[ Wszystkie wpisy: 164 ]  Poprzednia 1, 2, 3, ... ... 7, 8, 9, Następna


 Postać   Wpis  
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50389
Postać: Jericho Gifun


Jericho pokręcił tylko głową na pomysł samotnej chatki w środku lasu, pełnej roznegliżowanych elfek. 
Kiedy Morgen niespiesznie udał się w stronę tajemniczego światełka, koń Gifuna cicho zarżał ryjąc kopytem rozmiękłą ziemie. Paladyn uspokajająco poklepał rumaka poszyj i spojrzał na wciąż jeszcze czerwonego Emilio. Ciekawe czy spowodowane jest to ślubami, o których wspomniał Morgen, czy zwykłą nieśmiałością. 
Na krótką chwilę deszcz osłabł na sile, by po chwili uderzyć ze zdwojoną intensywnością. A może to tylko wrażenie spowodowane niezwykłym powrotem zwiadowcy? Morgen nie tylko wrócił dosyć szybko, a dodatkowo galopem! w lesie!. Co mogło go tak przerazić że wolał ryzykować skręcenie karku, niż zostanie dłużej w miejscu płomienia?
Cokolwiek to było, powinni być gotowi do walki pomyślał Jericho chwytając za miecz przytroczony do pasa. Nawet pomimo małego zamieszania wśród koni jakie wywołało nagłe pojawienie się Morgena, Jericho mógł słyszeć dźwięk naciąganej cięciwy przez Emilio. Ich zapał ostudził zwiadowca, pospiesznymi i gorączkowymi wyjaśnieniami. Ogień w oczach paladynów szybko zgasł widząc przerażoną twarz jednego z nich. Cała sytuacja zapewne mogła by być niezwykle zabawną krotochwilą opowiadaną sobie po karczmach, gdyby nie to że paladyni znajdowali się w środku lasu, a im w żadnym wypadku nie było do śmiechu.
-Dobrze się spisałeś. Odpocznij chwilę. Musimy się zastanowić co teraz...- powiedział Jericho starając uspokoić przyjaciela.-
Paladyn nie wiedział co myśli o tym reszta, ale jemu do głowy przychodziła tylko jedna myśl "wiedźma".
-... Według mnie Morgen spotkał wiedźmę, oczywiście nie jestem pewien równie dobrze mogła to być po prostu straszna baba, ale nie lekceważyłbym zmysłu paladyna. Skoro Morgen wyczuł zagrożenie to zapewne takowe istniało. Ponad to wspomniała coś o elfkach-
Na wspomnienie sytuacji przed zniknięciem Morgena w lesie nikt się nie uśmiechnął. Właściwie miny jeźdźców zrobiły się jeszcze bardziej ponure. Stara kobieta nie mogła wiedzieć o żarcie Morgena!  
Jako paladyni powinni to sprawdzić, ale ich aktualny stan się do tego nie nadawał. Dodatkowo światło migające między drzewami zgasło. Teraz odnalezienie wiedźmy, w ciemnościach i bez dokładnej drogi, graniczyło z cudem.
- Morgenie dałbyś rade trafić tam z powrotem?...- spytał w zamyśleniu Jericho.
 Nie to i tak bez znaczenia- pomyślał zaraz - Z magią wiedźmy zapewne zgubią się w lesie. Są zbyt wyczerpani by jechać dalej, więc lepiej jak rozbiją gdzieś obóz i poczekają do rana.
-Znajdźmy jakieś miejsce na obóz. Jeśli mam racje to lepiej , jeśli to wiedźma przyjdzie do nas-
Kiedy rozbili obóz i rozpalili ognisko, pozwolił reszcie się zdrzemnąć, a sam został na straży. Po pewnym czasie ktoś go zmieni.


Gracz: Jericho
»Zamieszczono 21-01-2019 20:490
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50390
Mistrz Gry: Godrick

