[ Wszystkie wpisy: 164 ]  1, 2, 3, ... ... 7, 8, 9, Następna


 Postać   Wpis  
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50359
Mistrz Gry: Godrick

Dzień mijał leniwie. Przez szybę w drzwiach lombardu krasnolud widział spadające powoli, grube płatki śniegu. Ludzie chodzili gdzieś szybkim tempem, na placu Aleksandra VI Budowniczego, na który to plac skierowane były drzwi i okna lombardu. Jego wnętrze było dość przytulne. W powietrzu unosiła się woń cygar, a przy każdej ścianie ustawione były dębowe meble, na których piętrzyły się rozmaite przedmioty. Od staroci, przez dzieła sztuki, po przedmioty codziennego użytku. Na magazynie było o wiele więcej rzeczy, jednak większość z nich nie pasowała do klimatu tego miejsca, więc czekała w ukryciu, aż ktoś o nią zapytał. Za ladą znajdowały się drewniane schodu, które prowadziły do mieszkania Godricka.
Dzisiejszy obrót był niewielki. Wszedł jakiś młodociany szlachcic, który chciał kupić sobie potężną, Maiczną broń, co ostatecznie skończyło się kupnem rozkładanego nożyka z wyrytym na rączce, krasnoludzkim powiedzeniem: "Najwięcej grzybów rośnie przy gościńcu". Nożyk był bowiem przeznaczony do zbierania grzybów. Później wpadł jakiś wychudzony elf, pragnący sprzedać podrobione kamienie szlachetne. Gdzieś godzinę temu wpadła Madame Simon, krasnoludzka wdowa po marynarzu. Sprzedawała pamiątki po mężu i zawsze zagadywała Godricka- była to serdeczna znajomość, jednak bez cienia romansu.
Drzwi lombardu otwarły się gdzieś w godzinach popołudniowych i do sklepu wkroczyła... Dziwna dziewczynka. Na oko dziesięcioletnia, z długimi blond włosami w kilku miejscach związanymi w wąskie warkoczyki. Włosy opadały dziewczynce aż do kostek. Była bardzo szczupła, a nosiła na sobie dobrej jakości, czarny płaszcz z wysoko podniesionym kołnierzem. Czarne buty na niewysokim obcasie wskazywały, że bynajmniej nie jest ona biedna. Całość dopełniały ogromne, błękitne oczy, które mocno kontrastowały z brązowym wystrojem lombardu. Można by uznać, że widok ten jest snem malarza, który następnie stworzy tak irracjonalny obraz i sprzeda go za kilka setek koron. Dziewczynka była złotym elfem, choć coś w jej podstawie wskazywało, że w jej krwi jest domieszka innej rasy- prezentującej ten smutny rodzaj piękna.
Młoda szlachcianka, gdyż można było wywnioskować taki status społeczny, podeszła do lady, ledwo sięgając jej głową i położyła na niej krótką, rzeźbioną w dębie różdżkę, od której oderwało się kilka bursztynów i -o matko- mały szmaragd. Różdżki takie nie były nowością. Pozwalały łatwiej wymierzyć zaklęcie w cel, czy coś w tym rodzaju. Godrick niezbyt znał się na magii, ale znał się na różdżkach. Wystarczyło tylko przymocować do patyka kamienie w miejscach, gdzie odpadły, po ówczesnym przeczyszczeniu ich i usunięciu sadzy. W środku kijka znajdował się rdzeń, który także był łatwy do naprawy. Tutaj jednak wyglądał na nienaruszony.
- Czy mógłby pan to naprawić? -spytała dziewczynka dość piskliwym, jak na swoją rasę, głosem.
»Zamieszczono 17-01-2019 20:350
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50360
Postać: Godrick

Godrick siedział, nie przejmował się za bardzo małą ilością klientów, ale bardziej związaną z tym nudą. Godrick był urodzonym handlarzem i nie potrafił wysiedzieć w jednym miejscu dużo czasu bez "zabawy w sprzedawcę". Gdy szlachcic który kupił nóż na grzyby wyszedł śmiał się cicho przez chwilę. Była to bowiem epicka ballada o szlachcicu co zamiast Magicznego miecza zakupił krasnoludzki nożyk. Elfa trzeba było wyrzucić na zbity pysk.
-I ciesz się, że straży nie wezwałem
Dodał krasnolud. Nienawidził wszelkiego rodzaju przestępcy którzy utrudniali mu zarobek, ale nie przepadał też za samą strażą. Może uważał, że traktują go z góry z powodu jego rasy? A może po prostu bał się, że on sam nie jest taki krystalicznie czysty.. Następnie wpadła wdowa po marynarzu. Zakupił od niej część pamiątek po okazyjnych cenach i pogawędził z nią chwilę. I gdy dzień wydawał się już spisany na straty do lombardu weszła dziewczynka. "Lepszy rydz niż nic" pomyślał krasnolud. Spojrzał na dziewczynkę badawczo, ale starał się jej nie spłoszyć. Bądź co bądź na wszystkim można zarobić. Miłym i spokojnym głosem rzekł więc do dziewczynki:
-Osobiście znam się bardziej na przedmiotach niż na ich naprawie.. ale ktoś z personelu z pewnością da sobie radę.. A nie chcesz może jej sprzedać lub zastawić?
Obserwował magiczny przedmiot próbując wycenić ile jest warty.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 17-01-2019 20:400
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50361
Mistrz Gry: Godrick

Dziewczynka była naprawdę dziwnym okazem. Na jej widok rodziła się masa pytań, nie tylko o wiek bądź status społeczny. Przede wszystkim: co robiła tutaj sama? I skąd miała różdżkę? Naprawianie przedmiotów nie było czymś bardzo trudnym, szczególnie dla krasnoluda, która prowadził swój lombard. Podczas sprawdzania jakości tworzywa, wieku przedmiotu bądź jego magicznych właściwości, używało się podobnych narzędzi, których używali rzemieślnicy. Niemniej jednak, odkąd w lombardzie pojawił się personel, krasnolud nie musiał zajmować się już naprawami. 
Co zaś się tyczy personelu... W jego skład wchodziły aż dwie osoby. Pierwszą z nich była stara Olgia, Aleksandryjka po pięćdziesiątce o drobnej budowie ciała, która przychodziła raz na trzy dni, żeby powycierać kurze, umyć podłogi i wymienić świece w żyrandolu. Był też młody czeladnik, Hendrick. Godrick praktycznie wziął go z ulicy i dawał drobne pieniądze w zamian za pomaganie w lombardzie. Niemniej jednak aleksandryjczyk okazał się być na tyle uczciwy i rzetelny, że krasnolud pozwolił mu nocować w magazynie, a później wykonywać nieco ważniejsze czynności w lombardzie, takie jak właśnie naprawa przedmiotów.
Jeśli zaś chodzi o wycenę różdżki... Na pewno był to przedmiot natury magicznej, używany. Widać było, że wykonał ją ktoś, kto znał się na swoim fachu, prawdopodobnie została też zrobiona na zamówienie, dla konkretnej osoby. Tej dziewczynki? Możliwe. Bursztyny były typowym katalizatorem magicznym, coś na wzór przewodników. Zaś szmaragdy nadawały magii ostrości, jakkolwiek by to nie brzmiało. Była to broń. I na oko była warta jakieś 350 koron.*
Naprawa różdżki nie powinna być problemem i powinna zająć kilkanaście minut. Nie trzeba było nawet kłopotać Hendricka, który miał za zadanie poukładać obrazy w magazynie. Chwilę rozmyślania przerwał spokojny głos dziewczynki.
- Ten przedmiot jest mi potrzebny. Muszę znaleźć kogoś, kto go naprawi -patrzyła krasnoludowi w oczy przez chwilę, po czym dodała szybko.- Mam pieniądze.
Pytań było naprawdę dużo, jednak taki jest już lombard. Nigdy nie wiadomo, kto bądź co wpadnie Ci w ręce.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Wycena przedmiotu ; Określona: Wiedza Ogólna (In) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 85% ; Wynik: 45
Rezultat: POZYTYWNY
»Zamieszczono 17-01-2019 20:590
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50362
Mistrz Gry: Christopher

