[ Wszystkie wpisy: 164 ]  Poprzednia 1, 2, 3, ... 4, ... 7, 8, 9, Następna


 Postać   Wpis  
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50417
Postać: Christopher


Pomógł wstać dowódcy i o mało co się nie przewrócił. Kto sądziłbym, że krasnoludy są aż takie ciężkie? On do słaby zdecydowanie się nie zaliczał, więc tym bardziej dziwiła go taka waga przy tak mizernym wzroście. Poszedł w stronę budynku jadalni i gdy zrobił kilka metrów, wrócił biegiem i powiedział do swojego dowódcy:
- Dziękuję.
Po wypowiedzeniu tych słów poszedł na posiłek. Po drodze rozmyślał o tym, co zrobił Henry i prawdopodobnie nie dowie się prawdy, jeśli go o to zapytam, mimo faktu, że był pewien iż on podłożył się specjalnie. Może nie będzie aż tak źle? Szkoda, że nie udało mu się podsłuchać żadnego z dowódców, bo liczył, że od nich dowie się czegoś konkretnego. Trudno, będzie próbował dalej, dopóki mu się nie uda. Widocznie byli przyszykowani na taką  sytuację i mówili zbyt cicho, by cokolwiek usłyszeć. Jakoś sobie z tym poradzi. Z uśmiechem dotarł na miejsce, gdzie przyjdzie mu zjeść kolację.
Gdy dotarł na miejsce słyszał wiele rzeczy, które raczej mu się do niczego nie przydadzą. Ale lepsze takie coś niż brak jakichkolwiek informacji. Za jakiś czas pewnie będzie znał tutaj wszystkich. Dziwił go fakt, że tak małe miejsce potrafi pomieścić 200 osób oraz większe liczby ludzi. Rozglądał się cały czas po ludziach i nasłuchiwał, może dowie się jeszcze czegoś. Zawsze w takim miejscu coś się usłyszy albo dojrzy. Liczył, że znajdzie kogoś podobnego do siebie - kto nie idzie z nurtem albo jest równie wysoko urodzony i w jego  wieku. Jego przyjaciele teoretycznie za niedługo lub teraz powinni też zaczynać służbę wojskową.
Odnalazł wzrokiem człowieka, który posiadał wiele tatuaży cechów, a ponadto śpiewał coś. I nie była to byle przyśpiewka z karczm, jakich wiele wśród prostych i głupich ludzi. O muzyce wiedział wiele, a więc rozpoznał tatuaż "Elfich Trubadurów Rejestrowych" oraz pieśń bez większego problemu. Ponadto znał ją. Była to piosenka o tytule "Ukojenie w ramionach syren". Postanowił więc zaśpiewać wraz z nim. A głos miał ładny i melodyjny, więc powinno to wyjść wcale ładnie.
Jedzenie nie przypadło mu gustu i każdy kęs ledwie przełykał, ale lepsze było to niż nic. Wiedział, że jeśli je zwróci, to na trening i cały dzień braknie mu sił, więc wolał nie ryzykować. Chciał zostać po posiłku chwilę czy dwie, może będzie jakiś apel, bo w końcu powinien. A jeśli nie, to może uda mu się z kimś porozmawiać. Z kimś normalnym, na to liczył.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 27-01-2019 01:430
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50418
Postać: Tesaun Czaromocny

- Serdeczne dzięki za pomoc i wskazówki.– wykonał głęboki, wymyślny ukłon w stronę obozowicza.  Teraz gdy miał pewność, że idzie we właściwą stronie był dobre myśli. Tym razem nie zboczy z utartego szlaku, choćby nie wiadomo na co by nie trafił. Jeden, dwa dni drogi i z pewnością dotrze do miasta Onej, o którym mówił podróżnik. Szkoda, że nie chciał, a może po prostu zapomniał, powiedzieć co takiego porabia w tym lesie. Zmiana nastroju towarzysza nie uszło uwadze czarodzieja, właściwe to z takim zachowaniem spotykał się dość często. Ludzie najpierw witali go z uśmiechem na ustach, który znikał z ich twarzy jak tylko do nich zagadał, a oni samy jakby stracili całą werwę do rozmowy. Z początku wywoływało to u niego smutek. Gdy zapytał mamę o to dziwaczne zachowanie innych, ona mu wytłumaczyła, że po prostu są oni zajęci ale nie chcą być niemili mówiąc o tym na głos. Przez lata trzymał się tej krzepiącej teorii i tym razem się do niej zastosował. Skoro włóczęga nie chciał z nim rozmawiać, to niech tak będzie, najwyraźniej miał jakiś ważny powód. Zresztą w najbliżej ludzkiej wiosce na pewno znajdzie mnóstwo okazji do poplotkowania. Z tą myślą, Tesaun ruszył dalej szlakiem. Do północy dojdzie albo znaczne wczesnej jeżeli użyje magii , wystarczy jedno czy dwa zaklęcia by nie odczuwał ciężaru swojego bagażu i by nieco zwiększyć swoją szybkość. Tylko nieco, bo nie chciał znowu stracić drogi. Tak właściwe, czy to przypadkiem nie z tego powodu zgubił się w pierwszym miejscu?  Bo pędził za szybko? W głowie ma mętlik odkąd to zbudził się pod drzewem z guzem na czole. 
Nim do końca opuścił obóz trapera w jego głowie zapaliła się lampka. Uświadomił sobie coś, na co przedtem nie zwrócił uwagi. Coś, co rzucało nowe światło na jego rozmówce. W mgnieniu oka obrócił się do włóczykija, jednym ruchem ręki wywołując silny podmuch wiatru.  Uderzenie miało na celu jedyne wywrócić delikwenta na ziemie, nie chciał zrobić mu krzywdy. Gdy tylko jego plecy dotkną ziemi, Tesaun wprowadzi w ruch swój kolejny czar i sama ziemia oplecie się dookoła przeciwnika omijając jedyne jego głowę, i unieruchamiając go w objęciach twardej gleby.  
-Nigdy nie pozwiedzałem, że królik był biały. –mag spoważniał- Gadaj kim jesteś, co tutaj robisz i co masz wspólnego z tamtą dziewczyną.


Gracz: Diego
»Zamieszczono 27-01-2019 01:500
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50419
Postać: Jericho Gifun

Wszystko co mogło pójść źle poszło jeszcze gorzej. Elfi wojownik zauważył pchnięcie tarczą tylko dlatego że było skierowane prosto w jego twarz. Tak śmieszna siła ciosu okazała się w porównaniu z siłą mrocznego wojownika, 
który w odpowiedzi spuścił swój miecz na ramie paladyna. Mimo że przeciwnik walczył jednoręczną bronią paladyn prawie padł na kolana pod siła ciosu wroga. Piekielny ból z prawego ramienia nie pomagał w śmiesznych próbach ataku. 
Choć nawet z pełnią zdrowia paladyn nie był by w stanie trafić obwieszonego złotem elfa tańczącego pomiędzy ostrzem miecza a tarczą. Nie miał szans. Czy to miał być koniec? Upadł. Czy miał zostać pokonany zanim wykona swoją misję?
Miecz nieubłaganie zbliżał się by skrócić sługę Varrosa o głowę. Nie! Jeszcze nie teraz! Ostatkiem sił podniósł tarczę by zablokować cios. Nie mógł się teraz poddać! Poczuł jak uderzenie pozbawia go sił w ręce.
Ręka opadła bezwładnie wzdłuż ciała upuszczając tarczę. Lecz wciąż miał drugą. Z okrzykiem na ustach zamierzył się na zbliżającego się elfa. Wytatuowany elf udaremnił ostatnią próbę zaciskając dłoń na gardle przeciwnika. Hah cholerne elfy... pomyślał powoli odpływając, lecz nie było mu dane tak po prostu umrzeć. Jego zmysły na powrót ożyły pośród ognia trawiącego jego ciało. Czuł jak zbroja nagrzewa się powoli łącząc się z ciałem. Jak jego twarz pokrywa się bąblami.
Pośród tego całego cierpienia zobaczył Ajhade, jego Ajhade, tą znienawidzoną Ajhade. Płonęła. W trawionym ogniem mieście trwała bratobójcza walka pomiędzy elfami. Ziemia spływała krwią, a puste oczy złotowłosych patrzyły na paladyna błagalnie. Walka szybko ustała. Ryk wygranych zagłuszył nawet trzask ognia.
Młoda elfka nie żyła. Chwała mrocznym elfom! Malutka głowa oderwana od ciała wciąż spadała, a obwiniający wzrok na wykrzywionej grymasem twarzyczce był skierowany wprost na płonącego w ogniu Jericho.
Wszystko zniknęło, a przed cierpiącym paladynem pojawił się kolejny obraz. Kross. Najemnik. Uginał się pod ciężarem siły wielkiego niedźwiedzia. Z śliniącym pyskiem ruszył dokończyć dzieła jak gdyby bawiąc się ofiarą w obliczu niemocy paladyna. Wizja znikła tak szybko jak się pojawiła zastąpiona przez zrozpaczonego elfa klęczącego pośród wirujących przedmiotów. Mroczny cień wiszący nad nieszczęśnikiem zdawał się mówić - To twoja wina.. twoja..-
po czym wniknął w ciało złotego elfa pozbawiając go życia.
Wizje skończyły się, a ogień i ból powróciły.
Z płomieni paladyn widział odwracającego się jeszcze elfa z uśmiechem na ustach.
Ciąg mrocznych wizji przerwało uderzenie w żebra. Dla paladyna było nieco nierealne, jak gdyby ktoś kopnął go przez śpiwór. Nie było to spowodowane wizjami. Cały świat wraz z mrocznym elfem i ognistą areną tracił na wyrazistości, by ostatecznie rozmyć się niczym nocna zmora. Gdy tylko paladyn poderwał się i otworzył oczy uderzyło w niego pieczenie ostre niczym ogień i równie mocno poirytowany głos Morgena. Jericho wciąż dryfował pomiędzy jawą a snem, słysząc głos przyjaciela jak przez mgłę. Gifuna wciąż zajmowały wydarzenia wczorajszej nocy, lub raczej wczorajszego snu. 
Z zamyślenia szybko wyrwał go przyjaciel, a do najprzyjemniejszych to nie należało. Całkiem już przytomny paladyn, podskoczył i starał się strzepać z siebie wszelkie robactwo. Kątem oka patrząc na ścianę lasu, teraz cichą, jasną i bezpieczną, powiedział do siebie - Ach delikatny jak zawsze..-
-Wszyscy już wstali? przygotujcie konie.. zaraz do was dołączę - dodał już głośniej. Kiedy Morgen odszedł, Jericho uklęk(czy w jaki kol wiek inny sposób składał modlitwę) i zaczął się modlić do Varrosa o rade. W sercu paladyn wciąż był wściekły, lecz nie na to że przegrał, nie na to że nie rozpoznał zaklęcia, nie na to że dał się pochłonąć gniewowi ani nie na o że prawie zginął. Był wściekły na na siebie, ponieważ wiedział że głos miał racje. Gniew go zaślepił. 
To nie elf go pokonał, przegrał z samym sobą. Niestety teraz sam go nie poskromi... Paladyn wstał ostatni raz spojrzał na las i jego niedawne łoże z pokrzyw, po czym udał się do reszty by ruszyć w dalszą drogę.
Przez cała dalszą drogę pogrążył się w rozmyśleniach. Co mogły znaczyć wydarzenia wczorajszej nocy. Czy to boska wizja, czy może magiczne sztuczki. To właśnie zajmowało paladyna próbującego jednocześnie omijać liczne dziury w drodze.


Gracz: Jericho
»Zamieszczono 27-01-2019 01:510
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50420
Postać: Godrick

Godrick był uczciwym krasnoludem.. chociaż faktycznie dosyć chciwym. Znał wartość pieniądze, ale miał szacunek do drugie człowieka, dlatego rzetelnie odpowiadał na pytania trubadurki. Starał się mówić ciekawie i nawet jeśli nie powiedział wszystkiego (bo zataił min. informację na temat tego gdzie zmierzają i dlaczego) to wszystko co powiedział było prawdą. Nie chciał mówić o Muloku, dlatego na pytanie dziewczyny o to, że krasnoludy to jednak wyznawcy bardziej Torlofa niż Elohne powiedział:
-Powiedzmy, że miałem przeczucie, że coś się wydarzy.
Gdy usłyszał żart, który padł z ust Victoricki uśmiechnął się do niej szczerze, tym bardziej, gdy usłyszał głos załamanego El'Kadoo, który tylko dodawał komizmu całej tej sytuacji. Gdy usłyszał błagalną prośbę barda (wiem, że to kobieta, ale tego się chyba nie odmieni :D) zwrócił się do Victoricki:
-No nie wiem.. A co ty sądzisz panno Victoricko?- Gdy otrzymał odpowiedź postąpił zgodnie z postanowieniem Victoricki i albo dał bardowi jego lutnię, albo i nie.. wszystko zależało od tej odpowiedzi. Godrick chciał w ten sposób pokazać elfom, że miły z niego krasnolud i dobry towarzysz. W końcu każdy mały gest potrafi cieszyć. Gdy wrócił Decime ulżyło Godrickowi. Cieszył się, że jego lombard jest przynajmniej względnie bezpieczny. Podziękował mu za to co zrobił i chwycił dokument. Zdziwiło go, kiedy Victoricka zdążyła go podpisać, w końcu cały ten czas ją widział.. no ale cóż, może po prostu nie zwrócił na to uwagi. Krasnolud z niemałym przejęciem schował dokument bezpiecznie do swojej kieszeni. Jedyne czego żałował, to że nie mają okazji zatrzymać się w banku. Bał się, że teraz kiedy przypomina bardziej worek z pieniędzmi niż krasnoluda ktoś spróbuje go napaść, bądź okraść. Starał się więc uważnie przyglądać wszystkim przybyłym. Elfom w miarę ufał, więc tylko w ich towarzystwie póki co mógł się czuć bezpiecznie i swobodnie.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 27-01-2019 01:530
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50421
Postać: Wernyhora z Jęczydołów

