnieniu umowy zawiadomił on wcześniej cesarza listem, który miał w sobie wszystko by dać podstawę wtrącenia Patricka do lochu. Wiedział on bowiem o nim dość sporo. Podobnie w drugą stronę. Kiedy nadeszła godzina, w której Patrick miał zawisnąć, śmierć nieoczekiwanie zmieniła swoją ofiarę. Patrick przeżył. Przysiągł wierność cesarzowi. To było ostatnie co Marcos słyszał. Potem upadł i umarł. Ktoś dorwał bowiem jego serce. Serce, od którego chciał się uwolnić. Chciał być wolny... nareszcie...

Broń: Długie ostrze

Mocne strony:



Słabe strony:



Ekwipunek:

Awatar postaci


Charakter: Neutralny zły
Opis charakteru:


Wygląd: Na lewym oku posiada coś na rodzaj blizny lecz jest to zwyczajny tatuaż, do tego posiada czarne włosy z widocznymi fioletowymi pasemkami i krótkie elfie uszy.

Ubranie: Jego ulubionym kolorem jest fiolet, stąd też nosi fioletowy płaszcz, przepaski czy chociażby papugę w takowym kolorze na ramieniu. Cały strój nosi ślady użytkowania lecz mimo to nadal wygląda na nim bardzo dobrze i jak on to mówi "w niejednym morzu w nim pływał". Nigdy nie rozstaje się ze swoim kordelasem, który nazywa się Elizabeth.
Informacje o postaci:




Dziennik postaci:

Poznanie Luny

Marcos przechadzając się po porcie w poszukiwaniu nowych towarów na załadunek usłyszał od grupy pijaków, że niedaleko odbywa się niezła potańcówka. Nigdy nie stronił on od gier i zabaw dlatego pomysł na chwilę relaksu nie był zły tym bardziej, że od kilku miesięcy nie schodził na ląd. Udał się na miejsce. Muzyka była przednia, uwielbiał Irlandię głównie za piwo i muzykę. Raz dwa wparował i zamówił już jeden kufel dla siebie. Miał również przy sobie swój zestaw kości do gry w pokera. Hazardu nigdy nie odmówi jeśli takowy się pojawi. Jak nie, pewnie zacznie sam.

Luna zauważyła pojawienie się nowego, którego hiszpańska uroda najwyraźniej wśród śmiechu i tańca - i co ważniejsze - alkoholu, pozostałym chyba umknęła. Nie wyglądał jej na tutejszego. Raczej na urzędnika. Nie spuszczała z niego wzroku, i to wzroku mocno podejrzliwego.

Marcos opróżnił podany mu kufel do dna za jednym pociągnięciem. Dawno nie miał w ustach nic poza wodą i rumem, którego serdecznie miał już dosyć więc irlandzkie piwo była dla niego niczym napój bogów. Rozejrzał się wokół siebie. Wszyscy ludzie tańczyli, chlali, bawili się. W uszach dzwoniła muzyka i śmiech tłumu. Zamówił kolejne piwo i zajął najbliższe wolne miejsce. Następnie wyciągną jakiś świstek papieru i zaczął uważnie go oglądać. Wiedział, że od dłuższego czasu ktoś się w niego wpatruje. Była to młoda i piękna kobieta co jeszcze bardziej wzbudzało w nim pewne podejrzenia. Może nie czułby się dziwnie gdyby nie to, że patrzyła na niego w sposób inny, niż większość kobiet chcących wskoczyć mu do łózka. Po opróżnieniu drugiego kufla do połowy wstał, zwinął papier i schował go za płaszczem. Podszedł do ciekawskiej kobiety. - Witam. - odparł z uśmieszkiem na twarzy. - Chyba wpadłem ci w oko?

Luna 'Nie pochlebiaj sobie. Szpiegujesz?' - uśmiechnęła się cwanie. Stojąc tak, z rękami na pasie, niczym stara gospocha pokrzykująca na dzieci, z rudymi włosami, w spodniach i koszuli, mogłaby powiedzieć że nie jest Irlandką - ale przypominało by to zapewnienia kota urodzonego w stajni, że całą pewnością jest koniem.