Posterunek znajdował się na południu od Patronute Pal, niedaleko gościńca. Na pierwszy rzut oka sprawiał dość optymistyczne wrażenie. Stary fort, który jednak trzymał się w jako takim stanie, kilka dużych namiotów oraz grupki żołnierzy w półciężkich zbrojach, dyskutujących ze sobą z trochę znudzonym wyrazem twarzy. Niemniej jednak, to wszystko nie dotyczyło Christophera. On był rekrutem. Na dodatek rekrutem z zamożnej rodziny, a takich tu nie lubiano. Większość z żołnierzy pochodziła ze średnio zamożnych rodzin, jednak zdarzali się i tacy, którzy swojej służby wcale nie wybrali, a zostali tu zaciągnięci siłą- choćby przez brak innych możliwości.
Chłopak zaliczał się do najgorszej z grup- do wypacykowanych książąt, którzy nigdy nie zaznali trudów codziennego życia. A co dopiero życia żołnierza. Jedynym sposobem na zmianę swojego wizerunku i zdobycie uznania, było robienie tego samego, co żołnierze, jednak czy Chris sprosta tym wszystkim zadaniom? W końcu nie wie niczego o życiu prawdziwego wojownika.
Tak więc po jakimś czasie stanął przed postawnym, łysym mężczyzną siedzącym za biurkiem. Ten spojrzał bez przekonania na jego dokumenty, a następnie na samego Christophera i rzucił bez entuzjazmu:
- To słucham -jego głos był zgrzytliwy.- Powiedz mi, co masz w sobie takiego, żeby nie zostać wojskowym cwelem?
»Zamieszczono 17-01-2019 21:150
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50363
Postać: Christopher


Z początku niezbyt mógł się pogodzić, ku uciesze macochy, z losem, który mu przypadł. No ale co miał zrobić? Czy tego chciał, czy nie - do wojska musiał się udać.  Wyruszył z samego rana. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że kazali udać mu się do jakiejś zabitej dechami nory, bo na fort to wcale nie wyglądało. Czy wojsko cierpiało na aż taki brak pieniędzy, by chociaż ten budynek jakoś naprawić? Dotarł na miejsce, a to co najgorsze, było dopiero przed nim. Udał się w wyznaczone miejsce, do jakiegoś biura, czy czymkolwiek miało być to ubogie pomieszczenie.
Wzrok skierował od razu na człowieka, który stał za biurkiem. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że będzie musiał zadawać się z takim plebsem, a co dopiero rozmawiać. Obojętnym tonem, od niechcenia odpowiedział mu:
- Mam swoje zdolności.


Gracz: Balwur




»Zamieszczono 17-01-2019 21:220
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50364
Postać: Godrick

Godrick zadumał się. Żałował trochę że skończy się na samej naprawie przedmiotu, a nie zakupie, bądź zastawie. Sprawdził więc na tablicy ile kosztuje naprawa (przepraszam ciebie Adris ale nie mam żadnego cennika którym mógłbym się posługiwać, więc nie mam pojęcia jakie ceny wyznaczać). A następnie podał jej tą cenę dodając.
-A tak właściwie to po co ci ten przedmiot? Może jakoś ci pomogę?
Natomiast gdy otrzymał pieniądze zabrał się za naprawę przedmiotu.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 17-01-2019 21:240
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50365
Mistrz Gry: Christopher

Mężczyzna za biurkiem wstał i powolnym krokiem podszedł do chłopaka. Dalej miał twardy wyraz twarzy, jednak była w nim też nutka zawodu. Jeśli łudził się, że Christopher okaże się inny, to złudzenie właśnie umarło. Następnie zaczęło się kilka procedur wstępnych, takich jak badania medyczne, rozmowa o tym, jakie mocne i słabe strony ma chłopak oraz gdzie by się widział.
Ogólnie posterunek był niczym innym, niż jednostką wsparcia, stworzoną do szkolenia kadetów na wypadek wojny, na którą się nie zapowiadało. Hierarchia nie była tu zbyt skomplikowana, gdyż i ludzi nie było tutaj wielu. Najważniejszy był Główny Dowódca, Severyn Goffen, który to siedział za swoim biurkiem. Pod nim byli wszyscy inni dowódcy, mający na celu szkolić rekrutów. Na równi z nimi znajdowało się także kilka innych osób, takich jak Dowódca Medyczny czy też Henry Hollberg, krasnolud w sile wieku, który piastował stanowisko Dowódcy Sojuszniczego Oddziału Krasnoludzkich Strzelców, którzy także byli tutaj szkoleni. Mogłoby się wydawać, że w tej hierarchii przyszła pora na żołnierzy, ale nie- wyszkolone jednostki były wysyłane do innych stanowisk, więc w posterunku znajdowali się tylko rekruci- starzy i nowi. Ci naprawdę starzy byli tutaj swój ostatni, trzynasty miesiąc.
Gdy wszystko zostało już omówione, a wszystkie papiery (prócz jednego) wypełnione, wówczas Christopher ponownie stawił się przed Głównym Dowódcą. Ten poprawił się w krześle i przyjrzał dokumentom.
- Ogólnie rzecz ujmując, szkolenie zawsze trwa u nas trzynaście miesięcy -rozpoczął.- Jednak mamy kilka szkół, którym jest przypisany odpowiedni opiekun. Nie nadajesz się na maga, ani na wojownika. Możemy Ci jednak zaproponować Szkołę Łuku, Zwiadu bądź Specjalistyczną. Niemniej jednak, Ciebie najbardziej powinna interesować Szkoła Pomocnicza, pracowałbyś w kuchni i przy rzeczach rzemieślniczych. Trzynaście miesięcy i odbębnisz służbę, po czym wrócisz do swojego ukochanego hrabstwa czy skądś się tam urwałeś...
Główny Dowódca jeszcze raz przyjrzał się dokumentom, a później chłopakowi, po czym kontynuował znacznie bardziej oficjalnym, bezosobowym tonem:
- Dowódcą Szkoły Łuku jest Elevias Snif, czternastogodzinne ćwiczenia, nim w ogóle wypuszcza rekrutów z posterunku. Grochen Urs szkoli zwiadowców, jednak odkąd stracił oko trafiony strzałą, stał się bardzo surowy. Jestem bardziej niż pewny, że nie przeżyjesz trzynastu miesięcy u jego boku. Jest też jednostka specjalistyczna... Cztery tygodnie temu zginął poprzedni dowódca, więc obsadziliśmy na tym stanowisku krasnoluda- Henrego Hollberga, który zajmuje się też Strzelcami od broni palnej.
Mężczyzna podał chłopakowi pióro i dokument, który miał zapieczętować jego los na najbliższe trzynaście miesięcy.
- Wybierz i podpisz.