Po odebraniu swojego zamówienia,  smokobójca chwycił karczmarza za rękę, wręczył mu 25 koron do dłoni i  powiedział półgłosem, zerkając na dwóch chłopów z cepami.
-Oto zapłata, dorzucam parę koron na piwo dla tych dwóch- wskazując lekko ruchem głowy, po czym dodał.
-I powiedz im, żeby zajęli się lepiej piwem bo ostatnio chodzę jakiś podkurwiony-  w tym momencie, zacisnął dłoń Wiesia, która dzierżyła monety i poklepał  po ramieniu. W czasie siadania zauważył barda, który przypominał  grabarza, Wernyhora w czasie, kiedy zorientował się, iż idzie wprost do  niego pomyślał.
- Ja nigdy nie zrozumiem ludzi- w czasie tego krótkiego namysłu, opuścił głowę na dół, lekko kiwając i wzdychając przy tym.
Otworzył butelkę wódki, zrobił dwa łyki, po czym spojrzał na barda swym martwym wzrokiem i powiedział.
- Nie bawię się w wasze ludzkie gierki, jeżeli szukasz przyjaciół, porozmawiaj z tamtymi dwoma chłopami- powiedział zakręcając i chowając wódkę, po czym dodał.
- Są bardzo towarzyscy, przed chwilą postawili mi tą wódkę jako akt przyjaźni, na pewno się nie obrażą jak im coś zaśpiewasz.
Wernyhora  nigdy nie przepadał za charakterem ludzi. Ta rasa najbardziej ze  wszystkich go irytowała, są za bardzo ufni, nachalni i najgorsza ze  wszystkich cech czyli, pewni siebie, zawsze robią coś bez namysłu,  pewnie brną w otchłań, bez celu i to właśnie spowodowało, że istnieją  takie wsie jak Holidroop.
Łowca nagród nie zważając na nic, wyciągnął  parę suszonych pasów solonego mięsiwa i zaczął przygryzać. Traktował je  jako śniadanie, obiad i kolację. Czasami w czasie podróż, posilał się  wszelakimi, owocami krzewów, drzew rosnących dziko. Nigdy nie chodził,  ścieżkami, ponieważ tam często musiał uporać się z bandytami, bądź  takimi właśnie wrzodami jakim był ten bard. Raz zażyło się, że podczas  zmierzchu, przejezdny bard, skusił się na pieniądze Wernyhory. Zamiast  prawej ręki miał atrapę, do której przymocowany był flet, swą prawdziwą  ręką sięgał po skórzany mieszek koron Smokobójcy, niestety nie wiedział,  kogo próbuje okantować. Kross ujął mu prawą rękę w łokciu toporem, flet  zaś wsadził w odbyt. Na myśl o tym zdarzeniu, Wernyhora lekko się  uśmiechnął, spojrzał na barda, by od razu powrócić do swego posiłku.


Gracz: Degron
»Zamieszczono 27-01-2019 01:550
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50422
Mistrz Gry: Christopher

Głos chłopaka, z początku cichy i nieśmiały, niedługo rozbrzmiał w pełni, zwracając na siebie uwagę kilku osób, które siedziały najbliżej. Po pewnym czasie i Golgota zauważył śpiewającego rekruta i przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, nie przerywając pieśni. Nasuwało się pewne pytanie, czy aby na pewno Christopher zrobił rozsądną rzecz, zaczynając swój śpiew. Wszak drugim wokalistom był mężczyzna trzykrotnie od niego większy, przynajmniej w pasie.
Niemniej, głos Christophera brzmiał doskonale. Nie tak, jak głos bardów, jednak wojskowa stołówka nie słyszała chyba lepszego głosu.* Wkrótce i żołnierze, i rekruci dudnili łyżkami o blaty stołów, wybijając rytm.** Chłopaka mogła ogarnąć trema, jednak była ona niczym ze strachem, którego miał doświadczyć zaraz po swoim występie. A wywnioskował go, gdy spojrzał na Eleviasa Snifa, Dowódcę Szkoły Łuku, który dawał chłopakowi znak głową, by jak najszybciej przestał. Niemniej, teraz nie dało się już nic zrobić, bowiem gwałtowne zaprzestanie śpiewu wzbudziłoby gniew u wszystkich słuchaczy. Pod koniec pieśni chłopak śpiewał już sam. Gdy skończył, większość osób biła brawo nowej gwieździe obozu. Pokrzepiające nie było jednak to, że osoby, które owych wiwatów nie wznosiły, wyglądały na najbardziej znaczące i zaprawione w boju.
Po pieśni salę znów ogarnął zwyczajny harmider i śmiechy. Nikt już nie zwracał uwagi na Christophera, do którego równym, nieubłaganym krokiem zmierzał Golgota. Siedzący najbliżej rekruta mężczyźni szybko się odsunęli i spuścili wzrok. Olbrzym usiadł ciężko naprzeciw chłopaka, w jego oczach widać było okrucieństwo.***
- Dobry występ -zakomunikował z uśmiechem, który wcale nie wyglądał przyjaźnie.- Pewnie chcesz teraz przepłukać gardło, co?
Olbrzym chwycił jedną dłonią miskę Chrisa i siarczyście do niej napluł. Glut był zielony, obrzydliwy.
- Piwa nie mamy, ale może to sprawi, że poczujesz się lepiej -powiedział łagodnie, oddając chłopakowi miskę, a następnie chwycił go za przegub (niemal go łamiąc) i zbliżył swoją twarz do twarzy rekruta.- W tym miejscu to ja ustalam repertuar. Ja śpiewam i wykonuję koncerty. A Ty mi się nie podobasz.
Z opresji wybawił chłopaka Severyn Goffen, który wkroczył do jadalni w pełnym umundurowaniu. Inni dowódcy nie mięli tego zwyczaju i trudno było ich odróżnić od żołnierzy. Zwłaszcza, że jedli i pili razem z nimi. Główny Dowódca był jednak inny, opanowany i silny. Wyglądał na kogoś, kto wywarłby posłuszeństwo nawet na Golgocie. Zapadło milczenie.
- Witam dowódców, żołnierzy i personel. Co zaś się tyczy rekrutów... Jesteście tu nowi i większość z was odbębni kilkumiesięczną służbę, wróci do domu i będzie chwaliło się przed sołtysami bądź bogatą rodzinką... -tu Goffen spojrzał z obrzydzeniem na Chrisa.- ...zdobytymi papierami. Tym wszystkim mam na przywitanie tylko jedno zdanie: chuj wam w dupę. Resztę rekrutów oczywiście witam!
Następna część apelu była treściwa. Główny Dowódca powiedział tylko wszystkim rekrutom, gdzie mają spać. Sęk w tym, że nie wspomniał nic o rekrutach ze Szkoły Specjalistycznej. Na koniec padło szybkie: "A teraz czas spać!" i wszyscy, jak jeden mąż wstali z ławek i zaczęli zbierać się do wyjścia. Chris nie mógł tego zrobić, gdyż dłoń Golgoty dalej spoczywała na jego przegubie.
- Ty nie, Christopher -powiedział surowo Severyn, po czym kiwnął głową do Golgoty na przywitanie, jakby byli starymi druhami.- Słyszałem, że stary Hollberg poniósł dzisiaj sromotną porażkę walcząc z rekrutem. Tak sobie pomyślałem, że skoro krasnolud nie jest w stanie nauczyć Ciebie niczego nowego, może znajdę Ci nowego dowódcę?
- A jak nasz rekrut pięknie śpiewa, panie Goffen! -rzucił wesoło Golgota, miażdżąc Chrisowi boleśnie przegub. W jadalni została tylko ich trójka.- Dzisiaj zabrał mi całą widownie. Może posłuchamy jeszcze, jaki ma głos?
Główny Dowódca usiadł spokojnie na ławie, opierając się łokciem o blat stołu. Patrzył chłopakowi w oczy:
- Nie lubimy tu ani lalusiów, ani krasnoludów. Zrozumiałeś, Christopherze? Więc albo ugniesz głowę i przestaniesz się popisywać, co zrobiłeś dziś już dwa razy, albo zamiast sypiać u Henrego, będziesz sypiał razem z Golgotą. Rozumiemy się?
Olbrzym pogładził rekruta po włosach, uśmiechając się do niego promiennie. Na koniec oboje wyszli z jadalni, każąc przy tym chłopakowi posprzątać po posiłku. I Christopher został sam, z obolałym przegubem, w brudnej, cuchnącej moczem jadalni, całkowicie pozbawiony honoru.


Mistrz Gry: Tesaun Czaromocny

Trochę magii wiatru i elf byłby w mieście już za godzinkę. Jednakże, to stworzenie było dziwne. Co robiło tutaj ludzkie dziecko? Albo krasnoludzka kobieta? Sami? Wrodzona inteligencja Tesauna podpowiadała mu, że coś było na rzeczy! Wzmianka o białych królikach była tą poszlaką, której szukał. Mógł być z siebie dumny, w końcu odkrył jakieś oszustwo! Czy spisek... Cokolwiek to było, rozgryzł to!
Przewrócenie człowieczka na ziemię było udało mu się kiwnięciem jednego palca, wiatr kontrolował najlepiej ze wszystkich żywiołów.* Kolejnym krokiem było zrobienie skorupy z gleby, która miała okrywać całe jego ciało, pomijając tylko głowę istoty, nie łamiąc mu przy tym żadnych ważnych części ciała. Pewnie inni magowie robiliby to znacznie wolniej, rozpoczynając zabieg od unieruchomienia rąk i nóg, takie tam... Elfowi udało się to jednak od razu, w ciągu zaledwie sekundy.**
Problem pojawił się później. Istota zaczęła wić się i skręcać, krzycząc przy tym przeraźliwie:
- Zostaw mnie!! Co to... Czary jakieś! Ratujże mnie Święta Kolbo, ratujże swego sługę! Niechże te czary zejdą ze mnie, pani ma... Ratujże! -zaczął modlić się człowieczek, opryskując przy tym śliną ziemistą powłokę.
Elf wyczuł, że istota stara się oswobodzić, odprawiając jakieś prymitywne, średnio skuteczne czary wiarołomstwa. Nie znał jednak imienia Kolba.*** Gdyby bardziej przykładał się do nauki, pewnie zapamiętałby, iż jest to nie kto inny, jak mityczna bogini, która miała opiekować się rasą gnomów. Niemniej jednak, gdzie tu mówić o bogini gnomów, gdy nie zna się samych gnomów? Tak więc... Imię to może nosiła ta dziwna dziewczynka?
- Królik biały?! O to żeście się pogniewali?! Tak się o czubkach mówi, wasza jego, psia mać! Bo wyście elfy, wszystkie czubki i złudnicy! Ino czarami byście się zajmowali, białe króliki i różowe słonie wam się marzą! -zawodziła istota.- Jestem Eustachy Pitterberg, handlarz porcelaną! W moje toboły sprawdźcie, jak nie wierzycie! Nic tam nie mam, ino porcelanę zawiniętą w płótna!
Człowieczek jeszcze raz chciał się wyrwać, rzucając wiarołomne czary, jednak niemożliwe było, by dał sobie radę z siłą czarów Tesauna. Wreszcie oparł głowę o ziemię i zawodząc jak dziecko, zaczął się tłumaczyć:
- Wypuście mnie, panie! Ja nic o waszej dzieuszce nie wiem, nie widziałem. Ino obłąkanym się takie rzeczy widzi. Może z pragnienia was zemdliło i żeście mary jakieś zobaczyli? Błagam was, córeczkę żem zostawił w Bormie! Młoda dzieuszka, ino z matką chorą leży. Co one beze mnie poczną, jak zginę z tą porcelaną? Jak chcecie co wiedzieć o tej waszej dzieuszce, idźcie do wioskowej wieszczki, to wam może wywróży, coście zobaczyli! W pierwszej wsi po drodze, zda mi się, mieszka chyba jakaś! Błagam was, panie!