Marcos - tak, jestem hiszpańskim szpiegiem, z hiszpańskim akcentem ubrany w specjalny szpiegowski hiszpański strój i jestem na irlandzkiej popijawie próbując wykraść sekret tutejszego piwa. - Odpowiedział z powagą w głosie ale jego uśmiech mówił co innego.

Luna podała mu swój kufel. 'Sekret irlandzkiego piwa nie leży w piwie. Ale w tańcu. To dlatego piwo nie idzie do głowy'

Marcos wyciągnął do niej rękę. W takim razie pokaż mi ten sekret señorita. - uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy.

Luna zerknęła na Borysa. Bawił się najwidoczniej świetnie, więc i ona nie będzie sobie żałować. Podała rękę Marcosowi ale zamiast czekać na jego inicjatywę, sama wyciągnęła go między tańczących. Zastanawiając się czy da radę dotrzymać kroku pozostałym którzy bawili się do tej charakterystycznej, tak różnej od salonowej, muzyki.
'Mam wrażenie że już cię gdzieś widziałam' - powiedziała nim podstępnie wciągnęła Marcosa w wir szaleństwa.

Marcos - całkiem możliwe, bywam tu i tam. Życie na morzu jest pełne różnorakich dróg - powiedział tak głośno by Luna zdołała go usłyszeć i dał się ponieść tańcu.

Luna 'Na morzu! Pływasz pod angielską banderą' - zauważyła. Próbowała sobie przypomnieć coś więcej. Gdzie go widziała. Na pełnym morzu raczej nie miałaby okazji się przyjrzeć. Więc w którymś porcie. Ale gdzie i kiedy? Opowieści o swoim morskim życiu wolała schować do kieszeni. 'Co przewozisz? Towary czy wojska?'

Marcos w tańcu przybliżył się do Luny na tyle by móc skierować swoje słowa prosto do jej ucha tak by nikt wokół nie usłyszał. - Przygodę, pływam pod wieloma banderami - po tych słowach nabrał takiego samego dystansu jak wcześniej i dalej tańczył.

Luna uniosła nieco brew, przyglądając się Marcosowi jeszcze podejrzliwiej. Przeszukiwała pamięć, niczym przepełniony komputer. Jej wnioski były oczywiste. Gdyby płwał pod banderą hiszpańską lub francuską, jakiekolwiek ich spotkanie na morzu byłoby ostatnim, skoro pływała bądź z Aleksem, bądź z ludźmi Kła.

Marcos wziął Lunę w obroty - Marcos, kapitan Marcos do pani pięknej dyspozycji! - zaśmiał się.

'Luna Miles. Chętnie pana czasem podysponuję. Przynajmniej dziś. '

Marcos - jestem zaszczycony. - zatrzymał się i pokazał jej kostkę do gry. - pobawimy się w coś innego?

Luna 'Taniec mości kapitanowi nie służy?' - roześmiała się. 'Zależy o co zagramy.' - błysk w oku świadczył że trafił swój na swego.

Marcos - twój piękny uśmiech już mam. Zagramy o historię. Jeśli ty wygrasz, możesz zapytać o co chcesz, jeśli ja wygram to ja zadaję tobie pytanie. Proste i tanie. - wskazał kiwnięciem głowy wolny stoliczek.

Luna 'Umowa' - skinęła głową potwierdzając. Dała się poprowadzić do stolika.

Marcos - chyba nie muszę ci tłumaczyć jak gra się w kościanego pokera co? - zaśmiał się i rozsiadł przy stoliku kładąc dwa zestawy po pięć kości po swojej stronie i jej stronie.

Kto wygra w kościanego pokera? 1.Luna - 1k100 = 48 ; 2.Macros - 1k100 = 13 ; 3.Remis - 1k100 = 16; (Wygra Luna)

Luna chwyciła kości w obie ręce po czym energicznie potrząsła kilka razy nim wyrzuciła zdobione kości z marmuru na blat stołu. Marcos wykonał rzut praktycznie w tym samym momencie co ona. Luna nie miała nic do pary ani wyżej więc rzuciła raz ponownie wszystkimi kościami. Marcos przerzucił dwie z nich licząc na karetę. Los dziwny i nieprzewidywalny zdecydował, że Luna po ponownym podejściu wyrzuci pokera. Marcos niestety posiadał zaledwie dwie pary i rozłożył ręce.