Mistrz Gry: Godrick

Choć wizja kupna różdżki wydawała się świetna, naprawa jej to także jakiś zysk! Według cennika lombardu, podpisanego zresztą przez Cech Rzemieślniczy Patronute Pal i kilka innych ważnych osób, taka naprawa kosztowała 18 koron. Cenę tę udało się wynegocjować Godrickowi już dobre kilka lat temu, jednak to dzięki takim drobnym zabiegom wiodło mu się bardzo dobrze.*
Po usłyszeniu ceny, dziewczynka poszukała w kieszeni małego mieszka, z którego wyciągnęła wyliczoną ilość pieniędzy, które następnie wręczyła krasnoludowi. Przez chwilę, gdy palce dziecka dotknęły szorstkiej dłoni Godricka, ten poczuł na skórze tysiąc srebrnych igiełek.
Był to Mulok, jak mówiły na to krasnoludy. Przesąd bardzo dobrze znany większości krasnoludów mieszkających w Krasnoludzkich Klanach, mniej znany tutaj, w Patronute Pal. Według wierzenia, tak się dzieje, gdy pierwszy raz dotykamy osoby mającej ogromny wpływ na naszą przyszłość. Dotyk przeznaczenia? Być może.**
Naprawa różdżki była tak prosta, jak krasnolud się spodziewał. Wystarczyło wyczyścić kilka miejsc, użyć dobrego kleju, przycisnąć mocniej i potrzymać tu i tam. Efekt jego dzieła był zadowalający, a na twarzy dziewczynki urosło coś na kształt uśmiechu, gdy odbierała od niego przedmiot.***
Młoda klientka wysłuchała spokojnie jego słów, mając niepewną minę. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć, drzwi lombardu otwarły się i wychylił się przez nie na oko trzydziestoletni, potężnie zbudowany mroczny elf o twardych rysach, choć miękkim spojrzeniu:
- Pani Victoricko, od godzinny panny szukam. Matka surowo zabroniła pannie samej poruszać się po mieście, to niebezpieczne -mówił zadyszany elf.
- Przepraszam, Decimie -głos dziewczynki był cichy i przepraszający, choć nie dało się w nim słyszeć niczego, co mówiłoby o skrusze. Klientka szybko schowała różdżkę do kieszeni.- Już idę. Do widzenia, proszę pana.
Powiedziała grzecznie krasnoludowi, po czym ruszyła w stronę swojego opiekuna.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Uzyskanie jak najlepszej ceny ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 18
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Godrick
Czynność: Objaśnienie zjawiska ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 39
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Godrick
Czynność: Naprawa przedmiotu ; Określona: Rzemieślnictwo (zr) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 42
Rezultat: POZYTYWNY

---

/Sesjator: Pisz dłuższe odpisy. Przynajmniej po siedem, osiem linijek. Jeśli nie masz o czym pisać, wspominać przeszłość swojego bohatera, opisuj swoje myśli, twórz. Więcej nie pisz też w nawiasach notatek do Mistrza Gry. Zawsze możesz napisać takie rzeczy mi na PW bądź w temacie ogólnym.
//Balwur: Słowa "Mam swoje zdolności" dały mi naprawdę wiele możliwości na dalsze toczenie fabuły. Staraj się popychać historię bardziej do przodu, bo ugrzęźniemy w jednym miejscu, a mam nadzieję kiedyś wyciągnąć Cię ze służby wojskowej.
»Zamieszczono 17-01-2019 21:300
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50366
Postać: Godrick

"Mulok..." Chociaż Godrick dawno opuścił rodzime ziemie wiedział co to jest i zdumiało go, a nawet trochę przeraziło, że taka dziewczynka jak ona może mieć wpływ na jego życie i przyszłość. Co to miało oznaczać? Gdy mroczny elf wszedł zastanawiał się czy go o coś nie zapytać, chciał go zatrzymać.. ale ostatecznie rozmyślił się i patrzył jak ta dziwna para odchodzi. Godrick sprawdził, czy nie ma żadnego nowego klienta, a jeśli żaden takowy się nie napatoczył udał się on do Hendricka. Widział jak ustawia obrazy i poczekał chwilę na dogodny moment, by nie przerwać mu w połowie wykonywanej czynności. Następnie rzekł:
-Hendrick, przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy, ale chciałem ciebie o coś zapytać. Słyszałeś kiedyś imiona "Victoricka" lub "Decimie"? To elfy i trochę mnie zaciekawiły.
Godrick nie powiedział mu nic o Muloku, gdyż nie wiedział czy może mu zaufać oraz czy nie wykorzysta w przyszłości swojej wiedzy przeciwko niemu. Bezpieczniej było mu więc mówić mniej, a pewnie najbezpieczniej byłoby nie mówić nic.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 17-01-2019 21:390
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50367
Mistrz Gry: Godrick

Dziewczynka pospiesznie wyszła ze sklepu i zniknęła krasnoludowi z oczy. Cóż działo się potem? W lombardzie nie pojawił się żaden inny klient. Ten zastój nie był czymś wyjątkowym. Czasami zdarzały się dni, kiedy plac wypełniali ludzie i co chwilę ktoś tłoczył się przed ladą. Ten dzień taki nie był. Na magazynie Hendrick kończył właśnie ustawiać obrazy. Czasy kiedy coś psuł i podskakiwał, gdy tylko jego chlebodawca otwierał drzwi, już minęły. Chłopak przygryzał w skupieniu wargi, ustawiając wyjątkowo gruby i nieforemny portret córki Aleksandra IV.
- Victoricka... Decimie... -zamyślił się Hendrick.- Tego drugiego nie znam, ale słyszałem, że do miasta miała przybyć młoda Victoricka Preetgllad, kandydatka do roli następnej cesarzowej. Pewnie jakaś klientka rozwodziła się nad tym, że dziś wieczorem w Świątyni Elohne ma być jej wystąpienie. Pewnie będzie tam pół stolicy.
Bogini Elohne była jedną z bogiń mitologii Trójlasu. Zaraz obok Helma i jego wybrańca Torlofa, boga i półboga krasnoludów. Elohne była boginią matką, odpowiadała za wszystko co żywe i piękne. Szczególnie czciły ją Złote Elfy, a jej kapłani i kapłanki szczyciły się swoimi zdolnościami uzdrawiającymi. Było to przyjazne bóstwo, otwarte dla wszystkich ras i nacji.*


Mistrz Gry: Liljanna

Galop był męczący nie tylko dla klaczy, ale także dla elfki. Jej młode ciało nie było przygotowane na taki wysiłek. Ojciec mógł przecież wysłać za nią pościg, a sama nie potrafiła zacierać za sobą śladów, więc najlepszym wyjściem wydało się jej jechać na oślep, pokonując coraz to inne tereny. Od gościńca, przez chaszcze, po rzeczki. Wszystko po to, by uciec od ojca i obowiązków, które miały na nią spłynąć.
Klacz była już wyczerpana. Elfka znalazła się w niewielkiej wiosce, daleko od wielkiego miasta, z którego uciekła. Było tu kilka chałup, karczma i jakiś stary wiatrak. Gdzieniegdzie przechadzało się kilkoro wieśniaków, którzy patrzyli na Lili podejrzliwie. Z takim mieczem i łukiem wyglądała nieco jak bandyta. Choć elfka nie znała tej miejscowości, karczma nazywała się "Wartki Potok" i wydawała się być dość porządnym miejscem. Wyczerpanie dawało jej siwe znaki, więc może tu trochę odetchnie. Innym rozwiązaniem było też znalezienie kryjówki. Być może w wiatraku.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Rozpoznanie Bóstwa ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 95% ; Wynik: 19
Rezultat: POZYTYWNY
»Zamieszczono 17-01-2019 23:020
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50368
Postać: Godrick