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Modlitwa do Varrosa była jedną z powinności, które każdy paladyn winien wykonywać przynajmniej raz, w dzień święty, czyli piąty dzień tygodnia. Każdy paladyn też miał predyspozycje do odprawiania w ów dzień mszy i udzielania błogosławieństw w imieniu Boga Sprawiedliwego. W powszechne dni mogli je odprawiać jedynie kapłani bądź Wysocy Paladyni. Na takie miano nasz bohater musiałby sobie zapracować, co prawdę mówiąc, właśnie czynił, wybierając się w wyprawę nawracającą.
Gifun klęknął, splótł ze sobą palce obu dłoni, a kciuki skierował ku górze, zamykając nimi z jednej strony półokrąg, który stworzył z dłoni. W takiej to postawie, ni to wygodnej, ni niewygodnej, zaczął się modlić. Varros zawsze odpowiadał, nie zawsze tak, jakbyśmy chcieli. Tym razem jednak odpowiedział w sposób przyjemny, obdarzając paladyna łaską mężnego serca, wlewając w niego otuchę i pragnienie, by się zmienić, stać się silniejszym, a nie użalać nad sobą.*
Jazda na koniu sprawiała mężczyźnie ból, jednak nie była nieznośna. Noc spędzona w pokrzywach, w wilgoci, a do tego cała podróż tą drogą dawały siwe znaki jego ciału. Niemniej, czy to za sprawą modlitwy, czy swoich umiejętności jeździeckich, dał radę rozluźnić się w siodle.** Miał też okazję przyjrzeć się innym. Morgen wyglądał, jakby całkiem zapomniał już o przygodzie z wiedźmą, o ile była ona wiedźmą, co po dzisiejszej nocy było naprawdę mało prawdopodobne. Emilio był bardzo zmieszany. Co chwilę zerkał między swoje nogi, jakby miał tam zobaczyć jakąś paskudną ranę. Czerwienił się przy tym, a w kącikach jego oczu pojawiały się kropelki łez. Gdy jednak zauważał na sobie wzrok któregoś z paladynów, od razu mężniał. Najgorzej wyglądał Hermeton. Jakby postrzał się o pięć lat, skurczył i zgarbił. Miał przekrwione oczy, zerkał z paniką to w jedną, to w drugą stronę. Nikt z nikim nie rozmawiał. Stan drużyny był naprawdę fatalny.
W końcu, bardzo niespodziewanie, za kolejnym zakrętem, pojawiły się domy. Domy krossów. I przemarsz natychmiast został zatrzymany przez starszego krossa. Dopiero po dłuższej chwili Morgen wskazał przyjaciołom na drzewa wokół nich. I dopiero po dłuższej chwili Jericho zrozumiał, o co chodziło przyjacielowi. Mierzyło do nich ponad dwadzieścia kuszników. Spokojnych, opanowanych.***
- Poproszę dokumenty, panowie -odezwał się kross z siwizną.
Nosił na sobie grubą kamizelkę, która zrobiona była ze skóry smoka bagiennego. Miał odkryte, masywne ramiona, na których widniały tatuaże cechowe, dokładnie cztery: sołtysa, łowcy smoków, kuszmistrza i jakiś dziwny znak, którego paladyn nie rozpoznał (czaszka smoka pod którą widniał długi, ustawiony poziomo sztylet). Siwa broda, siwe włosy i szare oczy, pod którymi pełno było zmarszczek. Kross musiał mieć więcej, niż sto trzydzieści lat, a wydawał się być w sile wieku. Na plecach nosił ogromny, dwuręczny topór, z bardzo płaskim, wygładzonym ostrzem, pustym w środku. Musiał ważyć najwyżej pięć kilogram bez rękojeści.
Dopiero teraz paladyni uświadomili sobie, kogo przyjdzie im nawracać i jak wielką siłą dysponuje owa rasa. Bez uśmiechów, z ograniczonymi emocjami, których nie okazywali, opanowani i zdeterminowani. W aleksandryjskich wsiach strażnicy pili alkohol i grali w karty, gdy już ktoś kazał im pilnować wioski. Tutaj każdy ze strażników wyglądał jak wyszkolony żołnierz. W takim razie, jak wyglądali sami żołnierze? Przy nich paladyni byli tylko garstką chłopców bawiącą się w przygody, zwłaszcza Emilio mógł tak się czuć.
- Hmm... -mruczał do siebie sołtys, oglądając dokumenty paladynów.- Wyglądają w porządku. Możecie przejechać. Ale nie sądzę, byście znaleźli u w mojej wsi wielu wyznawców. Sprawiedliwość w Scroma Derimma jest brutalna i wymierzają ją nasze kusze, a nie ludzki bóg, którego czczą na zamkach. Poza tym możecie porozmawiać o noclegu z naszym kapłanem, Vilgresem Siwą Brwią. Mamy też karczmę, "Pod Hakami". Ewalyn, moja żona, na pewno się ucieszy z widoku nowych gości.
Następnie dał znak ręką w stronę drzew, a wszystkie kusze zostały opuszczone w jednym momencie.
- Zbieramy się chłopcy. Haleb i Gąska- pilnujcie drogi. Reszta ze mną, idziemy dokończyć naprawdę wiatraka.


Mistrz Gry: Godrick

Wesołe nastroje utrzymywały się jeszcze długo. Wymiana zdań z młodą elfką, gdy ta wydawała się rozweselona, w pewnym stopniu mogło być onieśmielające. Istotka ta miała w sobie znacznie więcej, niż jedną tajemnicę.
- Oh, wydaje mi się, panie Godrick, że jedna bądź dwie ballady o pana męstwie i dzielności, powinny być warte owej lutni -zaśmiała się elfka wdzięcznie, a wszystkim do serc przyszło coś więcej, niż wesołość. Jakaś nieuchwytna otucha i ciepło, które rozgrzewało dusze i dawało sens życiu.- Poza tym, chętnie posłucham gry naszego barda, panny o wdzięcznym imieniu... No właśnie, jakim?
- Jestem Szerylla Enstrid de Fennret, ale moje przezwisko to Kruczowłosa -przedstawiła się dziewczyna, biorąc do rąk swoją lutnię i dziękując krasnoludowi.
Ten miał przy okazji szansę się jej przyjrzeć. Nosiła długie, skórzane buty do jazdy konnej, czarne, bardzo obcisłe spodnie z dobrej jakości materiału i czarny, materiałowy gorset, pod którym skrywała się biała koszula i stanik. Na szyi zaś miała łańcuszek z wisiorkami schowanymi głęboko pod dekoltem. Stara sztuczka- trzymać na łańcuszku złote pierścionki i inne błyskotki, które później można opchnąć za spora ilość koron. Na nadgarstkach dziewczyna nosiła bransoletki z miedzi, bursztynów i muszelek. W sumie było ich po sześć, na każdej ręce. Prócz tego jej prawa dłoń była zakryta aksamitną, czarną rękawiczką, a na lewej, po wewnętrznej stronie dłoni, widniał tatuaż cechowy- lutnia i cztery nuty, symbol Aleksandryjskich Bardów, dość majętna i ciesząca się sławą grupa muzyków.* Można było podejrzewać, że pod rękawiczką widnieje symbol jakiejś innej grupy bardów, mniej prestiżowej i znanej, do którego Kruczowłosa przyznać się już nie chciała.
Czas zleciał miło, jednak gdy Decimie zjadł, wypił i opowiedział strażnikom swoją wersję wydarzeń, wszyscy ruszyli do wyjścia. W świetle poranka Godrick mógł lepiej przyjrzeć się karocy. Była ozdobna, pomalowana na czerwono i żółto. Nie miała dachu, zamiast tego były tam cztery miejsca siedząca, do których można było się dostać drabinką, z boku karocy. Nie była przystosowana do ucieczek, a raczej do przejażdżek po bogatych ogrodach, czy włościach. Wskazywały na to również koła, obite tylko cienką warstwą żelaza. Jadąc gościńcem, w wolnym tempie, raczej nic pojazdowi stać się nie może. Inne drogi bądź szybka jazda z pewnością uszkodziłyby karocę na tyle, by ta nie była już zdatna do użytku. Na szczęście nocna przejażdżka nie przyniosła jej jakichś szkód.
- My pojedziemy tym, strażnicy będą nas eskortować na koniach. Mamy glejty i przepustki od samego Króla, więc każda władza wiejska bądź miejska udzieli nam pomocy... Przynajmniej do czasu, gdy wkroczymy na włości Gild-Aldenu -zakomunikował El'Kadoo drużynie, choć to ostatnie dodał ciszej, by strażnicy nie słyszeli.- Poza tym, przyda się nam też broń lepsza od tej, którą mamy. Choć moje wyposażenie nie wymaga ulepszeń, Filch, Decimie, Godrick i Kruczowłosa powinni sobie coś wybrać z tego, co zaraz będziemy mięli okazję oglądać. Zatrzymamy się w Dzielnicy Królewskiej i ze zbrojowni wybierzemy sobie trochę rzeczy. Nie żałujcie sobie, bo lepszej stali i pancerza nie dostaniemy za darmo.
Kruczowłosa podniosła rękę jak uczennica:
- A co, jeśli ja nigdy nie trzymałam broni? -spytała, marszcząc czoło.
- W takim razie obroni Cię ktoś inny -odpowiedziała za elfiego wojownika Victoricka, uśmiechając się promiennie i wchodząc do karocy, kończąc przy tym przemowę El'Kadoo.
Wkrótce wszyscy już jechali do owej zbrojowni. Niespiesznie, mijając w drodze zatłoczone ulice stolicy. W środku pojazdu spała dziewczynka, okryta kocem. Filch twierdził, że przyda jej się sen i sam drzemał, oparty głową o okno, zakryte czerwoną zasłoną, przez którą czasem zaglądał. Na górze siedzieli Decimie, El'Kadoo i Kruczowłosa. Miejsce woźnicy zajął jeden ze strażników. Mroczny elf wydawał się całkiem inny od przedstawicieli swojego gatunku. Choć widocznie zmęczony, żywo dyskutował z bardem o nowych pieśniach. On opowiadał jej o życiu na dworze, a ona tłumaczyła mu, jak trzymać lutnię. El'Kadoo przyglądał się temu, patrząc na ludzi podejrzliwie i wyczekując ataku. Tolerował mrocznego elfa i przy swoim dzikim, trudnym charakterze, nawet go lubił. A przynajmniej tak się zdawało, bo nigdy nie patrzył na niego z ogniem w oczach i nie krzyczał po nim. Nie robił też tego w stosunku do Victoricki, ale to było raczej zrozumiałe. Godrick mógł zająć miejsce, gdzie chciał.
Co zaś się tyczy straży, byli to zwykli strażnicy miejscy w wieku od dwudziestu pięciu, do czterdziestu pięciu lat. W pół płytowej zbroi, z herbem Aleksandrii na piersi. Ni dobrzy, ni źli. Jedni zdawali się znudzeni, inni oziębli, ci najmłodsi cieszyli się chyba z żołdu, jaki dostaną za eskortę. Nikt jednak nie chciał rozpocząć rozmowy z drużyną i tylko Figgre wydawał im czasem polecenia bądź pytał o szczegóły.


Mistrz Gry: Wernyhora z Jęczydołów

Karczmarz patrzył na krossa przerażonym wzrokiem. Wydawało się jednak, że nie ugiął się jego woli. Choć drżący, dalej szedł z podniesioną głową i tylko przyniósł chłopom piwo, którzy bez słowa gapili się na smokobójcę, jakby zaraz miał wyciągnąć topory i ich zaatakować. Ludzie nigdy się nie zmieniają. Nawet, jeśli okażesz im gest dobrej woli, wyciągniesz do nich rękę, oni tylko na nią naszczają, poszarpią Ci palce i będą patrzyć na Ciebie, jakbyś był... No właśnie, pieprzonym odmieńcem.*
Tak czy inaczej, nie zawadzali. Zawadzał za to grajek, który właśnie przylazł. Cięta satyra krossa nie została jednak odebrana salwą śmiechu. Bard był człowiekiem, był ze wsi. A Wernyhora nie.
- Eee tam, szefie... -machnął ręką bard i szybko zabrał słoiczek ze stołu.- Wszyscy udajom, że piniendzy nie majom. Ale dobre, dobre... Ja już nie bende wam przeszkadzał...
Ględził chłop, widocznie nie wierząc w słowa naszego bohatera. Pijaków ciężko oszukać.** Tak czy inaczej, wódka była zimna, a mięso słone i twarde. W swojej torbie Wernyhora miał jeszcze tytoń. Ten z Astul był mocniejszy i smaczniejszy o poranku. Pobudzał jak kawa. W Avantrio wszystko było podłe, nie tylko tytoń. Ceny wysokie, krossi wkurwieni, a jedzenie niesmaczne. Jego rasa rodziła skurwysynów, cholernie rzetelnych i dobrych w tym, co robili, czegokolwiek by się nie chwycili, ale jednak skurwysynów. W Scroma Derimmie nie trzeba było zabójców potworów, bo każdy potrafił obronić się tam sam. Temu też podróżował. I poznawał. Nowe miejsca, nowe rasy...
Nadeszła pora, by zastanowić się, co dalej. Mógłby iść na północ, w stronę Dawnej Stolicy. Mógłby też iść na południe, do krain Mrocznych Elfów. Ale jak tam jest? Cztery dni drogi stąd kończyły się tereny Aleksandrii i zaczynały ziemie Ajhady, gdzie światło słońca świeciło tylko przez cztery godziny dziennie. Choć te opowieści były pewnie mocno przesadzone. Wioski graniczne mieściły w sobie jakieś karczmy i były średnio przyjaźnie nastawione do obcych. Choć nie pozwalano wchodzić wgłąb kraju obcym, którzy nie mięli glejtu. To były jednak tylko rozważania. Najbardziej opłacalne było dalsze szwendanie się po Aleksandrii. Bądź, jeśli kross chciałby zaznać przygód, mógł iść na zachód, a później skręcić na południe, w stronę Pull, orkowego miasta handlowego. Po drodze zwiedziłby masę zleceń. Choć i tam potrzebowałby jakichś glejtów. Na zachodzie mieścił się także Gild-Alden, siedziba mafii, bandytów i ludzi, którzy w jeden dzień zyskiwali fortunę bądź ją tracili. Północ, za Dawną Stolicą, obfitowała w wioski starszych ras. Siedziby gnomów, trolli, skrzatów, driad, nimf, taurenów... Większość z nich znała się na magii. I miała problemy z potworami, które Wernyhora mógł rozwiązać. Ostatnim rozwiązaniem było pójście na wschód, w stronę Lodowego Morza. Chaty rybaków, nędzne wioski bez tawern i mnóstwo, mnóstwo parszywych ludzi bez zębów. A na dodatek zimno. Potworne, lodowate zimno. Roboty miałby tam więcej, niż kiedykolwiek, jednak po co trudzić się gdzieś, gdzie nie mają pieniędzy na chleb, a co dopiero na zabójcę potworów? Ale... Ludzie to też waluta. Kwitł tam handel niewolnikami, niepisane prawo Wschodnich Brzegów- silniejszy bierze wszystko, łącznie z Tobą.