Marcos - cholera - podrapał się po głowie. Nikt z mojej załogi jeszcze mnie w to nie pokonał. - na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. - Tak więc?

 Luna 'Coś często to ostatnio słyszę' - powiedziała jakby do siebie, przypominając sobie słowa Cypriana. Obserwowała uważnie Marcosa, by po jego stroju jak najwięcej wnieść do własnego wniosku. By wiedzieć o co pytać. 'Ile przysługuje mi pytań?'

Marcos - Jedno... na razie. Jeśli mi się spodoba to może dam ci kolejne w gratisie. - przekrzywił i oparł głowę o rękę czekając na powalające pytanie.

Luna 'Pływasz pod wieloma banderami. I nie masz spasionego brzucha, jak na kapitana statku handlowego przystało. Więc pytanie brzmi... Pod jaką banderą twoi ludzie uważają, że pływają? ' - uśmiechnęła się cwanie, zwycięsko.

Marcos wyciągną rękę jak włoch. Czasami się gubią i sami nie wiedzą. Ci starsi, którzy już jakiś czas u mnie są i jeszcze żyją to wiedzą, że pod żadną. - odparł tak jakby był przygotowany na to pytanie. - SĘK w tym moja droga, że tu nie chodzi o uwagę moich ludzi a ludzi z zewnątrz. Obecnie jesteśmy na angielskim frachtowcu płynącym z Indii. - puścił do niej oczko, wyciągnął z kieszeni fajkę i położył nogę na nogę. Zupełnie nie patrząc w jej stronę zajmował się nabijaniem tytoniu.

Luna pokręciła głową. Co za uparty uparciuch! Słyszała kiedyś o człowieku, który kilkukrotnie przeżył rażenie piorunem. Widocznie w jakiś sposób przyciągał je tak, jak jej historia przyciąga piratów. Nie miała pojęcia czy odpowiedź spodobała się kapitanowi na tyle, by dał szansę na kolejne pytanie. Inaczej będzie je musiała zadać nielegalnie.

Marcos - sądzę, że moja odpowiedź wywołała u ciebie masę innych. - Zaciągnął się fajką i wypuścił kłąb dymu gdzieś na bok. Ta rzecz zupełnie nie pasowała do jego wyglądu lecz sądząc po tym, że nie zakasłał ani razu musiał mieć spore doświadczenie z takimi przedmiotami.

Luna 'Dobrze sądzisz. Nie każda panienka z piwem w ręce musi być głupia jak dynia.

Marcos - gdybyś taka była od razu bym to zauważył. Jak tylko tu wszedłem od razu zwróciłaś na mnie uwagę. Chcę zaspokoić twoją ciekawość. Pytaj więc! - uśmiechnął się i zaciągnął raz jeszcze, tym razem jeszcze mocniej.

Luna 'Cel twoich podróży?'

Marcos - nareszcie mnie zaskoczyłaś. - westchnął i odłożył fajkę. Zwrócił się twarzą do Luny. - Jak bardzo jesteś pijana by uwierzyć we wszystko co ci powiem?

 Luna 'Jeszcze półtora kufla' - odpowiedziała szczerze. 'Na ile moja wiara potrzebna jest twojej opowieści?'

Marcos - zależy w co wierzysz - uśmiechnął się. - Wyciągną rękę w jej stronę by potem machnąć ją na bok - powiedz, jak daleko sięga twoja wiara?

Luna 'Zależy czy masz w ręce złotą monetę czy błędnego ognika'. Uśmiechnęła się rozbawiona, czekając czym Marcos ją zaskoczy.

Marcos przewrócił w lewej ręce złotą monetą tak szybko, że nie możliwym było dostrzeżenie co to konkretnie była za moneta, po czym złapał ją w ręku i zacisnął w pięść. - Na koniec świata - odparł a jego uśmiechnięty wyraz twarzy zdawał się ani przez chwilę nie zmieniać.
Ta postać należy do użytkownika PatrickLavender. Kliknij tutaj aby zobaczyć profil użytkownika.