Godrick zastanowił się chwilę.. nowa cesarzowa w jego lombardzie? To dziwne.. tym bardziej, że udała się do lombardu zupełnie sama, bez opieki. Pilnowana w dodatku przez jakiegoś Mrocznego Elfa.. Godrick nie wiedział jeszcze dlaczego ta dziewczynka będzie miała taki wpływ na jego przyszłość, możliwe że to tylko z powodu, że zostanie cesarzową, ale Godrick w to wątpił. Nie sądził by to był przypadek że coś zesłało ją do tego lokalu, bo chociaż Godrick nigdy nie był związany z Bogami czy Magią to zawsze się nimi interesował. Stwierdził więc, że gdy nastanie wieczór wyjdzie, przebierze się odświętnie i uda do świątyni, może tam się czegoś dowie? Sprawdził jeszcze ile tego dnia zarobił, spisał to co zakupił i sprzedał, żeby wszystko w jego księdze rachunkowej się zgadzało, sprawdził też dla pewności czy młody pomocnik niczego nie zepsuł, a następnie będąc pewien że jest gotowy zrobił tak jak zaplanował. Bał się czy w świątyni nie będzie tłoku, bo to utrudniłoby mu całą pracę, ale wiedział, że się nie podda. Godrick bywał uparty i gdy coś sobie postanowił to do tego dążył.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 18-01-2019 01:140
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50369
Mistrz Gry: Godrick

Jak postanowił- tak zrobił. Krasnolud przeliczył więc pieniądze (jakby nie patrzeć, dzień był opłacalny i udało się wyrobić normę). Dzisiejszy zarobek wynosił 78 koron. Trzeba było dać chłopakowi jakiś grosz, a reszta mogła pójść do schowka.
W domu zaś czekał na Godricka jego garnitur. Biała, jedwabna koszula z mankietami. Do tego wypolerowane, czarne buty i typowy, dobrej jakości, czarny strój jego rozmiarów. Brodę zawsze można było przeczesać grzebieniem, podobnie jak włosy. Skusić się na krasnoludzką wodę kolońską? Czemu nie?
Przed świątynią był naprawdę tłok i jak łatwo było się spodziewać, pojawiły się tu głównie elfy. Złote Elfy, porządne. Przynajmniej tak o nich mówiono. Nie jak ten odmieniec, który zapewne był... Właściwie, kim on był? Porywaczem? Może rzucił na dziewczynkę jakiś urok... Ale to wszystko wydawało się zbyt szemrane.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, a może nawet przez łaskę bogini, której świątynię rzadko odwiedzał jakikolwiek krasnolud, Godrick znalazł się na samym przedzie tłumu, najbliżej wystawnego posągu Elohne, która spoglądała na wszystkich z miłością w oczach.* Po obu stronach krasnoluda znajdowali się wystawni elfowie, którzy rozmawiali o interesach bądź wymieniali się uwagami na temat obrazów i dzieł sztuki. Jako lombardzista, Godrick znał się na tym i mógł powiedzieć to i owo na wiele z tych tematów.
Wkrótce jednak na podium wzniesionym przy stopach posągu pojawił się smukły elf zapowiadający wystąpienie "Panny Victoricki Preetgllad, młodej, olśniewającej gwiazdy Ash-Un". Dziewczynka była ubrana w ciemnoniebieską, długą suknię, którą nosiły zwykle znacznie starsze damy. Przebiegła oczami po zebranych, a gdy jej wzrok skrzyżował się z oczami Godricka, dreszcz przeszedł krasnoludowi po karku. 
Wystąpienie się zaczęło. I trwało długo. Choć słowa dziewczynki ewidentnie były podyktowane jej i spisane przez kogoś innego, mówiła ona z pasją i determinacją, z życiem i wolą walki, która jest tak rzadka zwłaszcza u tej rasy. Była mowa o tym, co udało się już osiągnąć Złotym Elfom. O sojuszu między elfami, krasnoludami i ludźmi. Oraz o planach, jakoby wszystkie rasy zaprzestały wojen i zapanował pokój, a rasy południowego-wschodu, takie jak Mroczne Elfy i...
I tutaj zapanował chaos. Krasnolud słyszał już ten dźwięk. Dźwięk wystrzału z jednoręcznej, krasnoludzkiej strzelby. Pocisk trafił dziewczynkę w ramię, a ta upadła z podium. Uderzenie o ziemię mogłoby ją zabić, jednak...
Jednak wpadła prosto w ręce Godricka. A wokół panował chaos.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Przedarcie się przez tłum ; Określona: Szczęście ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 25% ; Wynik: 10
Rezultat: POZYTYWNY
»Zamieszczono 18-01-2019 01:160
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50370
Postać: Godrick

Na początku Godrick sam nie wiedział, po co tu przyszedł? Był mało rozmowny, gdyż czuł się nieco nieswojo otoczony taką gromadą elfów. Nie miał jednak zamiaru stąd wychodzić. Wtem usłyszał wystrzał. "O kurwa" Było pierwszym słowem jakie przyszło krasnoludowi do głowy i to właśnie pomyślał, gdy dziewczynka wpadła mu w ramiona. Nie wiedział czemu została postrzelona i czy to nie był jakiś krasnolud (sądząc po huku). W każdym bądź razie położył delikatnie dziewczynkę w takim miejscu by nie zadeptał jej tłum. Obejrzał jej ranę i sprawdził puls. Następnie oderwał kawałek swojego eleganckiego odzienia i zaczął tamować krwawienie, krzycząc przy tym:
-Czy jest tu jakiś lekarz!? Potrzebuję pomocy!
Miał nadzieję, że nawet wśród elfów znajdzie się ktoś odważny i zdolny, kto pomoże mu w odratowaniu być może nowej cesarzowej. Sam Godrick mógł na nie wiele się bowiem zdać jeśli wdało się zakażenie, bądź rana była poważniejsza.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 18-01-2019 01:200
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50371
Mistrz Gry: Godrick