---

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Śpiewanie ; Określona: Muzyka (pe) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 71
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Przyciągnięcie publiczności ; Określona: Muzyka (pe) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 85% ; Wynik: 76
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Christopher
Czynność: Wrażenie wywołane na Golgocie ; Określona: Charyzma ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 35% ; Wynik: 83
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Wywrócenie gnoma zaklęciem ; Określona: Magia Wiatru (po) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 46
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Unieruchomienie gnoma glebą ; Określona: Magia Ziemi (po) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 49
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Zrozumienie słów gnoma ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: IV ; Próg wykonania: 0% ; Wynik: 25
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Odprawienie modłów ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 51
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Jazda na koniu ; Określona: Jeździectwo (cha, zr) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 75% ; Wynik: 58
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Wywołanie dobrego wrażnia po przyjeździe ; Określona: Charyzma ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 20% ; Wynik: 84
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Rozpoznanie tatuażu cechowego ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 85% ; Wynik: 38
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Przekonanie karczmarza do swoich racji ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 31% ; Wynik: 83
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Okłamanie barda ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 6% ; Wynik: 57
Rezultat: NEGATYWNY
»Zamieszczono 27-01-2019 02:130
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50423
Postać: Christopher

Śpiew m uszedł całkiem nieźle. W sumie, to znacznie lepiej niż nieźle i znacznie lepiej niż Golgocie. Praktycznie wszyscy byli zadowoleni. Wyjątkiem okazał się drab, którego wygląda najwidoczniej odpowiadał jego cechom charakteru, a Chris liczył, że tak nie będzie oraz niektórzy żołnierze. No i Elevias Sniff, który go ostrzegał, jednak było już za późno. Czuł się niepewnie oraz zagrożony cały występ, a wkrótce miał dowiedzieć się, dlaczego. Niestety jego obawy okazały się prawdziwe. Najpierw sytuacja z jedzeniem, którego postanowił jednak nie spożywać, a następnie niezbyt delikatny uścisk na przegubie. Jego słowa nie pokrzepiały go. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że wybrał najgorszą z możliwych szkół. Nie wiedział, dlaczego Golgocie to aż tak przeszkadzało. Wejście i mowa Severyna skłoniły go do rozmyślań nad sytuacją w wojsku. Zdecydowanie wyglądało na to, że nie lubią lepszych od siebie. Podczas "rozmowy" z drabem, apelu oraz późniejszej "rozmowy" zachował spokój oraz stara się nei wyrażać zbytnich emocji, chociaż ból to zdecydowanie utrudniał. Nic z tego nie rozumiał. Dlaczego się tka na niego uwzięli oraz dlaczego panowała tutaj taka nietolerancja? Nikt mu nigdy nie mówił, że w wojsku panuje rasizm. Nie mógł uwierzyć, że rodzina go tak załatwiła... Przez "rozmowę" patrzył na Golgotę oraz Severyna wyrazem bez emocji. Jeszcze tego pożałują. Cieszył się, że sobie wyszli, bowiem mało brakowało, a rozpłakałby się. Trudno stwierdzić, czy z bólu, czy z upokorzenia.  Nie mając wielkiego wyjścia, zabrał się za sprzątanie. Nie liczył na niczyją pomoc, chociaż chyba jako jedyny Elevias próbował tego dokonać. Dowódca szkoły nawet nie kiwnął nawet palcem i nei przyszedł, by pomóc. Utwierdzało go to w przekonaniu, że był on nieudacznikiem oraz, że gorszej szkoły wybrać nie mógł.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 27-01-2019 02:160
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50424
Postać: Wernyhora z Jęczydołów 

Karczma powinna być miejscem przytulnym, na samą myśl o niej powinno się mieć same dobre intencje, ale nie w tej karczmie, było to zdanie Wernyhory, który nie chciał mieć z nią już nic wspólnego. Holidroop miało już dość Smokobójcy on zaś miał dość wsi, zatem z takimi wrażeniami Łowca musiał opuścić wieś. W czasie pobytu w karczmie długo rozmyślał nad dalszym celem swej wędrówki, doszedł do wniosku, iż ma już dość ludzkiej rasy na jakiś czas i powinien od niej trochę odpocząć. Przed opuszczeniem stolika, wyciągnął fajkę, powolnymi i opanowanymi ruchami nabił ją wysoko cenionym tytoniem z Astul, była to taka kurwa, że pobudzała człowieka praktycznie do końca dnia. Kross odczuwał to działanie mocno, lecz nie aż tak aby wyglądać na tykającą bombę testosteronu lub samca, który nie chędożył od paru dobrych miesięcy. Co do samego chędożenia Wernyhora słabo się na tym znał, podniecało go zabijanie potworów i bestyj wszelakich, owszem zdarzyło mu się wydupczyć parę kobiet jako zamiennik zapłaty za wykonanie zlecenia, uważał to za normalne zachowania, owszem było to normalne zachowania, ale tylko wtedy kiedy zleceniodawczyni się na to zgodziła. Wernyhora wstał z krzesła, zapalił fajkę, pociągnął parę mocnych wdechów, po czym podszedł do drzwi, otworzył je i powiedział:
-Nigdy nie zrozumiem ludzi- zaraz po tym, pociągnął bucha i wypuścił przed siebie, tworząc imitację zasłony dymnej w drzwiach, która zamaskowała jego odejście.
Skierował się na północ, za Dawną Stolice, wprost do wiosek starszych ras. W swym życiu widział tylko niektóre z zamieszkałych tam ras a o innych nawet nie słyszał, był on ciekawy a zarazem chętny poznania reszty świata.


Gracz: Degron
»Zamieszczono 27-01-2019 02:170
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50425
Mistrz Gry: Christopher

Rekrut jakoś wytrzymał tortury, które przygotował dla niego los. Został sam, w wielkiej, brudnej jadalni. Poniżony i zdeptany, opuszczony przez wszystkich. A jednak nie upadł na duchu, nie dał się pokonać presji i mógł stać na nogach odważnie, nie pozwalając, by poczucie bezradności wzięło nad nim górę. Mógł iść przed siebie, mając jeszcze nadzieję w sercu.*
Co zaś się tyczy sprzątania, ogólne niechlujstwo i syf, które panowały w jadalni sprawiły, że nie było możliwości, by wyrobił się ze wszystkim w godzinkę czy dwie. Gdy skończył, pierwsze promienie słońca zaczęły wschodzić nad obozem.** Zmęczony i senny, mógł obserwować, idąc do siebie, jak żołnierze i rekruci Szkoły Łuku zaczynają swoje poranne ćwiczenia. Mięli ostry rygor, ale ich sylwetki świadczyły o tym, że było to opłacalne. Rok poświęcony w owej szkole, a do domu wróciłby jak jakiś wielki wojownik, ktoś o wiele lepiej wyglądający od swoich rówieśników. Bohater.
A co czekało go w Szkole Specjalistycznej? Jeśli Chris zdecydował się skierować swoje kroki do namiotu swojego dowódcy, jeszcze przed wejściem usłyszał głośne chrapanie krasnoluda. A później jeszcze głośniejszego pierda, który wypełnił smrodem całe lokum. Nie było wojskowego łóżka, nie było ekwipunku, brzytwy i miednicy z wodą. Zamiast tego na chłopaka czekała śmierdząca, stara kozia skóra, na którą wdrapał się już jakichś pająk.


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Wreszcie wioska! Poranek właśnie się kończył, a południowe słońce ogrzało i wysuszyło ubranie paladynów. Zdawało się, że najgorszą część mają już za sobą. Choć Jericho był kapitanem wyprawy i dowodził, to Hermeton Rich miał być tym, który zajmować by się miał nawracaniem. Wyższy od Gifuna stopniem, to on powinien przejąć teraz inicjatywę, jednak tylko w kwestii nawracania. Póki co, nikt jeszcze nie podjął rozmowy na ten temat.
- No więc jesteśmy... -rzucił Rich, gdy konie paladynów niepewnie wstępowały na wioskową ścieżkę.- Skoro już jedziemy do karczmy, proponuję tam coś zjeść. I póki co, zadbać o siebie. Jutro moglibyśmy podjąć rozmowy z tutejszymi kapłanami, bez tego ani rusz, ale jeśli pójdziemy do nich dzisiaj, możemy zbytnio się narzucać.
- Ja tam się cieszę, że wreszcie jesteśmy -Morgen zmienił temat rozmowy, mówiąc nazbyt głośno.- Ta przeklęta droga nieźle nas wyczerpała. Poza tym wreszcie zjemy coś z prawdziwej kuchni, a nie robionego naprędce nad ogniskiem, przez Emilia, który nie potrafi gotować!
Emilio schował głowę w ramionach, nie komentując zabawnego docinku przyjaciela. Fakt był jednak faktem, że młodzieniec nie był specjalnie utalentowany w kwestiach przyrządzania jedzenia. Jak cała reszta zresztą.
Wioska składała się z gęstych, wąskich ścieżek prowadzących do pojedynczych domów, a gościniec przejeżdżał przez sam jej środek. Teren był tutaj niemal taki sam, jak na leśnych ścieżkach i nie było mowy o tym, by przejechać wozem po wąskich ścieżkach. Nawet taczki miałyby z tym problem. Zastanawiające było, jak krossi radzą sobie z budową. Wchodząc już na temat architektury, ich domostwa różniły się od ludzkich. Żadne z nich nie miało ani jednego piętra, choć możliwe, że pod strzechami ulokowane były strychy. Wyjątkiem od reguły była kamienna wieża ulokowana na jednym z licznych, małych wzniesień. Widok z niej musiał obejmować całą wieś, a na warcie stała kobieta (również kross) około trzydziestki, z lunetą w dłoni. Paladyni podśmiewali się w drodze, że krossowe kobiety są tak owalne jak krasnoludzkie, jednak ich żarty nie spełniły się w ani jednym stopniu. Dobrze zbudowana sylwetka i gruby, brązowy warkocz sięgający przynajmniej do łopatek dziewczyny (jak daleko, Jericho nie widział, gdyż oglądając ją z drogi, mógł zobaczyć jej postać wyłącznie od piersi w górę). Strażniczka wioski wyglądała... Bynajmniej olśniewająco.
- Na Światłość Varrosa... -słychać było ciche westchnienie Emilia, gdy zobaczył ową piękność.
- Jeśli wszystkie krosski są takie piękne, to przysięgam, że nigdzie się stąd już nie ruszam -rzucił wesoło Morgen.
- Niebywałe... -dodał Rich, zatrzymując na moment konia.- Ciągle sądziłem, że kobiety-wojowniczki nigdy nie będą tak dostojnej urody jak kobiety dworne, a jednak... Doprawdy, niezwykła rasa.
- Kawalerowie tak oceniają moją wnuczkę, że aż sama się rumienię -z chwili słabości wyrwał wszystkich głos staruszki.
Na ławce przed karczmą siedziała stara krosska, o włosach białych jak mleko, dumnie splecionych w trzy grube warkocze sięgające kolan. Na sobie miała niebieską suknię, a na stopach wytarte, wiekowe sandały. Jej nieco opadniętą pierś zdobił drewniany wisior w kształcie dwóch sztyletów. Był to symbol krossowych wieszczów i czarowników, którzy jednak nie byli związani z wiarą w Mirandę w sposób bezpośredni.* Cała jej skóra była pomarszczona i poznaczona plamami wątrobowymi, a jedno oko było całkowicie białe- ślepe. Niemniej nie garbiła się, a jej dłonie nie trzęsły się. Siedząc, paliła fajkę, a obok niej leżał nóż i kawałek drewna, z którego wystawała niedokończona jeszcze figurka krossa z toporem. 
Od jej postaci biła jakaś delikatna, zastanawiająca aura, jednak Jericho nie zdołał jej odkryć. Zbyt słabo znał się na magii, by rozpoznać, jakie zdolności magiczne ma owa postać.**
- Ale, powiedzcie mi panowie, jaki czort sprawił, że przyjechaliście starą drogą? -spytała staruszka.- Nikt stamtąd od lat nie przyjeżdża, każdy handlarz omija to miejsce, nie mówiąc już o miejscowych. Kerskia, moja wnuczka znaczy, coście mi ją tak chwalili, musiała po ojca pobiec, żeby z chłopami sprawdzili, kto przybył.
Po chwili zastanowienia dodała, zaciągając się przy tym tytoniem:
- A właściwie po co to kawalerowie przyjeżdżają? Bo chyba nie handlarze, tak bez tobołów żadnych?


Mistrz Gry: Wernyhora z Jęczydołów

Tytoń dobrze zrobił krossowi. Rozjaśnił myśli i rozweselił serce. Była pora ruszać. Z kościoła Varrosa wychodziły właśnie zmęczone kobiety, które chowały za plecami swoje córki. Te zaś z ciekawością przyglądały się odchodzącemu zabójcy potworów. Bo kto inny miał je pociągać, jeśli nie ktoś, kto nie drży ze strachu przed bronią i nie spędzi całego życia w jednej wsi? Stara Stolica będzie jedynym miastem, które większość z nich będzie mogła oglądać. Nigdy nie ubiorą się też w szlacheckie szaty, jeno podczas swego wesela, z jakimś mężczyzną ze wsi, który nigdy nie spełni, nigdy nie domyśli się nawet ich młodzieńczych pragnień. Tedy nie dziwota, że patrzyły za nim jak za odchodzącym marzeniem, alternatywą na lepszy los.
I być może zabrałby jedną bądź dwie ze sobą, gdyby był młodszy, głupszy. Gdyby nie znał życia tak, jak zna je teraz. Ale Wernyhora znał życie. I wiedział, do czego zdolni są ludzie. Na odchodnym słyszał jeszcze dźwięk tłuczonego szkła i awanturę w domu sołtysa. A potem uderzenia pasa, skierowane zapewne na sołtysową. I widział wybiegającego z domu chłopaka, gołowąsa, który chciał pchać się do armii. W ucieczce przed wsią, przed wiecznym pozostaniem w tym samym miejscu, które najpierw się kocha, później nienawidzi, a na końcu staje się obojętne.
Idąc ścieżką na północ, rozpoznał kilka z rozsianych przy ścieżce roślin. Była tutaj między innymi Nimfia Trawa, odpowiedzialna za leczenie ran oraz Gorset Żółty, z którego można było uwarzyć średniej jakości herbatkę wspomagającą trawienie. Obie roślinki miały też inny właściwości, zależne od okoliczności bądź specyfiku, jaki trzeba było z nich przygotować.* Wernyhora natknął się też na trochę grzybów, wcale nierobaczywych. Jedną z bardzo nielicznych zalet południa Aleksandrii były grzyby, rosnące o tej porze roku. Gdy nie trwa aktualnie zima, trwają deszcze. A po deszczy wyrastają grzyby.
Tak minęły niemal dwa dni wędrówki, podczas których zapasy żywności krossa nieco się zmniejszyły. Może coś upolować? Może rozłożyć pułapki wieczorem? Pułapki, właśnie. Czasem jedno nieostrożne posunięcie popycha nas do bardzo złego stanu. I w bardzo złym stanie znalazł się nasz kross, gdy wnyki zakleszczyły się na jego kostce. Stara, zardzewiała pułapka, o której ktoś musiał już dawno zapomnieć. Teraz sprawiała ogromny ból naszemu bohaterowi i tylko swojemu butowi (już poszarpanemu) zawdzięczał, że noga jest dalej cała, a rany nie są bardzo głębokie.**


---

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Wytrzymałość psychiczna ; Określona: Siła Woli ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 40% ; Wynik: 7
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Posprzątanie jadalni ; Określona: Szybkość ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 83
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Rozpoznanie wisiorka ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 26
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Odkrycie aury wieszczki ; Określona: Wiarołomstwo (sw) ; Poziom Trudności: IV ; Próg wykonania: 0% ; Wynik: 4
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Rozpoznanie roślin ; Określona: Zielarstwo (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 55% ; Wynik: 53
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Uniknięcie wnyków ; Określona: Pułapki (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 35% ; Wynik: 39
Rezultat: NEGATYWNY
»Zamieszczono 27-01-2019 02:350
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50426
Postać: Christopher

Dawał radę znieść to, co mu się przydarzało i ludzie mi zafundowali i mimo, że był to jeden dzień, to czuł, że dłużej nie da rady. Jeszcze przetrwa dzień, może dwa, ale co potem? Nie miał o tym zielonego pojęcia, ale zdawało się, że gorzej być nie może. Przez chwilę wierzył nawet, że mu się jakoś uda, ale po chwili złudzenie się rozpłynęło, jak i wszelkie optymistyczne myśli, jakie miał, jeśli miał.
Nie mógł uwierzyć, że panuje tutaj aż taki nieład i nieporządek, ale cóż mu pozostało. Musiał posprzątać to wszystko i spędził na tym całą noc. męczenie wyraźnie dawało mu się we znaki. Mimo zmęczenia i senności, która go ogarniała, postanowił nie iść do namiotu. Wiedział, że tam go nie czeka nic. Zamiast tego stanął gdzieś na uboczu i obserwował rekrutów szkoły łuku. Chciał nie rzucać się w oczy, jednak ciężko mogło pójść, przy jego aktualnych siłach. Wiedział, że za niedługo padnie i nic z tym nie zrobi. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że traktowanie macochy w porównaniu z wojskiem było niemalże rajem, a to, co działo się tutaj - dopiero przedsionkiem piekła. Zdawał sobie sprawę z tego, że wybrał najgorszą szkołę i trafił mu się najgorszy dowódca, jednak teraz zapewne nic na to nie poradzi. Na los liczyć nie mógł, bo wykorzystał limit szczęścia dnia poprzedniego. Nie było już odwrotu. Jednak nie miał zamiaru wracać do namiotu oraz "nauczyciela" który w rzeczywistości pewnie nic nie umiał. Wolał stać tutaj, na uboczu i obserwować ćwiczenia rekrutów ze szkoły łuku. Żałował, że nie wybrał jej albo szkoły zwiadu. Możliwe, że była to pierwsza samodzielna poważna decyzja w jego życiu, a zarazem najgorsza.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 27-01-2019 02:390
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50427
Postać: Liliana

Wioska była całkiem przyjazna, lecz ludzie nie lubili gości albo przynajmniej nie takich jak uzbrojona młoda elfka. Większość spoglądała na nią niechętnie, dzieci zaś z zaciekawieniem. Lili rozumiała, że jej łuk i miecz wzbudza trochę strachu, bo przecież ludzie nie lubią kłopotów, a ona też żadnych nie chciała. Ale pomimo wszystko wolała mieć broń na wyciągnięcie ręki. Świat jest dziwny i nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć. Byłą zmęczona, nie spodziewała się, że ta podróż ją tak zmęczy. Jedyne o czym teraz marzyła, to jakieś w miarę ciepłe miejsce do spania. Zaczynało się ściemniać, wiec trzeba było pomyśleć o jakimś noclegu. Tuż obok była karczma, z której dochodziły śpiewy już podpitych mężczyzn. Dziewczyna wolała unikać takich miejsc jak to, więc przeszła obojętnie obok, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Wolała unikać ludzi. W oddali ujrzała  wiatrak, wydawał się być dobrym miejscem na nocleg, z dala od ludzi. Był stary i cały z drewna, w większości już spróchniałego. Z daleka jego skrzydła wyglądały na mniejsze. Trawa wokół wyglądała na niezdeptaną, więc raczej rzadko ktoś tu przychodzi. Sprawdziłam, czy drzwi były otwarte. Jeśli rzeczywiście tak było, a wewnątrz nie było nikogo, wówczas rzuciłam na ziemię swoje rzeczy i poszłam nakarmić klacz. Sama też coś zjadłam, po czym położyłam się na ziemi obok klaczy i zasnęłam.


Gracz: Maria Janina
»Zamieszczono 27-01-2019 02:410
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50428
Postać: Godrick

Godrick czuł się dobrze. Czuł się bezpiecznie i jakby ciepło w środku. Przyjrzał się niejakiej Szyrelli i wydała mu się trochę podejrzana. Widać było, że coś ukrywała pod rękawicą. Mógł to być symbol jakiegoś cechu bardów, do którego Kruczowłosa nie chciała się przyznać, ale zasadniczo wiedząc jak niebezpieczne jest zadanie Victoricki, Godricka i innych elfów krasnolud podejrzewał, że chociaż ten cech może być po prostu związany z jakąś niegroźną, wstydliwą aferą lub po prostu nie cieszy się popularnością, ponieważ jego członkowie są dajmy na to uzależnieni od jakiegoś narkotyku czy alkoholu, to jednak może być to również związane z jakąś niebezpieczną organizacją, która stanowi zagrożenie dla Victoricki, bądź nawet całego świata. Godrick udawał jednak, że niczym się nie przejmuje, jednak cały czas ukradkiem obserwował przybyszkę. Jeśli zaś chodzi o karocę Godrick starał usiąść się jak najbliżej Victoricki, by w razie co móc ją jakkolwiek obronić. Co jakiś czas z uśmiechem na ustach niby bez powodu lub z powodu jakiegoś zauroczenie starał się obserwować Kruczowłosą, starał się to jednak robić głównie gdy nie patrzyła, by nie spłoszyła się i nie zaczęła go unikać. W końcu mogło się okazać, że Godrick kompletnie się pomylił. Godrick czuł się nadal trochę nieswojo wśród towarzyszy. Nie znał ich od dawna i jakoś nie mieli za dużo okazji do rozmów, a to po rozmowie najlepiej ocenić człowieka.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 27-01-2019 02:510
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50429
Mistrz Gry: Christopher

Stojąc tak i obserwując żołnierzy, chłopak czuł, jak dopada go senność. Prawdopodobnie nigdy nie był zmuszony do zerwania całej nocy w takim trudzie. Nocne polowania bądź bale były niczym przy sprzątaniu żołnierskiej jadalni. Mroźne powietrze, symbolizujące zbliżającą się jesień, powiało przez włosy Christophera, wplatając w nie liść brzozy. I nagle zdał sobie sprawę z tego, że ktoś się do niego skrada.*
Jeśli obrócił głowę dostatecznie szybko, mógł zauważyć zbliżającą się powoli sylwetkę krasnoluda, tak zmienną od tej, którą zapamiętał. Skupiona twarz pozbawiona dawnej wesołości i oczy, głęboko osadzone w czaszce, które nieustannie wwiercały się w młodzieńca, oceniając każdy jego ruch, ważąc wady i zalety. Ciągle oceniając. Ta chwila trwała jednak tylko sekundkę, po czym stary krasnolud mocno poklepał rekruta po plecach:
- Nie spałeś tej nocy, młody? -spytał roześmiany.- Pewnie oblewałeś swoje wczorajsze zwycięstwo nad starym Henrym. Nie musisz zaprzeczać, broń Torlofie! Należało Ci się, wygrałeś uczciwie.
Hollberg był ubrany w ciemnozielony, polowy strój. Przez ramię miał przewieszoną grubą strzelbę. Nie była z rodzaju tych, przy pomocy których zabija się zwierzęta. Szlachcic rozpoznał nie tak stary jeszcze model krasnoludzkiej strzelby dwulufowej z krótką lufą. Ta była przeznaczona do potyczek na krótki dystans i używana podczas ostatniej wojny z Hordami. Z tego, co mówiło się na dworze, została wycofana z produkcji i dostać ją można tylko od weteranów wojennych bądź na czarnym rynku.** W przypadku Henrego, bardziej prawdopodobna wydawała się pierwsza opcja.
Poza tym bystre oczy chłopaka padły także na dwa zagłębienia pod ciemnozielonym płaszczem, a gdy krasnolud poruszył się, dało się zauważyć zarysy dwóch krótkich, jednoręcznych obrzynów, niewidocznych na pierwszy rzut oka.***
- Dzisiaj, młody, chciałbym Cię zabrać w teren. Pokazać Ci, na czym polega praca Jednostek Specjalistycznych. Ale jedna zasada- nie wtrącasz się. Siedzisz, obserwujesz i słuchasz. Nie podejmujesz żadnego działania, chyba że Ci rozkażę. Na pewno poradzisz sobie świetnie, w gruncie rzeczy to nic trudnego -mówił Henry i wyciągnął w stronę rekruta podobny do swojego, ciemnozielony płaszcz.- Masz, załóż to. Nie możesz się zbytnio wyróżniać.


Mistrz Gry: Lilianna

Południowe słońce obudziło strudzoną podróżą, młodą elfkę. Jej klacz spokojnie stała w cieniu, skubiąc źdźbła trawy i odganiając się od nielicznych much, które grasowały przy wiatraku. Jak na noc spędzoną na gołej ziemi, Lili nie czuła się źle. Jej organizm dobrze zniósł noc i pełna nowych sił, mogła ruszać dalej.*
Mogła się też lepiej rozejrzeć. Okolica wiatraka była porośnięta sporą dawką roślinności, gdzie znalazło się kilka ziół, które elfka znała. Wśród nich był Aleksandryjski Chleb, czyli zboże niskiej jakości, mające ziarna o dużej zawartości białka, które mogły służyć za jako takie śniadanie. Była także Wilcza Pokrzywa, z której można było zrobić jakąś truciznę, a w mniejszych dawkach- lek uśmierzający ból. Na koniec trochę rumianku i jagód. Zebranie wszystkiego zajęłoby jej około dwudziestu minut. Dobrze było znać naturę.**
W dole widać było wioskę, a w niej- poruszenie. Jak się zdawało, przybył tam patrol jakichś elfów. Lili miała jednak zbyt słaby wzrok, by określić, kim konkretnie byli.*** Można było jednak podejrzewać, że są tutaj, by sprowadzić ją do domu. W takich okoliczność trzeba było podjąć jakieś działanie. W sumie nie było ich więcej, niż czterech. Zawsze można było uciec w stronę lasu.


Mistrz Gry: Godrick

Podróż mijała spokojnie. Dużo spokojniej, niż mogłoby się wydawać. A nieprzespana noc zaczęła przynosić efekty. Na każdym było widać oznaki zmęczenia. Victoricka zasnęła dość szybko. Wyglądała jak lalka, gdy z zamkniętymi oczami i ustami, oddychała bezgłośnie przez delikatnych, wyglądający na porcelanowy nos, a jej ledwo zarysowane piersi podnosiły się i opadały równomiernie, niemal niezauważalnie. Zdawała się taka bezbronna, a przecież jeszcze kilka godzin temu raziła piorunem kilkoro elfów, zabijając ich bez emocji. Może to było w niej takie wyjątkowe? Jej dziecięca twarz i brak podniecenia, brak młodzieńczego zapału, tej głupoty i bezmyślności, a zarazem swobody i wielkich planów, jakie mają wszyscy w tym wieku, niezależnie od rasy bądź pochodzenia.
Kruczowłosa rozmawiała z Decimie o balladach i planach, jakie ma wobec Victoricki. A były to plany czysto prozaiczne. Pieśń o młodej szlachciance, która jednak z zapałem walczy o swoje prawa i ratuje świat przed inwazją orków. Nie wiadomo skąd pojawił się motyw Hordy atakującej Cesarstwo. Bardowie już tak mają, tworzą własne historie i bajają, mijając się z prawdą. Czy zaś Godrickowi udało się wychwycić coś podejrzanego? Coś wskazującego na jej złe zamiary? Nie. Choć bardzo możliwe, że to opadające na dół powieki wpłynęły na obserwacje krasnoluda.*
Pogawędki zaś trwały, choć utykały przez senność każdego z rozmówców. O czym dokładnie była mowa? Na pewno nie o niczym, co byłoby warte wzmianki. Godrick dowiedział się między innymi tego, że El'Kadoo w tym roku będzie obchodził swoją osiemdziesiątką, a na dworze Victoricki czeka na niego żona z dwójką dzieci i trzecim w drodze. Filch pomówił trochę o kuchni niziołków i w jakiś sposób przebrnął do tematu wędkowania i przyrządzania szczupaków. Decimie nie miał wiele do powiedzenia, choć zdawało się, że to on najlepiej zna Pannę Victorickę, jednak trudno było określić, co ich łączy. Może spytać?
Sam Godrick miał okazję pomówić z każdym i dzięki swojemu wrodzonemu talentowi, zaskarbił sobie sympatię każdego z towarzystwa. Stał się lubiany i jeśli ktoś przedtem patrzył na niego nieufnie bądź z dystansem, ów dystans znikł, zamieniając się miejscami z początkiem więzi, która miała z czasem przeobrazić się w przyjaźń.**
Po kilku godzinach wszyscy dotarli do zbrojowni, gdzie wszystkie sale stanęły przed nimi otworem. El'Kadoo nie kłamał mówiąc, że będą sobie mogli wybrać, co im się żywnie spodoba. Godrick mógł zastanowić się, jak wielką pozycję wśród elfów miała Victoricka, iż sam Ludzki Król poczynił jej ten honor i otwarł przed nią cały swój arsenał. A było tu trochę tego. Niemal natychmiast każdy skierował się w stronę tych najbogatszych i najlepszych uzbrojeń, których sprawności nie mógł zakwestionować nawet krasnolud.***
Co zaś się tyczy krasnoluda- był tu też ekwipunek dla przedstawicieli jego rasy. Zbroje rodzaju wszelkiego, bronie jednoręczne, dwuręczne, broń palna, miotana... Wszyscy, cokolwiek można było sobie wymarzyć. W wielu wzorach, kolorach i rozmiarach. Od butów, przez paski, po tarcze. Nastał czas, by wziąć coś dla siebie!