Dziewczynka upadła wprost w ręce krasnoluda. Rana nie była głęboka. Kula musnęła ramię dziewczynki, rozdzierając jej strój i rwąc kawałek skóry. Elfka nie straciła przytomności i po chwili jej rozbiegany wzrok trafił na twarz Godrick'a. Przez chwilkę, zaledwie sekundkę, wydawało się, że młoda kandydatka do tronu zacznie płakać. Tak jednak się nie stało. Nawet wtedy, gdy jej twarz była wykrzywiona w grymasie bólu, gdy krasnolud zawiązywał bandaż.
Jeśli zaś chodzi o samą ranę, krasnal poradził sobie lepiej, niż mogłoby się wydawać. Materiał garnituru świetnie tamował krew, a opatrunek był zaciśnięty dostatecznie mocno. Na kursie pierwszej pomocy zapewne dostałby zaliczenie.*
Niemal natychmiast przybiegł starszy, ale żwawy elf o srebrnych włosach i rozciągłą, suchą twarzą. Był ubrany w szaty kapłańskie i uklęknął przy dziewczynce, dotykając dłonią jej czoła i zamykając oczy. Po chwili je otworzył i spojrzał na krasnoluda:
- Na szczęście kula nie była zatruta. Raną zajmiemy się później, teraz najważniejsze jest, by wyprowadzić Pannę Victorickę bezpiecznie ze świątyni. Decimie już zaprzęga wóz na tyłach budynku.
Wydawało się, że sytuacja w świątyni staje się gorsza z sekundy na sekundę. Z tego, co dało się wywnioskować, jakaś bliżej nieokreślona gromada elfów nie zgadzała się z poglądami dziewczynki i przypuściła zaplanowany atak na nią i jej zwolenników. Niemniej jednak, Godrick nie wiedział nic o tym, kim mogliby być, ani jaki był ich cel.**
Sytuacja była jednak jasna: słuchacze dziewczynki byli teraz bici kijami przez uzbrojonych zbirów. Do świątyni wkroczyła też straż, która nie dość, że niezbyt radziła sobie z ogarnięciem sytuacji, to na dodatek biła wszystkich, jak leci. Gdyby tutaj zostać, zapewne oberwałby też Godrick, a później... Młoda elfka.
Starszy elf w szatach kapłana i ze srebrnymi włosami szybkim ruchem skierował się ku drzwiom z tyłu świątyni, nakazując krasnoludowi gestem, by ten szedł za nim.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Bandażowanie rany ; Określona: Pierwsza Pomoc (sw, szy) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 19
Rezultat: POZYTYWNY
** Rzut dla: Godrick
Czynność: Rozpoznanie grupy przestępczej ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: IV ; Próg wykonania: 35% ; Wynik: 88
Rezultat: NEGATYWNY

---

Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Pierwsza Pomoc

---

//Sesjator: Proszę o uzupełnienie Karty Postaci wraz z Ekwipunkiem, która postać w danym momencie ma przy sobie.
»Zamieszczono 18-01-2019 01:260
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50382
Postać: Godrick

Godrick zasadniczo robił się już zły, ale starał się tego nie okazywać. Zdziwił się, a także trochę przestraszył, gdy padł strzał i dziewczyna upadła w jego ramiona. Jednak stopniowo niepewność przeradzała się w gniew. Dlaczego tylko on był wystarczająco odważny by uratować tą dziewczynę? Przecież to cesarzowa tych pieprzonych długouchych. Dlaczego ten kapłan nawet nie powiedział nic na temat tych elfów? Albo chociaż podziękował mu za uratowanie tej dziewczyny. Poza tym, miał nadzieję że interesy na tym nie ucierpią. Godrick postanowił, że jeśli wyjdą z tego cało pójdzie i napije się ciemnego, mocnego krasnoludzkiego browaru w jakiejś tawernie. Teraz Godrick jednak musiał zapomnieć o tym luksusie i jak najszybciej opuścić to miejsce. Sprawdził więc, czy dziewczyna może wstać oraz iść samodzielnie, a jeśli nie to podniósł ją i pobiegł za kapłanem, by nadążyć za nim. Starał się też unikać innych elfów, które chętnie po całej akcji wbiły by pewnie młodej cesarzowej i bohaterskiemu krasnoludowi nóż pod żebra. Odezwał się też do Victoricki:
-Nic ci nie jest Victoricko? Czy wiesz coś o tych ludziach lub dlaczego ciebie zaatakowali?
Wiedział, że pytanie rannego nie jest zbyt grzeczne, ale takie czasy..


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 01:260
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50383
Mistrz Gry: Jericho Gifun

Wieczór był deszczowy i brzydki, a podkuwane kopyta świątynnych koni grzęzły w błocie. Prowadził Hermeton, twierdząc uparcie jeszcze dwa dni temu, że doskonale zna tę drogę. Kawałek dalej jechał Morgen i Jericho, najdalej trzymał się Emilio, który kilka godzin temu spadł z konia do kałuży. Sytuacja była beznadziejna, jednak stabilna. Prowiantu było dużo, zawsze mogli też coś upolować. W gruncie rzeczy, była to tylko cholernie nieprzyjemna przeprawa. Godzina mijała za godziną, a deszczowe chmury ani na chwilę nie dawały paladynom poczuć na sobie promieni słonecznych.
- Tak czy inaczej -zaczął Rich.- Zmierzamy w dobrym kierunku. Do Scroma Derimma jeszcze tylko tuzin dni drogi.
Nikt z towarzyszy Jericho nie zareagował jakoś entuzjastycznie na tę wzmiankę. Może poza Morgenem, który podjął temat dyskusji:
- Tak właściwie, to jakiego boga mają Krossowie? Wiemy, że są bardzo sceptyczną rasą, ale chyba uznają jakieś bóstwo, które się nimi opiekuje, prawda? -po chwili oczy mężczyzny rozszerzyły się.- A jeśli wierzą w kogoś, kto jest spoza Mitologii Trójlasu?
Hermeton splunął na ziemię, mówiąc z obrzydzeniem:
- Plugawe bluźnierstwa -mamrotał pod nosem, po czym powiedział już głośniej.- Na szczęście krossowie wierzą w jednego z Prawdziwych Bogów, w Mirandę. Mówi się też, że Ci mniej cywilizowani z północy wierzą także w Trynut. Według mnie głupotą jest oddawać cześć szalonemu bogowi bohaterów i zdziczałej kobiecie bez nóg.
Wieczór zastał paladynów szybciej, niż mogliby się tego spodziewać. A deszcz nie ustawał. Jeśli cokolwiek było przedtem jeszcze suche, teraz nie było już na to szans. Gdzieś w oddali, między drzewami, widać było lekki płomień ogniska... Czy może lampy, którą zapala się przed domem. Trudno stwierdzić.
- Jedziemy... Szefie? -spytał niepewnie Emilio, odzywając się po raz pierwszy od ranka.


Mistrz Gry: Godrick

Nikt nie bardzo kwapił się do pomocy młodej dziewczynce, gdy wszędzie panował chaos. Dostojne elfki mdlały, a eleganccy elfowie próbowali niezdarnie chronić swoje partnerki przed atakami o wiele bardziej zachartowanych w boju zbirów i straży. Strażników zbierało się coraz więcej, jednak dalej nic nie wskazywało na to, że wszystko zakończy się po minucie, czy dwóch.
Dziewczynka nie była w stanie się podnieść. Trudno się zresztą dziwić. Niemniej, nie ważyła zbyt dużo i niesienie jej nie było czymś, z czym krasnolud mógłby nie dać sobie rady. Nim jednak wstał i pognał za kapłanem, zza pleców usłyszał głośny, męski krzyk i w ostatniej chwili zdołał uniknąć ciosu wymierzonego w jego plecy.*
Godrickowi udało się jakoś dobiec do drzwi wyjściowych, omijając kolejne niebezpieczne sytuacje. Co zaś się tyczy młodej elfki, jej wzrok pokazywał, że próbowała skupić się na słowach krasnoluda. Była jednak zbyt oszołomiona, by cokolwiek z siebie wydusić. Trudno było pozbyć się dziwnego uczucia, które pierwszy raz dotknęło Godricka za ladą jego lombardu. Mulok był czymś naprawdę tajemniczym.
Nocne powietrze, zapach koni i delikatna poświata lamp była czymś zupełnie innym, niż poprzednia sceneria. Zza pleców krasnoluda wciąż było jednak słychać odgłosy bijatyki. do czterech potężnych, czarnych rumaków przypięta była porządna, drewniana karoca, mogąca spokojnie pomieścić sześć osób. Elficki  kapłan, który zaprowadził tu krasnoluda, właśnie do niej wsiadał. Na miejsce woźnicy wdrapywał się właśnie owy Decimie, mroczny elf, który zawitał do lombardu po Pannę Victorickę. Przed Godrickiem stał natomiast ogromnej postury złoty elf w pełnej zbroi płytowej, mierzący do krasnoluda z łuku.
- Kim jesteś, do jasnej cholery!? -wrzasnął, przekrzykując harmider w świątyni.
- Przyjaciel... Bierz go, bo go zabiją! -wrzasnął mroczny elf.
Następnie wydarzenia potoczyły się szybko. Krasnolud został wepchnięty przez wysokiego elfa do karocy, do której następnie ów wysoki elf sam wskoczył. Konie ruszyły z kopyta, wywarzając tylną bramę świątynną i ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku. A samotnie wypuszczona strzała uderzyła gdzieś w tył pojazdu, co chyba nie zdziwiło już nikogo.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Unikanie ciosu ; Określona: Uniki (szy) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 15% ; Wynik: 1
Rezultat: POZYTYWNY
»Zamieszczono 21-01-2019 01:570
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50384
Postać: Godrick