---

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Odkrycie skradającego się krasnoluda ; Określona: Skradanie (pe, zr) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 9
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Rozpoznanie strzelby ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 75% ; Wynik: 39
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Christopher
Czynność: Oględziny krasnoluda ; Określona: Percepcja ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 64
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Liljanna
Czynność: Odpoczynek ; Określona: Wytrzymałość ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 45
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Liljanna
Czynność: Rozpoznanie ziół ; Określona: Zielarstwo (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 60% ; Wynik: 58
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Liljanna
Czynność: Rozpoznanie przybyszy ; Określona: Percepcja ; Próg wykonania: 60% ; Wynik: 80
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Obserwacja Kruczowłosej ; Określona: Percepcja ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 86
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Godrick
Czynność: Nawiązanie relacji z towarzyszami ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 28
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Godrick
Czynność: Określenie jakości uzbrojenia ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 60% ; Wynik: 38
Rezultat: POZYTYWNY

---

Godrick otrzymuje 1% do zdolności: Gotowanie
Godrick otrzymuje 1% do zdolności: Wiedza Ogólna

---

//Sesjator: W następnym odpisie opisz sobie, jaki ekwipunek masz zamiar zabrać sobie ze zbrojowni. Za dużo jest wszystkiego, by wymieniać osobno każdy element, więc daję Ci wolną rękę. Możesz zaszaleć, byleby kolczuga nie była nabijana diamentami.
»Zamieszczono 27-01-2019 03:060
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50430
Mistrz Gry: Arana Merimangë

Kolejny dzień w zamtuzie Arany nie przyniósł póki co nic godnego uwagi. Pokój właścicielki przybytku, w którym właśnie znajdowała się dziewczyna, był usadowiony na ostatnim, czwartym piętrze budynku. Sofa, stół, pufy, szafy i półki na dokumenty, kosmetyki i resztę rzeczy, które można było uznać za niemalże osobiste. Z sufitu, na posrebrzanych łańcuszkach, spuszczone były kadzidła i świece. Był też duży, szklany żyrandol, który po zaświeceniu, wypełniał pomieszczenie srebrzystym blaskiem. Został wykonany na zlecenie, przez jakiegoś gnoma-czarownika, który mieszkał niedaleko stolicy. Nikogo nie dziwiły takie luksusy, gdyż mieszkańcy Ajhady zawsze żyli w dostatku, nawet jako kurwy.
Ów pokój był tzw. 'pokojem gości', skąd Arana prowadziła swój biznes. Wejście do jej sypialni było oddzielone delikatną, jasnofioletową zasłoną. W Ajhadzie rzadko spotykało się drzwi wewnątrz budynków. Gdyby spojrzeć przez okno, można było dostrzec Ulicę Sztyletów, na której to znajdował się zamtuz. Większość budynków tutaj była w kształcie uciętego stożka, pomalowana na czarno, z ozdobnymi płaskorzeźbami. Naprzeciwko przybytku znajdowała się jedna z większych galerii w stolicy, gdzie można było kupić szaty o wartości małego (bądź dużego) domu. Kawałek dalej restauracja Es Strogree'dre Themo. Nie oferowała zwykłych dań, a coś naprawdę wyjątkowego. Za odpowiednią opłatą można było skosztować krwi niemalże każdej istoty żyjącej, na życzenie wymieszanej z winem. Restauracja oferowała też "załatwianie" odpowiedniej krwi- w ten sposób Arana straciła kiedyś dwie kurwy. Prócz restauracji, galerii i zamtuzu, Ulica Sztyletów prezentowała się też szeroką gamą sklepów czarnomagicznych, skupem niewolników i miejscami bez tożsamości. Były to budynki ciągle pilnowane przez strażników, do których dostęp posiadali tylko Ci, którzy znali hasło bądź mięli na ciele odpowiedni tatuaż. Bez jednej z tych rzeczy nie było mowy nawet o tym, co dzieje się w danym miejscu. Wyciąganie takich informacji od klientów zawsze wiązało się z niebezpieczeństwem, choć Arana poznała hasła do dwóch takich miejsc: jedno zajmowało się sprzedażą zaklętej broni palnej na bardzo szeroką skalę, drugi zaś orgiami ze zwierzętami.
Tak więc toczyło się życie w stolicy najbardziej skażonego złem państwa w Trójlesie. A dzień (lato powoli dobiegało końcowi, więc słońce świeciło dziś przez jakieś cztery i pół godziny) dobiegał końca. Zaczynała się noc i była pora na zajęcie się dziewczynami... I chłopcami. Oczekiwania klientów były coraz to nowsze, jednak nie brakowało chłopców pragnących oddawać swoje ciało w zamtuzie. Od kastratów, przez przebierańców, po mięśniaków- Ci ostatni służyli głównie kobietom. Wiek nie grał roli. Nic nie grało roli. Kurwy miały po prostu nie być katowane, a to dało się załatwić. W świecie, gdzie jedno pragnienie napędza drugie, zawsze znajdzie się jakaś alternatywa.
Aktualnie zamtuz obejmował sto dwanaście dziewcząt z tatuażami kwiatowymi (W Ajhadzie oznaczały one wyrafinowane, prawdziwe kurwy. Za przyjemność ze służką bez owego tatuażu, nie trzeba było płacić. Sama grzeczność wymagała, by prócz jedzenia, napoju i posłania, dać gościom jeszcze jedną służebnicę dającą rozkosz. Arana prowadziła jednak zamtuz, więc tutaj za przyjemność trzeba było płacić). Trzydzieści sześć mrocznych elfek, dwadzieścia pięć aleksandryjek, siedem złotych elfek (w tym dwie z wypranym mózgiem, hipnoza to wspaniała rzecz, gdy niewolnica nie jest w stanie znieść swojej nowej roli), dwie krasnoludzice, osiem nimf, cztery kobiety niziołki (jedna czteroletnia), sześć orczyc, jedna taurenka i dwudziestu trzech chłopców (aleksandryjczycy, mroczne i złote elfy).
Do pokoju gości weszła Nimfe. Mroczna elfka odziana w spodnie zrobione z białej chusty, przez które widać było równie białe majteczki z tego samego materiału, średnio prześwitujące. Jej piersi przykryte były białą chustą, która opadała, gdy odpowiednio pociągnęło się za jej wiązanie na plecach dziewczyny. Czarne, grube włosy opadały do zgrabnego tyłeczka kurwy, były zaplecione w mocny warkocz, spięty w równych odległościach złotymi krążkami. W pępku widniał jej złoty kolczyk, który wyróżniał się idealnie na tle mlecznobiałej cery. Na stopach miała lekkie sandałki, a na kostce złotą bransoletkę. Tatuaż cechowy znajdował się nieco nad cipką.
Nimfe była najbardziej popularna wśród pań, zabawiając się z nimi w czerwonym pokoju. Nikt nie udawał, że nie widzi spojrzeń rzucanych przez kurwę na swoją właścicielkę. Mroczna elfka zapewne wiele by dała, by odsunąć fioletową zasłonę i paść na łóżko swojej pani, oddając jej swoje ciało. Teraz patrzyła na Aranę dużymi, czarnymi oczami:
- Pani, zgłaszam tylko, że wszystko jest gotowe na przyjęcie nocnych gości. Łóżka pościelone, w basenach wymieniona woda. Każda ma już przydzieloną pracę, parę dziewczyn jest w rezerwie. Tak się składa, że sama nie mam jeszcze zajęcia -oznajmiła spokojnie, spuszczając nieco głowę.
Tak toczyło się życie w Ajhadzie.

»Zamieszczono 27-01-2019 03:120
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50431
Mistrz Gry: Rogan gro Kharz

Srebrny Jesiotr nie był może najczystszą karczmą w Gild-Aldenie, ale na pewno serwowali najlepsze polewki. W mieście, gdzie takich miejsc jest na pęczki, trzeba znać atuty i wady każdego z nich, by jak najwięcej zyskać. Tutaj na przykład można było dobrze zjeść, a ponadto lokal był objęty ochroną Gildii Złodziei, co oznaczało, że nikt nie zwędzi Ci tu mieszka. Chyba, że na pozwolenie karczmarza.
Pomieszczenie było naprawdę obszerne, ponad trzydzieści dużych stołów. Przesiadywały tu głównie szajki najemników i bandytów, takich jak grupa Rogana. Wpadali też klienci, bogatsi kupcy z obstawą, niekiedy jakiś szlachcic z szemranym rodowodem. Nie było podróżników i turystów, gdyż Srebrny Jesiotr znajdował się wgłębi miasta, otoczony kamienicami mieszkalnymi. Biznes prowadził Armando Rasputin, dawny żeglarz Marynarki Aleksandryjskiej. Był to łysy już mężczyzna o gabarytach dwóch potężnych beczek. Nie mieszał się w sprawy wielkiego świata, a jedyną rzeczą mówiącą o jego dawnych przygodach (prócz ciała pokrytego bliznami) był mosiężny harpun zawieszony nad barem.
Rogan siedział w kącie karczmy, mając po bokach dwóch swoich ludzi. Po prawej był Barka, potężnie zbudowany nomad o cerze czarnej jak węgiel. Miał na sobie kamizelkę z koziej skóry, a u pasa buławę. Najbardziej wyróżniały się w jego ubiorze dwa złote kolczyki, które nosił w lewej brwi. Po lewej stronie orka siedział Kafar, staruszek o dzikim spojrzeniu i chaotycznej, dziesięciocentymetrowej, szarej brodzie. Miał kościste ramiona, a gdy zdejmował koszulkę, widać było każde żebro. Niemniej znał się na wielu rzeczach, takich jak ocena wartości danego przedmiotu bądź fałszowanie monet. Cała trójka sączyła polewkę z królika.
Nie musieli długo czekać. Klient pojawił się punktualnie. Spod czarnego płaszcza wystawały błękitne pantalony i ozdobne trzewiki. Kolejny szlachcic, który nie wiedział nic o sztuce maskowania się. Nie wiedział pewnie niczego o niczym. Pożałowania godne, że właśnie tacy ludzie władają krajami. Choć może nie? Ostatnio na ulicy pojawiła się plotka niewiadomego pochodzenia, jakoby Gild-Aldeńska mafia miała zostać zaatakowana przez organizację postawioną jeszcze wyżej, o której do tej pory nikt nie słyszał. Wśród plotek kilka razy przewinęły się słowa: "Ajhada", "Zamach Stanu" i "Terrowit".
Szlachcic stanął na środku sali i rozglądał się za odpowiednim stolikiem jak debil. W końcu jednak usiadł naprzeciwko orka, a spod czarnego kaptura widać było młodą, chłopięcą twarz. Po kilku zwrotach grzecznościowych, przeszedł do sedna sprawy.
- Należę do jednego z rodów w stolicy -zaznaczył nonszalancko.- Nigdy jeszcze nie kontaktowaliśmy się z osobami pokroju... Ekhm... Niemniej, panowie mogą wskazać nam odpowiedni adres. Szukamy kontaktu. Z kobietą o przezwisku Królowa Kier.
Kafar wciągnął przez zmarszczone usta powietrze. Królowa Kier była jedną z tych postaci, o których po prostu się nie mówiło. By do niej dotrzeć, najpierw trzeba było znaleźć kogoś z Gildii Złodziei, później dojść do kogoś odpowiedzialnego za dany rejon miasta, za kogoś z Gildii, rzecz jasna. Następnie do bossa, a od niego, przy odrobinie szczęścia, do Królowej Kier, której wpływy rozciągały się po całym podziemiu. Jeśli był ktoś, kto mógłby stawić czoła rodzinom mafijnym z Gild-Aldenu, tą osobą była właśnie Ona. A Rogan wiedział, jak do niej trafić. Choć nigdy tego nie robił.
»Zamieszczono 27-01-2019 03:280
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50432
Postać: Christopher

Obserwował żołnierzy, jednak jego stan niezbyt ułatwiał mu to zadanie. Senność coraz bardziej dawała się we znaki. Zwykle noce spędzał w pałacu, w swojej prywatnej komnacie, gdzie spokojnie spał, jednak ta noc różniła się znacząco. Nigdy nie musiał pracować ani sprzątać, a tym bardziej w tak niesprzyjających warunkach. W innych przypadkach chodził na łowy lub przebywał na ucztach, ale z pewnych powodów rzadko mu na to pozwalano, a raczej często zabraniano i to wcale nie było z obawy o jego zdrowie. Poczuł na sobie powiew mroźnego wiatru, który wplątał w jego włosy liść brzozy. Wziął go w dłoń i puścił, by ten mógł dalej polecieć z wiatrem.
Obracając głowę zauważył Henrego, który zbliżał się nieubłaganie. Znacznie się różnił teraz, a w sytuacji, gdy na chłopaku wywierał pierwsze - i niekonieczne dobre - wrażenie. Wcześniej przypominał typowego krasnoluda-pijaka, a teraz dostrzec można było niekoniecznie wesołego, ale za to czujnego mentora o bacznym spojrzeniu. Niewątpliwie starał się dowiedzieć o Chrisie jak najwięcej poprzez wnikliwą analizę jego. Jednak w krótkiej chwili znów stał się taki, jak wczoraj.
- Nie spałem - Odpowiedział mu, starając się być złym, jednak przy zmęczeniu to pewnie wyszło komicznie - Jeżeli oblewaniem można nazwać początek konfliktu z dowódcą obozu i tutejszym dryblasem, to jak najbardziej. Wątpię, czy to mi się należało. I wątpię czy walka była uczciwa. Przy mnie nie musisz udawać... Nieudacznika, za którego Severyn niewątpliwie Cię ma i mi to powiedział.
Musiał komuś powiedzieć, co się stało, chociaż niekoniecznie to poprawi jego sytuację. Obejrzał dokładniej swojego nauczyciela. Ciemnozielony strój, zapewne miał zapewnić jakiś rodzaj kamuflażu, chociaż taka barwa nie najlepiej się sprawdzała do tego. Dwulufowa strzelba z krótką lufą. Wiedział, że była używana ostatnio podczas wojny z hordami, a więc niewątpliwie była cennym reliktem z tamtych czasów. Wiele informacji zdobywał na dworze, więcej niż powinien, bo w końcu miał swoje sługi, które były mu wierne - w sumie mało który sługa lubił jego macochę i wielu było za nim. Potem dostrzegł zarysy dwóch krótkich obrzynów. Niewątpliwie szykowali się do jakiejś walki lub czegoś w tym rodzaju.
- Z chęcią się do wiem, na czym polega prawdziwa praca Jednostek Specjalistycznych, ale wątpię, czy utrzymam się chociaż godzinę dłużej na nogach - To była jego jedyna odpowiedź. Po niej wziął od Henrego płaszcz i założył.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 27-01-2019 17:460
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50433
Postać: Godrick

Godrick cieszył się, że udało mu się zacieśnić więzy. Oprócz przyjaciół i świetnych towarzyszy w przyszłości mogło to poskutkować posiadaniem niezłych koneksji w przyszłości, a jak wiadomo kontakty i informacje to podstawa. Godrick ogromnie zmęczony chyba na chwilę przysnął, ale nie przejmował się tym bardzo. Póki nadal miał oczu mógł obserwować tego barda. Nie widział też w tym nic złego. Najwyżej się pomyli, a tak przecież bywa, a bezpieczeństwo jego przyjaciół powinno być dla niego najważniejsze.. oczywiście pieniądze też są ogromnie ważne, tak samo jak i władza, ale najważniejsi są przyjaciele. Godrick obejrzał zbrojownię i musiał przyznać, że zrobiła na nim wrażenie. Godrick poszukał paru rzeczy, jakie mogły mu się przydać w dalszej drodze. Mianowicie jakiejś kolczugi z małymi oczkami, miecza półtora ręcznego, hełmu najlepiej ze zdobieniami i teraz był już gotowy do dalszej wędrówki. Chociaż wiedział, że miecze półtora ręczne są nieco cięższe od tych jednoręcznych to wiedział także, że z racji nie posiadania tarczy będzie mógł go najwyżej chwycić w obie dłonie. Miecze te mogły pochwalić się uniwersalnością i łatwością w użytkowaniu zasadniczo dla każdego. Kolczuga miała mu zagwarantować bezpieczeństwo przed elfami, a hełm prócz obrony ważnej części ciała - głowy, miał też po prostu ładnie wyglądać. Następnie gdy już się uzbroił popatrzył na towarzyszy, oglądając ich nowy sprzęt, a następnie rzekł:
-Nie jestem wyborowym żołnierzem, ale widzę, że skoro nowy sprzęt jest potrzebny, to spodziewamy się jakiejś ostrej jatki.. strzeżonego Bogowie strzegą, prawda? W każdym bądź razie kiedy będziemy mieli okazję odwiedzić jakieś miasteczko? Chętnie przeszedłbym się ulicami miasta, porozmawiał z kupcami, może nawet coś zarobił.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 27-01-2019 17:500
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50434
Postać: Arana Merimangë

Mimo, że Arana przeprowadziła się na samą górę, to oprócz doglądania interesu również od czasu do czasu przyjmowała specjalnych klientów osobiście. Mieli do spełnienia kilka warunków. Najważniejsze dwa to niezaprzeczalnie pękata sakiewka ze złotem, drugi to interesujące informacje. Dziewczyna ponad połowę życia spędziła na zajęciach związanych z seksem (mniej lub bardziej przyjemnych), dlatego ciężko było jej z tego zrezygnować, szczególnie że nadal była smakowitym kąskiem, a jej sprawny języczek przyprawiał o dreszcze każdego klienta.
Znużona papierkową robotą na chwilę odeszła od stołu by zaczerpnąć świeżego powietrza stojąc przy otwartym oknie. Gdy jej wzrok zatrzymał się na galerii, próżność zagrała pierwsze skrzypce i Arana zapragnęła nowego ciuszka- będzie musiała jutrzejszego dnia zagospodarować sobie czas na chwilkę zapomnienia w galerii. Jednak gdy spojrzała trochę dalej- ujrzała restaurację Es Strogree'dre Themo- wówczas momentalnie ogarnęła ją złość, zacisnęła jedną dłoń w pięść. Doskonale pamiętała ten dzień kiedy zaginęły siostry Forstblume. Dziewczyny były mieszańcami o bardzo oryginalnej urodzie- miały lekko skośne oczy koloru ametystu, co kontrastowało z kaskadą blond loków na głowie. Wszystko robiły razem, nawet przyjmowały klientów razem i zginęły razem. Arana doskonale widziała, że padły ofiarą jakiegoś zboczeńca, który chciał posmakować ich krwi, jednak nie złapała nikogo za rękę i nie miała dowodów. Tamtego dnia była wściekła z własnej bezsilności, tak wściekła, że zdemolowała połowę swojego pokoju. Później by ochłonąć spędziła całą noc na układaniu dokumentów i ksiąg. Nauczyła się jednego- swoich ulubionych cukiereczków nigdy nie puszczała bez ochrony poza zamtuz.
Z zamyślenia wyrwała ją Nimfe - naprawdę piękna i zgrabna kobieta, wyższa od Arany o głowę. Właścicielka zamtuzu uśmiechnęła się na jej widok, bo elfka bardzo jej się podobała i mało brakowało, żeby pokusiła się o zaproszenie jej do swojej sypialni. Jednak Arana nie może sobie pozwolić na chwile słabości ze względu na reputację i fakt, że ktoś mógłby wykorzystać fakt, że faworyzuje którąś z dziewcząt (lub chłopców)- dlatego ma zasadę by nie sypiać ze swoimi kurwami i bardzo skrupulatnie jej przestrzega.
- Znakomicie.- odpowiedziała zadowolona z pracy elfki. 
- Szlachcianka Laryia Gri Falas była bardzo zadowolona ze wczorajszej nocy z Tobą. Zapłaciła podwójnie i kazała przekazać prezent.- dodała po chwili i podeszła do półki, gdzie leżało małe, czarne pudełeczko. Otworzyła je i wyciągnęła z niego błyszczący przedmiot. Skierowała się w kierunku Nimfe i ujęła jej lewą dłoń. Na nadgarstku zapięła złoty bardzo drobny i subtelny łańcuszek.


Gracz: Mikaela
»Zamieszczono 27-01-2019 17:540
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50435
Postać: Rogan gro Kharz


Srebrny Jesiotr nie był ulubionym przytułkiem orka. Zdecydowanie umiał wskazać więcej wad, niżeli zalet tego miejsca, lecz te drugie były na tyle wartościowe, że nie mógł zignorować tego przytułku. Świetne miejsce do tajnych spotkań i nawet bezpieczne... nawet. O ile nie podpadłeś Gildii Złodziei i umiesz dobrze grać, twoja pozycja nie jest zagrożona, no, przynajmniej nie aż tak. Było tutaj zbyt wiele uszu i oczu, a zarazem ust, które mogą przekazać konkurencji ważne, zaczerpnięte stąd informacje. Rogan musiał zawsze trzymać emocje na wodzy, a także uważać, jakich słów używa. Tym razem miał ze sobą dwójkę towarzyszy, Barkę i Kafara, obaj nieocenieni w swoim fachu i całkiem zaufani. To nomadowi zlecił baczenie na innych, gdy on będzie toczył umówione spotkanie, a gdy któryś z klientów Srebrnego Jesiotra zbytnio będzie nadstawiał uszu i oczu, Rogan ma otrzymać umówiony skryty sygnał, uszczypnięcie w prawą nogę. Kafar natomiast kontrolowanie wchodzących i wychodzących, oczywiście ukradkiem. Nie chciałby przykuć oka jakiegoś narwańca, choć jest na to mała szansa ze względu na wpływy Gildii, to lepiej nie kusić losu. Mozolnie sączyli polewkę z królika, niemal się nie odzywając.
Gdy pojawił się szlachcic, Rogacz tylko przewrócił oczami, widząc jego niezdarność. Miał już doświadczenie z takimi i może rzec jedno - chcą płacić albo cholernie mało albo dostatecznie dużo, stąd ork liczył bardziej na to drugie. Po krótkiej szopce doszli do sedna sprawy. Młodzik pochodził z jakiegoś bogatego rodu ze stolicy Aleksandrii, szukał Królowej Kier i był pieprzonym narcystycznym chamem. Rogan zachował dobrą minę do złej gry, nie zdradzając swych emocji, choć wewnątrz zastanawiał się, po cholerę takiemu mlekożłopowi kontakt do takiej wysokiej persony w tym wielkim światku przestępczym. Palcem zaczął sobie dłubać w zębach, wyskrobując resztki królika, choć miało to służyć tylko do zaznaczenia przerwy przed odpowiedzią. W tym czasie próbował sobie przypomnieć wszystko, co wie o mówionej personie. Po krótkiej chwili uraczył jegomościa prostym, aczkolwiek wyrafinowanym pytaniem.
- Ile dajesz? - Oblizał usta i beknął lekko, niemal niesłyszalnie. Nie spuszczał wzroku ze swego rozmówcy. - Poza tym, to dość mocne żądanie, wiesz, młody? Myślisz, że będzie chciała pomówić z takim młokosem, jak ty? - Uważał, by nie zrazić tego prostackiego narcyza, lecz słowa same ciągnęły się na język. Skoro szuka Królowej Kier, wie, w jaką grę się zapuszcza i takie proste obelgi nie powinny go zniechęcić. Raczej. Chyba, że ma do czynienia z idiotą.


Gracz: Raszuu
»Zamieszczono 27-01-2019 18:010
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50436
Mistrz Gry: Christopher

Krasnolud słuchał chłopaka z lekko otwartymi ustami, z których znów było czuć alkohol zmieszany ze starym tytoniem. Podrapał się po głowie, a chłopak mógł zauważyć dwie pchły, które zbiegają z czubka głowy na brodę Henrego. Niemniej, jakikolwiek przejaw wysokiej inteligencji i skupienia, który był widoczny chwilę temu, teraz nie zagościł na twarzy dowódcy. A może tamten widok był tylko marą? Stworzoną przez zmęczony umysł rekruta?*
- Kurdę, chłopie... Nie wiem, jak Ci pomóc. W sumie doszły mnie słuchy, że mnie tutaj nie lubią, ale... No, cholera, myślałem, że to tylko takie udawanie. Naprawdę mi przykro, że do tego doszło -mówił spokojnie, ze skruchą w głosie.
Gdy Chris ubierał płaszcz, jego dowódca ruszył w stronę lasu, mrucząc pod nosem, by rekrut poszedł za nim. Współczucie zniknęło z jego twarzy, a zastąpiło je szczere uradowanie.
- Aaa... Jeśli zaś chodzi o Twoje szkolenie, dzisiaj pora je rozpocząć. Wybywamy z obozu i kierujemy się na południe, w stronę Dan Tonkhu, wioski kupieckiej, która graniczy z ziemiami Hordy. Dotarcie tam zajmie nam jakieś, dajmy na to, dziesięć dni. 
Szli wolnym tempem i chłopak odkrył, że w lesie, którym podążali, jest wydeptana jakaś wąska ścieżka. Nie było widać tu obecności kogokolwiek z obozu. W trakcie marszu chłopak dowiedział się, że Szkoła Specjalistyczna zajmuje się zadaniami specjalnymi, a w ich skład wchodzą szeroko objęte działania na rzecz Korony. Jeśli rekrut zapytał krasnoluda, co robi w Szkole Specjalistycznej, zamiast służyć w krasnoludzkiej armii, dostał informację: "Aleksandryjska, krasnoludzka, elfia... Naprawdę myślisz, że tymi trzema pociągają tylko trzy dłonie? Otóż dłoni jest kilkanaście, niektóre pokłócone, inne zgrane. I właśnie sojusz takich dwóch dłoni sprawił, że jestem tu, a nie gdzie indziej".**
Na miejscu, jeśli można było nazwać to jakimś konkretnym punktem, niż tylko: "tam, gdzie było mniej drzew", czekały dwa osły z jukami. Niespecjalnie wyglądały na zwierzęta wojskowe. Po prostu dwa, nieco opasłe osiołki, bez siodła, za to z wodzami i kilkoma jukami. W ich wnętrzu można było dostrzec przedmioty potrzebne do dłuższej podróży, głównie manierki z wodą i żywność. Była też średnich wymiarów kusza, dwie książki o roślinach i zestaw narzędzi.
- Słuchaj, nie spodziewałem się, że będę kiedyś szkolił aleksandryjczyka, więc nie mam konia, a w obozie nie chcieli mi wydać. Ale utrzymasz się. Ta rasa jest naprawdę silna, to Osły Astulskie. Usiądź i spróbuj się zdrzemnąć, a ja poprowadzę wodzę.
Jak powiedział Hollberg, tak też uczynili. Następnie chłopak opadł na podskakujący łeb osła i osunął się w twardy sen bez snów. Oczy otworzył dopiero późnym południem. Wyspał się, choć warunki były trudne.***
- I z Varrosem, bracia -mówił właśnie krasnolud do jadących w drugą stronę kapłanów. Znajdowali się na gościńcu.- O proszę, kto się obudził. Może coś zjesz?
I mówiąc to, krasnolud wyciągnął do rekruta łapę, w której trzymał ułamany kawał byczej kiełbasy.