Godrick miał wiele szczęścia, że udało mu się uniknąć ataku i że w ogóle przeżył cały atak. Postawa elfów nadal nie była zadowalająca dla krasnoluda, który stwierdził, że długousi to po prostu tchórzliwa rasa. Przecież on sam był w stanie zaryzykować swoje życie dla jakiejś elfki.. ale elfy nigdy się nie nauczą, co to ofiarność, poświęcenie, czym jest.. Godrick zresztą nie miał czasu na takie rozmyślania. Gdy elf zapytał kim jesteś, aż cisnęło mu się na usta "Jednym kto coś zrobił", ale postanowił że jednak to przemilczy w delikatnym stanie poddenerwowania, gdyż lepiej nie drażnić kogoś kto może ci pomóc ujść z życiem, nawet jeśli ten ktoś to pieprzony elf. Gdy już wsiedli do karocy Godrick zagadał:
-Nie ma za co. 
Wiedział, że nikt mu nie podziękował, domyślał się że dziewczynka nawet nie była w stanie, ale elfy po raz kolejny okazały swą chamskość nie dziękując ratownikowi Victoricki. Spodziewał się więc, że mówiąc coś "takiego" elfy mu podziękują, albo chociaż zwrócą, na krasnoluda jakąś uwagę. Gdy usłyszał (bądź nie) odpowiedź ze strony elfów po kilku chwilach ozwał się:
-A tak zasadniczo kim były te elfy i czego chciały? No i.. dokąd jedziemy?


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 19:520
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50385
Postać: Jericho Gifun

Nareszcie w drodze. Chociaż zdawać by się mogło że bóstwa testują ich zapał, zsyłając nań tę okropną pogodę. Na razie nikt nie pomyślał o powrocie, a nawet przeciwny pomysłowi Emilio nie zachęcał do zawrócenia. Nawet po wpadnięciu do kałuży, na to wspomnienie na ustach Jericho pojawił się lekki uśmiech, otrzepał się tylko i wrócił na konia. Może powodem była ta przykra aura pogodowa?
Przemyślenia Gifuna przerwała rozmowa Hermetona i Morgena. Nie zdziwił się pytaniem i związanym z nim lekkim podniecaniem Morgena. Paladyn miał zapewne nadzieje na niesienie wiary ogniem i mieczem.
"No to będzie czas" - pomyślał Jericho wyobrażając sobie płonącą stolice mrocznych elfów.
Tak jak i przewidywalne było zachowanie Morgena, tak i reakcja Hermetona nie zaskoczyła Gifuna.
Zresztą sam Jericho miał ochotę splunąć, lecz niestety jego przełyk był suchy niczym pustynia szczepów.
Kapłan ciągnął dalszą wypowiedź w podobnym tonie co do na początku. Nawet przez tą krótką znajomość z kapłanem Jericho zrozumiał dla czego tak często go przenoszono do coraz to mniejszych świątyń. 
Mimo wszystko paladyn uważał podobnie. Najlepszym bogiem do czczenia był Varros, chodziarz w przeciwieństwie do kapłan nigdy nie obraziłby innych bóstw.
Ciekawe jak zamierza zachęcić krossów do chwalenia boga sprawiedliwości, wcześniej krytykując ich wiarę?
Ostatecznie ta jego cecha mimo wszystkich wad podobała się mu w kapłanie. 
I znowu ktoś wyrwał go z rozmyślań. Tym razem był to Emilio. Podjechał nieco bliżej i zadał pytanie:
-Jedziemy.... szefie?- wydusił z siebie po chwili młody paladyn.
Jericho rozglądnął się. Cała drużyna stanęła i czekała na jego decyzje. 
"Ahh za dużo rozmyślam, za niedługo zacznę przypominać staruszka z świątyni"- skarcił się w myślach paladyn. Gifun zauważył nikłe światełko, migające między konarami drzew. Ognisko?, a może samotna chatka?. Jericho nie miał pojęcia, lecz domyślał że to światło jest powodem zatrzymania się. Popatrzył na towarzyszy. Byli przemoczeni i zmęczeni wielogodzinną jazdą na grzbietach rumaków. Sam też nie wyglądał najlepiej, a wszystkiego dopełniała szybko zbliżająca się noc i nieustający deszcz. Musieli odpocząć, a jazda w takich warunkach była nie tylko wyczerpująca, co ryzykowna. Po krótkim namyśle Gifun odpowiedział
-Na dzisiaj koniec!- krzyknął na tyle głośno by mogli usłyszeć go wszyscy.
-Jutro z samego rana wracamy na szlak. Teraz zobaczmy czy moglibyśmy się przyłączyć do właścicieli tego radosnego płomyka.- Zanim wszyscy ruszyli w kierunku światła. Zwrócił się do Morgena
-Morgenie jesteś tutaj najlepszy jeśli chodzi o zwiad. Idź przodem i sprawdź czy to nie przypadkiem jacyś bandyci.-
-Tylko bez brawurowych wyczynów. wracaj szybko- dodał kiedy Morgen znikał między drzewami.
Po pewnym czasie dał znak reszcie by ruszać. Jeśli Morgen długo by nie wracał Gifun zamierzał udać się z resztą do źródła światła, by pomóc przyjacielowi.


Gracz: Jericho
»Zamieszczono 21-01-2019 20:110
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50386
Postać: Christopher

Zachował kamienny wyraz twarzy, gdy oficer do niego podszedł. Łatwo mu to przyszło, bowiem z kimś niższym od siebie tak właśnie powinno się postępować, według większości rodów. Potem zaczęły się badania medyczne. Były one niekoniecznie przyjemne. Dla przykładu musiał stać nagi po środku sali, gdy wówczas kilkoro innych mężczyzn go oceniało. Najgorsze było to, że inni kadeci stali w szeregu za nim i też mogli go oglądać, jak i on potem mógł ich oglądać.
Z usłyszanych informacji wymienianych między kadetami lub co bardziej doświadczonymi rekrutami i żołnierzami był w stanie coś dowiedzieć się o tym miejscu. Udało mu się odkryć hierarchię tutejszą, która najwidoczniej się nie była jakaś skomplikowana. Nawet poznał nazwiska dowódcy czy pewnego krasnoluda, który dowodził strzelcami. Skoro hierarchia była aż taka prosta, to widocznie trafił albo do pierwszego lepszego posterunku, albo trafiali tutaj najgorsi, albo... Po prostu wojsko nie miało środków na stworzenie lepszych punktów rekrutacyjnych.
Potem znów powrócił do biura. Nie nadawał się na maga, to fakt. Praktycznie nikt z wysokich rodów nim nie zostawał, więc nie zdziwił się jakoś. Ale, że nie pasuje na wojownika? Umiejętnościami oraz zwinnością i siłą przewyższał praktycznie wszystkich swoich rówieśników. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze, że tak uznali. Raz, to że lepiej zawsze kogoś zaskoczyć jakimś swoim atutem, a dwa to oszczędzi sobie zbędnych ćwiczeń i wysiłku.
Gdy dowódca zaczął mówić o szkołach, zdenerwował się nieco i otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu " Ty łajdaku, myślisz, że ja zostanę sługą?! " Jednak na czas się powstrzymał. No i w sumie dobrze, bo nie chciałby na początek sobie zrobić wrogów. I z nieco większym trudem przyszło mu zachowanie stoickiego spokoju. Jeszcze ta wzmianka o hrabstwie... Gdyby miał możliwość, to porządnie by ukarał tego całego Severyna. Szkoła łuku... Przecież on o strzelaniu miał pojecie tylko teoretyczne, sam rzadko strzelał, ciekawe, dlaczego on miałby do niej się udać. Chociaż w sumie powinien tam się nauczyć strzelectwa, więc to nie aż takie dziwne. Szkoła zwiadu, niewiele mu to mówiło. Jedyne co mu przychodziło na myśl w związku z nią to gońcy, ale, ale do tego nie potrzeba jakiegoś szkolenia. Wystarczy umieć jeździć konno. No i szkoła specjalistyczna. Ona nie mówiła mu absolutnie nic. Z jednej strony cieszył się, ze ma wybór, ale z drugiej wiedział, że cokolwiek wybierze, nie ma odwrotu.
Chwilę zajęło mu podjęcie decyzji. Wziął pióro w dłoń i namoczył je w inkauście. Czytelny i bardzo ładny podpis złożył przy szkole specjalistycznej.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 21-01-2019 20:180
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50387
Mistrz Gry: Godrick

Czy ktoś zwrócił większą uwagę na krasnoluda? Nie, a przynajmniej nie na początku. Starszy elf zabrał dziewczynkę z jego kolan i położył ją na osobnym siedzeniu karocy, gdzie rozwinął bandaż i przyłożył dłonie do jej rany. Po kilku wymamrotanych słowach krew przestała płynąć, twarz elfki stała się nieco mniej wykrzywiona z bólu, a sam kapłan zajął się (a przynajmniej to mógł podejrzewać krasnolud) zasklepianiem rany tak, by nie pozostawić żadnej blizny. Na magii uzdrowienia Godrick nie znał się za dobrze, jednak w każdej niemal świątyni był ktoś, kto potrafił leczyć właśnie w ten sposób. Ponoć była to najskuteczniejsza i najbezpieczniejsza metoda, a już na pewno najdroższa.
Złoty elf w płytowej zbroi co chwilę wychylał głowę zza okna karocy, sprawdzając, czy przypadkiem nikt nie wpadł na pomysł pościgu. Po kilku minutach krzyknął do woźnicy:
- Możesz zwolnić, Decimie. Do umówionego miejsca dotrzemy spokojnie, nie wzbudzając podejrzeń. Spędzimy tam noc -elf zwrócił się teraz w stronę kapłana, spokojniejszym i cichszym głosem.- Jak zdrowie Panny Victoricki, Segrusie?
- Nic jej nie będzie. To twarda sztuka. Po matce... Obawiam się jednak, że kolejne takie wystąpienie może skończyć się tragicznie. -rzucił kapłan przelotnie, w dalszym ciągu lecząc ramię dziewczynki.
Elf w płytowej zbroi uśmiechnął się pod nosem, gdy Segrus wspomniał o matce elfki. Następnie jednak jego oblicze stało się poważne, a oczy koloru złotego brokatu skierowały się na krasnoluda:
- Nie wiem, kim jesteś, ani co robiłeś na przemowie, jednak winny Ci jestem podziękowania -mówił otwarcie, choć jego głos brzmiał twardo i oficjalnie.- Nazywam się Figgre El'Kadoo, jestem Dowódcą Straży rodziny Preetgllad. Moim zadaniem jest dopilnowanie, by Panience nic się nie stało.
- A ja jestem Segrus Filch, jeden z kapłanów Elohne z Ash-Un. A ten mroczny elf prowadzący konie nazywa się Decimie -mówił spokojnie kapłan, zwracając uwagę na krasnoluda.- Pozwól, że wytłumaczę Ci sytuację, w jakiej się znalazłeś... Przed chwilą byliśmy świadkami ataku na jedną z kandydatek na stanowisko Cesarzowej. Owa grupa społeczna, która przypuściła atak, zwie siebie "Nadrasą". Według nich...
- Według nich... -wtrącił szybko El'Kadoo, widocznie mając dość tłumaczeń kapłana.- Działania Panienki są sprzeczne z ich doktryną, więc starają się wyeliminować ją. Kiedyś ograniczali się do wszczynania skandali, jednak ostatnio zaczęli posuwać się do zamachów. Takich jak teraz.
Zapadła chwila ciszy, po której elf zaczął ponownie:
- Teraz jedziemy do jednej z karczm niedaleko bramy miasta, w Dzielnicy Wojów. Patronute Pal współpracując z naszym wywiadem zapewniło, że będziemy mięli tam ochronę w razie takiego zajścia. Ciebie zaś wynagrodzimy złotem i odeskortujemy po cichu do domu. Nikt nie będzie wiedział, że brałeś w tym udział.
Takie rozwiązanie było na rękę chyba wszystkim. I wydawało się rzeczą normalną, najlepszym sposobem postępowania. Niemniej jednak, głos zabrała osoba, która do tej pory ciągle przysłuchiwała się dyskusji:
- Chcę, żeby Pan jechał z nami -powiedziała cicho Panna Victoricka, patrząc spokojnie w szerokie ze zdziwienia oczy krasnoluda.