Mistrz Gry: Godrick

Było tutaj naprawdę dużo rzeczy, więc musiało się tu znaleźć coś dla każdego. Inni członkowie drużyny rozglądali się po tym miejscu podobnie jak krasnolud. El'Kadoo od razu skierował się w stronę bełtów, wybierając różne rodzaje i uzupełniając zapasy. Wziął też ze sobą łuk myśliwski i dwa kołczany strzał, które cisnął na karocę. Filch maszerował wokół różnych zbroi, przewrócił przy tym ze dwa manekiny, robiąc sporo hałasu. W końcu jednak elficki wojownik wybrał dla niego lekką kolczugę i buławę. Na głowę zaś założył podbijany, skórzany hełm, w którym uzdrowiciel wyglądał całkiem komicznie. Decimie wybrał dla siebie czarny strój strażnika oraz włócznię. Choć był młodym chłopakiem, wyglądał dość mrocznie w takim stroju i z bronią w ręku. Mroczne elfy były zagadką. Co robił tu ten? I jaką miał rolę w tym całym przedsięwzięciu? Krasnolud nie miał pojęcia. Kruczowłosa wybrała sztylet, pomimo próśb El'Kadoo, by wzięła także jakiś strój ochronny. Doszło do ciętej kłótni, która zakończyła się zwycięstwem dziewczyny. A Victoricka? Nikt nie spodziewał się, że się tutaj zjawi. Wzięła dla siebie krótki, elficki miecz, który dumnie widniał przy jej biodrze. Choć był nieco za ciężki na dziewczynkę, dodawał jej powagi.
Sam Godrick wybrał dla siebie piękną kolczugę, a gdy zaczął ją ubierać, usłyszał przelotny gwizd jednego ze strażników:
- No, no... Widzę, że pan zna się na rzeczy. Ten model to jeden z najdroższych w zbrojowni. Zatrzyma nawet kule ze strzelby. Mówią, że kują je wyłącznie w Astul, na zamówienie. Miłościwy Król kupił kilka egzemplarzy i to jedyny, który ostał się w zbrojowni. Pewnie by się nie ostał, ale mało mamy krasnoludów na służbie.*
Jeśli zaś chodzi o miecz, był to prosty i zwyczajny miecz półtoraręczny. Nikt go nie skomentował. Nie był ani dobry, ani zły. Po prostu broń, która, miejmy nadzieję, miała nigdy nie zostać użyta w prawdziwej walce.** Po ostatniej nocy, Godrick nie miał jednak złudzeń. Przyjdzie mu walczyć, jeśli ma zostać przy tej ekipie. Teraz nie miał już wyboru, członkowie Nadrasy zapewne już mówili w swoim podziemiu o krasnoludzie, który pomaga młodej elfce.
Gdy każdy wybrał już swój ekwipunek, karoca ruszyła dalej, a El'Kadoo zaczął swój wykład. Choć wszyscy walczyli ze zmęczeniem, starali się słuchać słów elfa i zapamiętać jak najwięcej. Zdawało się, że on także nie ma złudzeń, co do przyszłości tej wyprawy. Zapewne czekała ich walka. Więc musieli nauczyć się bronić. I tego uczył ich El'Kadoo. Krasnolud mógł poczuć się zdziwiony profesjonalną wiedzą elfa. W ciągu zaledwie kilku chwil, wyłożył im wiedzę, której inni uczą się miesiącami. Najlepszym tego przykładem były miny strażników, szczególnie tych młodszych, którzy zamiast skupić się na drodze, przysłuchiwali się wojownikowi jak wyroczni. Jeden nawet zadawał pytania! Godrick też słuchał, walcząc ze zmęczeniem. I zapamiętał naprawdę dużo, ucząc się nowych technik obronnych, o których nigdy nie miał pojęcia.***
Naukę zakończyli, gdy byli już daleko za miastem, a położenie słońca wskazywało na późne popołudnie. Najwcześniej zasnął Filch, a po nim przysnął Decimie. Gdy El'Kadoo to zauważył, stwierdził, że na dzisiaj koniec nauki i po chwili i on drzemał, cichym i płytkim snem.


Mistrz Gry: Arana Merimangë

Nimfe stała cicho, przyglądając się swojej właścicielce, gdy ta podeszła do niej z bransoletką. Mroczna elfka zarumieniła się delikatnie, co zdarzało się bardzo często wśród tej rasy. Jęki Laryia Gri Falas były wczorajszej nocy słyszane w całym zamtuzie. Odwiedziła ona zamtuz po raz pierwszy trzy miesiące temu i od tego czasu zaczęła składać regularne wizyty, obecnie przynajmniej dwa razy w tygodniu. Faktem było, że odkąd Arana przejęła interes, coraz ważniejsze osoby zaczęły nawiedzać przybytek. Mógł on już spokojnie konkurować z Er Domina Santi, najbardziej wyrafinowanym burdelem w Ajhadzie, a co za tym idzie- najbardziej wyrafinowanym w Trójlesie. Nie warto było jednak konkurować z tym przybytkiem, gdyż miał on ochronę świątynną. Ajhada rządziła się własnymi prawami, a owe prawa wyznaczała Świątynia Czarnego Kryształu. Okropne bractwo stworzone na cześć dwóch przeklętych bogów: Zerona i Ezor, pana śmierci i królowej rozkoszy. Złe słowo skierowane do tej dwójki bądź któregokolwiek z ich kapłanów bądź kapłanek, a następnego dnia krew takiego śmiałka skropiłaby Ulicę Świątynną. Zakazane było robienie czegokolwiek wbrew woli tych bogów. Na szczęście wola tej dwójki pokrywała się często z wolą Arany: mścij się na swoich wrogach, nie bój się zabijać i odnajduj rozkosz we wszystkim, co robisz.
Gdy właścicielka zamtuzu zapinała swojej kurwie nową biżuterię, zauważyła na jej palcach biały proszek. Jedno spojrzenie wystarczyło, by odkryć, że był to gilotyn, znany narkotyk, który wprowadzał zażywającego w stan euforii i działał jako środek przeciwbólowy. Często był podawany małym kurwą, które nie czuły bólu idącego w parze z gwałtem. A przez rozkosz wywołaną narkotykiem, kojarzyły oddawanie swojego ciała z przyjemnością. Gilotyn nie był śmiertelny, ale uzależniał. I był drogi. Nimfe jednak było na niego stać.*
Mroczna elfka przypatrywała się swojej właścicielce dużymi oczami, a następnie zaczęła oglądać swoją nową odzież- wszak w tym zawodzie nawet kolczyk zdawał się ubraniem. Zdawało się, że zbiera się na jakieś wyznanie i dopiero siła, którą promieniowała jej pani sprawiła, że zdecydowała się na wyjawienie tajemnicy.**
- Słyszałam plotkę... Choć to tylko plotka... -mówiła, unikając wzroku właścicielki.- Dziewczyny nie chciały, żeby Ci o tym mówić. Trochę się bały... Otóż... Ponoć dzisiaj ma się zjawić ktoś naprawdę wysoko postawiony... Vingardus Blathh'rose. A on lubi zabijać dziewczyny.
W Ajhadzie nie było nikogo, kto nie znałby nazwiska Blathh'rose. Był to bardzo wysoko postawiony ród mrocznych elfów, którego kontakty sięgały od Morza Lodowego, do Oceanu Albusańskiego. Ściśle powiązani ze Świątynią Czarnego Kryształu, najbogatsi, najbardziej wpływowi i najsilniejsi. A Vingardus był spośród nich najokrutniejszy. Łysy, o potężnej budowie, chodził z wiecznie odkrytym torsem, pokrytym plątaniną tatuaży i złotych kolczyków, bransolet, wisiorków. Walczył dwoma zakrzywionymi mieczami i ponoć nigdy nie przegrał walki. Chodziły o nim różne pogłoski. Jedne mówiły, że sam Zeron był jego ojcem. Inne opowiadały o tym, jak przez całe dzieciństwo był trenowany w czarnej magii i sztukach bojowych. To były jednak tylko pogłoski. Fakty były taki, że miał pod sobą ogromną część ajhadzkiej armii oraz cechował się niepowstrzymaną chęcią zabijania. Jeśli zawita do zamtuza, Arana na pewno pożegna się z jedną ze swoich dziewczyn. Na rozmyślania nie było jednak czasu. Do pokoju gości wbiegła druga z kurw, Sonja, mroczna elfka nieco niższa od swojej właścicielki i znacznie chudszej budowy. Jej czarne szaty były poplamione spermą ostatniego klienta. W tym się specjalizowała. Orgie. Zadyszana złapała oddech i wydusiła z siebie:
- Vingardus Blathh'rose właśnie wchodzi na górę. Towarzyszy mu czwórka wojskowych! -i niemal zemdlała z wrażenia.


Mistrz Gry: Rogan gro Kharz

Jedzenie smakowało, choć Rogan nie znał się na kuchni wystarczająco dobrze, by ocenić, co właściwie jadł. Pływały tam jakieś warzywa, trochę mięsa królika i zapewne były też jakieś przyprawy. Jakie konkretnie? Ork nie wiedział.* Może go to nie interesowało, może nie miał czasu na takie zainteresowania. Przez chwilę można było się zastanowić, czy jedzenie nie było zatrute. Trucizna była bronią kobiet, ale on chyba nie naraził się jakiejś na tyle, by ta starała się go otruć. Poza tym było to niemożliwe w miejscu takim, jak to.
Szlachcic wydawał się zagubiony i zakłopotany. Na pewno nie przyszedł tutaj z własnej woli. Pewnie to ktoś z rodziny wysłał go, by załatwił tę sprawę. Bądź co bądź, wydawało się, że chłopakowi podano konkretną cenę, jaką ma zasugerować za tego rodzaju działalność, a jakiekolwiek negocjacje nie wchodziły w grę. Trudno.**
- Piętnaście tysięcy koron -padła spokojna odpowiedź młodzieńca, a Kafar niemal nie udławił się kością z królika.- Pięć mam przy sobie. Reszta zostanie dostarczona po doprowadzaniu mnie do tej persony.
Dużo. Bardzo dużo. Mówiąc inaczej: Rogan nigdy nie miał przy sobie takich pieniędzy, a cała robota nie mogła zająć więcej, niż trzech dni, jeśli Królowa Kier była w mieście. A pewnie była, ponoć nigdy nie wychylała się spoza swojego zacisza. Problemy były inne. Chłopak mógł wcale nie mieć tych pieniędzy, a blefować, co wydawało się mało prawdopodobne. Poza tym, mogła to być próba zamachu na szefową podziemia, a wówczas pierwszym, który straciłby życie, był Rogan. Niemniej, gra była warta świeczki.
W tym brutalnym świecie nie można było zadzierać z osobami postawionymi tak wysoko, jak Królowa Kier. Orkowy honor, który nakazywał walkę tylko z kimś silniejszym bądź równym Tobie, był tutaj całkowicie niepraktyczny. Życie w Gild-Aldenie było brutalne i żeby przeżyć, nierzadko trzeba było zabijać słabszych. A na silniejszych planować zamach bądź zasadzkę. W grupie Rogana to właśnie on grał pierwsze skrzypce. Miał kilku silnych chłopów, takich jak Barka, ale żaden z nich nie miał umiejętności przywódczych, nie mógł mu zagrozić. Dobieranie do bandy osób, które były ambitne, miały swoje cele, były silne duchowo... To było największym błędem każdego herszta banitów. Barka na przykład nie miał żadnych planów na przyszłość. Żył chwilą obecną i ork mógł założyć się o sto koron, że nomad nawet nie pomyślał o zdradzie.
Uwaga orka widocznie uraziła młodego szlachcica, który jednak zachował to dla siebie. Zamiast tego lekko odchylił kaptur i pokazał trzem bandytom swoją twarz. Złote włosy, delikatne rysy, zadarty nos i szmaragdowe, zagadkowe oczy. Pierwszy kapnął się ork, następnie Kafar.*** Barka wyglądał na kogoś, dla kogo chłopak wyglądał jak każdy inny szlachcic. Trudno się dziwić, w końcu był nomadem, nie aleksandryjczykiem.
- Bękart -sapnął cicho Kafar.- Bękart króla Aleksandra.

---

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Namówienie krasnoluda do mówienia prawdy o sobie ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 10% ; Wynik: 32
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Wyciągnięcie informacji o Szkole Specjalistycznej ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 60% ; Wynik: 47
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Christopher
Czynność: Wypoczęcie na ośle ; Określona: Wytrzymałość ; Próg wykonania: 40% ; Wynik: 29
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Wybór najlepszej kolczugi ; Określona: Płatnerstwo (wt) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 25% ; Wynik: 19
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Godrick
Czynność: Wybór najlepszego miecza ; Określona: Miecznictwo (si, wt) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 25% ; Wynik: 40
Rezultat: NEGATYWNY

*** Rzut dla: Godrick
Czynność: Nauka wojowania ; Określona: Siła Woli ; Próg wykonania: 60% ; Wynik: 9
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Arana Merimangë
Czynność: Rozpoznanie narkotyku ; Określona: Alchemia (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 55% ; Wynik: 31
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Arana Merimangë
Czynność: Wywołanie wrażenia na Nimfe ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 95% ; Wynik: 58
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Rogan gro Kharz
Czynność: Smakowanie potrawki ; Określona: Gotowanie (pe) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 91
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Rogan gro Kharz
Czynność: Negocjowanie ceny ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 45% ; Wynik: 82
Rezultat: NEGATYWNY

*** Rzut dla: Rogan gro Kharz
Czynność: Rozpoznanie chłopaka ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 40% ; Wynik: 1
Rezultat: POZYTYWNY

---

Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Walka Wręcz
Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Broń Jednoręczna
Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Broń Dwuręczna
Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Uniki
Godrick otrzymuje 2% do zdolności: Blokowanie
Christopher otrzymuje 2% do zdolności: Retoryka
»Zamieszczono 27-01-2019 18:210
Zgłoś!


 [ Wszystkie wpisy: 164 ]  Poprzednia 1, 2, 3, ... 4, ... 7, 8, 9, Następna


Kliknij tutaj aby odpisać