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Na słowa dowódczy uśmiechnęli się wszyscy, choć po ich twarzach widać było zmęczenie. Obietnica wypoczynku po tylu przejściach robi dobrze wszystkim, nawet paladynom.
- No wreszcie! -ucieszył się Morgen, głośno komentując słowa przyjaciela.- Nogi wchodziły mi już w tyłek. Poza tym, być może w chatce znajdziemy kilka uroczych elfek. Chyba nie składałeś ślubów czystości, co, Emilio?
Emilio zaczerwienił się dość szybko. Paladyni podejrzewali, że młodzieniec przez swoją nieśmiałość i sposób bycia jeszcze nigdy nie miał żadnej kobiety. Życie klasztorne nie zabraniało uprawiać seksu, mieć dzieci, zakładać rodzin... Zabraniało łamać ślubów, a te często mówiły o pielęgnacji cnoty aż do śmierci. Był to jednak zwyczaj, który coraz częściej stawał się tylko reliktem przeszłości. Podobnie jak niedopuszczanie kobiet do przyjęcia święceń paladyna. Obecnie najlepszym wojownikiem wśród paladynów była Honriess Balwulg, która zmiatała jednym ciosem miecza mężczyzn cięższych od niej o dobre osiemdziesiąt kilo. Kobiety nie ustępowały mężczyzną nie tylko w sztukach uzdrawiania, ale i wojaczce.
Morgen powściągnął swojego rumaka i niespiesznie ruszył przed siebie, starając się zachowywać jak najciszej i nie przynieść zawodu przyjacielowi.* Po chwili wrócił szybkim galopem sprawiając, że wszyscy dookoła przygotowali broń na wypadek walki. Twarz zwiadowcy była blada jak kreda, a sam paladyn zaczął zdawać relacje bardzo szybko, mówiąc językiem prostym, zapominając na moment o szerokiej gamie słów, których wyuczył się w Akademii:
- Tam była taka chatka z ciemnego drewna i w cholerę worków z jakimiś ziemniakami, smołą i innymi rzeczami przy tej chałupie było. I na jednym z tych worków świeczka płonęła. Tom podszedł do drzwi, pukać mam, a tu patrzę... To nie na worku świeczka była, ale tę świeczkę, rozumiecie, taka stara baba w szmaty ubrana, trzyma! I do mnie rzekła takim głosem ochrypłym, ostrym takim: "Chodź, chodź przystojniaku! Ja Ci dam elfiej dupci zasmakować!". I śmiać się zaczęła takim głosem okropnym. Takim ochrypłym, strasznym takim! Zląkłem się zaraz, wskoczyłem na koń i pognałem do was.
Morgen dyszał ciężko, patrząc na towarzyszy wzrokiem pełnym strachu. Gdyby nie ten wzrok, wszyscy zapewne wybuchnęliby gromkim śmiechem, że tak doświadczony mąż uciekł przed byle starą babką z lasu. Ale nie śmiał się nikt. A w miejscu, gdzie przedtem widać było płomień, teraz nie było po nim śladu.


Mistrz Gry: Christopher

Czy to przez pech, czy uwarunkowanie, czy zwykłą niechęć Severyna do chłopca, Christopher nie miał innego wyboru, niż wybrać mniejsze zło. Tak więc po krótkiej odprawie skończył w części nieludzi, trzymając w dłoniach wszystkie swoje rzeczy, w skład których wchodził jego nowy strój kadeta, krótki miecz... Oraz kilka przedmiotów, które dostał zaraz po złożeniu podpisu. Były nimi: krzesiwo, skórzany śpiwór, bandaże i kilkanaście rodzajów ziół, których przeznaczenia chłopak jeszcze nie znał...
Do siedziby Dowódcy Szkoły Specjalistycznej zaprowadził Christophera jeden z żołnierzy, który zapewne chciał "odbębnić służbę" i dostawał mniej (lub bardziej) uciążliwe zadania. Siedzibą zaś okazał się dość duży, ale niski, namiot polowy. W jego wnętrzu... Były dwie skrzynie, oparty o jedną z nich dwuręczny topór oraz dwie skóry niedźwiedzia ułożone w prowizoryczne posłanie, na którym chrapał głośno ubrany w strój wojskowy krasnolud. Żołnierz obudził krasnoluda i wręczył mu dokumenty chłopaka, wymieniając przy tym kilka zdań na ucho.
Krasnal nie był jakoś specjalnie umięśniony bądź wyjątkowy. Posiadał długą, siwą brodę i dość brzydką, grubą bliznę ciągnącą się od podbródka do górnej wargi. Usiadł, krzyżując nogi, na swoim posłaniu i zakładając gruby monokl, przyjrzał się dokumentom. I patrzył na nie jeszcze długo po tym, jak żołnierz zniknął z namiotu. W końcu jednak przeciągnął się i spojrzał na chłopaka z delikatnym uśmiechem:
- A więc wreszcie Goffen przydzielił mi kogoś do pomocy, co? -krasnolud wstał i podszedł z wyciągniętą do uścisku dłonią w stronę Christopher'a.- Nazywam się Henry Hollberg i zajmuję się Szkołą Specjalistyczną. Przy okazji jestem też Dowódcą Sojuszniczego Oddziału Krasnoludzkich Strzelców, ale moje chłopaki wzięli i wyjechali. Raz w roku każdy żołnierz może wziąć urlop na okres trzech tygodni. Moja rasa jest ze sobą bardzo zżyta i żeby weselej wracało się do domu, wszyscy biorą urlop w tym samym terminie. To nic nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę, że jest ich tylko jedenastu. Ja urlopu wziąć nie mogę, więc cały swój czas mogę poświęcić kadetom ze Szkoły Specjalistycznej...
Krasnolud uśmiechnął się jeszcze raz, wykrzywiając dobrodusznie swoje poszarpane, wielkie wargi.
- Więc Cię witam. Jesteś moim pierwszym uczniem!

---

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Wydanie rozkazu przyjacielowi ; Określona: Przywództwo (cha, in) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 38
Rezultat: POZYTYWNY

---

Godrick otrzymuje 2 punkty Karmy.
»Zamieszczono 21-01-2019 20:240
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50388
Postać: Godrick

Godricka słuchał wszystkich z zaciekawieniem i nawet stwierdził, że może nie wszystkie elfy są takie złe.. a jedynie większość. Gdy usłyszał co powiedziała Victoricka nie wiedział co powiedzieć i wzięło go wręcz na zastanowienia stricte filozoficzne. Otóż ten cały Mulok.. Był niezbadany. Właściwie jedyne co można było o nim powiedzieć z pełnym przekonaniem i pewnością było to, że oznaczał, że dana osoba będzie miała spory wpływ na życie tej drugiej. Zasadniczo oznaczało to, że niezależnie jaki wybór podjąłby w tym momencie Godrick ich ścieżki i tak musiałyby się ze sobą połączyć. Oczywiście wydarzenia mogły się potoczyć zupełnie inaczej, jednak Mulok powinien dawać pewność, że nawet gdyby Godrick odseparował się od świata i zamieszkał w głuszy jego życie byłoby przynajmniej zależne od Victoricki. Sam Godrick zaś był urodzonym handlarzem i właściwie nie bardzo chciał opuszczać lombard. Nie wiedział też po co Victorice ktoś taki jak on, w końcu ledwo zna się na medycynie, nie jest mistrzem broni białej, a kandydatka na cesarzową nie wyglądała na kogoś kto chce wziąć teraz pożyczkę, bądź kupić obraz. Oczywiście ciekawił go świat, ale Godrick nie przepadał za dużym ryzykiem, gdy nawet nie wiedział, czy mu się opłaci. Zatem po jakimś czasie zadumy odpowiedział:
-Cóż.. przyznam że jestem zdziwiony tą prośbę i oczywiście byłby to zaszczyt... Jednakowoż nie widzę powodów dla których miałbym ci panno Victoricko towarzyszyć. Nie jestem żołnierzem, lekarzem, kapłanem, ani nawet rzemieślnikiem. Jestem handlarzem i o ile ktoś nie chce ode mnie czegoś kupić lub zaproponować mi jakiejś przejrzystej umowy.. to raczej pożytek ze mnie marny.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 20:470
Zgłoś!


 [ Wszystkie wpisy: 164 ]  1, 2, 3, ... ... 7, 8, 9, Następna


Kliknij tutaj aby odpisać