Wszystkich zdziwiła prośba elfki, by krasnolud został razem z nimi. Jej duże, błękitne oczy dalej intensywnie wpatrywały się w niego, nawet wówczas, gdy już zakończył tłumaczenia. Sęk w tym, że w dziewczynce było coś nieuchwytnego. I zdawało się, że nie tylko Mulok o tym świadczył. O ile on był tylko jednym z wierzeń krasnoludzkich i mógł oddziaływać tylko na Godricka, o tyle sami elfowie zachowywali się w stosunku do niej z pewnym dystansem. Czy chodziło tylko o jej status społeczny? Trudno było to ocenić.
Karoca w końcu zatrzymała się, a Decimie zeskoczył z miejsca dla woźnicy i otworzył drzwiczki. Wszyscy stanęli przed niczym niewyróżniającą się karczmą. Dwa piętra, sporo światła... Idealne miejsce dla średnio zamożnych nieludzi, którzy nie mięli gdzie zatrzymać się na noc bądź potrzebowali miejsca, gdzie za uczciwe pieniądze zjedliby coś godziwego. Po kilku formalnościach dopełnionych z karczmarzem- grubym niziołkiem o pucołowatej twarzy, z włosami przyprószonymi siwizną- ekipa weszła do środka.
Wnętrze było dość przytulne i zdawało się, że tego dnia karczma była zamknięta dla zwykłych gości. Niziołek od razu poszedł do kuchni, gdzie wraz z żoną zajął się podgrzewaniem kolacji. El'Kadoo zasunął wszystkie okna na zatrzaski, podobnie jak drzwi. Stał przy jednej ze szpar w drzwiach, obserwując okolicę i trzymając w rękach ogromną, posrebrzaną kuszę.
Segrus usiadł wraz z Panną Victoricką przy stoliku, gdzie gestem zaprosił do siebie krasnoluda. Młoda elfka znów tajemniczo zamilkła, skupiając teraz swoją uwagę głównie na wnętrzu karczmy i wiszącej nad stolikiem głowy trolla jaskiniowego. Kapłan natomiast zerkał to na nią, to na Godricka, próbując chyba znaleźć rozwiązanie jakiegoś naprawdę trudnego problemu.
- Mam nadzieję, że całe to zajście nie przysporzy Panu kłopotów, Panie Godrick -mówił spokojnie, rozluźniając się.- Nie muszę chyba mówić, że rozpowiadanie o tej przygodzie i wspominanie o tej karczmie komukolwiek, mogłoby sprowadzić na Pana i na tę parę niziołków dość duże problemy? Jak mówiliśmy w karocy, zasługuje Pan na nagrodę za uratowanie Panienki.
Elf wyciągnął z kieszeni dość duży mieszek, który następnie położył na stole:
- W tej sakiewce znajduje się sześćset galeonów. W chwili obecnej nie możemy zaoferować Panu więcej, jednak jeśli Panienka wypełni swoje zadanie i uda nam się...
- Jedziemy do Gild-Aldenu -powiedziała spokojnie, ale pewnie dziewczynka, znów patrząc krasnoludowi w oczy. Kapłan zbladł, o ile elf o tak bladej karnacji może jeszcze blednąć.- Nie wozimy ze sobą pieniędzy, a przedmioty, które mamy zamiar tam spieniężyć, by udać się dalej. Pomoc kogoś obeznanego w tym fachu byłaby mile widziana.
Zdaje się, że rozmowę podchwycił też El'Kadoo, który zaklął głośno ("Shittre blatana!"), jednak nie ośmielił się sprzeciwić młodej elfce. Po chwili ciszy, dziewczynka dodała:
- Po drodze odwiedzimy Pallenfal, gdzie jest wzniesiony Ośmiorgoróg. Wycieczka do miejsca, które odwiedził sam Torlof, byłoby zapewne miłe dla każdego krasnoluda.
Torlof według modły krasnoludów, był synem Helma. Zstąpił on do Trójlasu, by pokazać krasnoludom nowe życie i poprowadzić swój naród ku wielkości. I tak się stało. A ślady jego obecności można znaleźć na kontynencie do dziś. To on w końcu zabił ostatniego z Wielkich Przedwiecznych Demonów- Molocha. Dla krasnoludów, dał on początek nowej erze, a pielgrzymki do miejsc jemu poświęconych, były czymś naprawdę ważnym.*
Niemniej jednak, Godrick nigdy nie słyszał o Ośmiorgorogu. Zapewne chodziło o coś związanego z ośmioma bóstwami, z których jednym był Helm. Ale, że niby Torlof odwiedził to miejsce? Nie każdy krasnolud znał dokładnie wszystkie pisma. Ba! Zdarzało się to nadzwyczaj rzadko. Godrick natomiast nie odstępował innym krasnoludom w niewiedzy.**
Nim jednak cokolwiek mógł odpowiedzieć, niziołki przyniosły jedzenie. Każdy miał przed sobą pełny półmisek Gilchu, pół zupy- pół sosu, w którym można było rozpoznać pieczarki, ziemniaki, fasolę, kukurydzę i ciekawy składnik- pajęczy korzeń, który rósł w okolicy. Dodawał potrawą nutkę leśnego posmaku, choć nie dyktował smaku potrawie.***


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Przyjaciele byli spanikowani, a po relacji Morgena nikt nie poczuł się lepiej. Deszcz przestał już padać i zerwał się wiatr, który poruszył drzewami, sprawiając wrażenie, jakby ktoś obserwował paladynów zza linii drzew. Emilio podał zwiadowcy bukłak z wodą, a gdy ten doszedł w jakimś stopniu do siebie i usłyszał ciche pytanie przyjaciela, widoczny dreszcz przebiegł mu po karku.
- Sam nie wiem, Jericho... -ciągnął niechętnie.- Robi się coraz ciemniej, a naprawdę nie mam ochoty nocować w tamtych okolicach, w środku lasu. Przeklęte krossowe lasy! Hermeton, powiesz nam do cholery, dlaczego wybrałeś tę drogę?
Wszystkie oczy spojrzały w kierunku paladyna, który obierał trasę. Choć jego wzrok był niepewny, a usta lekko drgnęły, przełknął on ślinę i odparł z całą pewnością siebie:
- Obrałem trasę, jaka wydała mi się najkrótsza. Zawsze mogliście powiedzieć jakieś "ale" przed wjechaniem na ten szlak. Teraz nie ma już odwrotu, jak tylko jechać przed siebie.*
Choć taka odpowiedź nie usatysfakcjonowałaby nikogo, nie można było zrobić nic innego, jak się z nim zgodzić. Zgodnie więc za radą swojego przywódcy, wszyscy ruszyli szukać miejsca, gdzie mogliby spędzić wilgotną i niezbyt przyjemną noc. I znaleźli. Małą polanę, w dostatecznej odległości oddaloną od linii drzew, by zauważyć zagrożenie. 
Po godzinie wszyscy leżeli już przy ognisku, jednak dopiero po naprawdę długiej chwili zasnął ostatni z paladynów- Morgen. Jericho ciągle stał na straży, wpatrując się w las. Coś się pojawi? Być może... Gdzieś w oddali zamajaczył ogień. Najpierw wyglądał jak mały płomyk... Później jak ognisko, a jeszcze później... Pożar. Pożar w środku lasu. Ale nie było czuć dymu. Nie było uciekającej zwierzyny, ani odgłosów walących się drzew. Płonęło coś innego. Jakieś sto pięćdziesiąt metrów od obozu.

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Znajomość wyznania krasnoludów ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 95% ; Wynik: 86
Rezultat: POZYTYWNY
** Rzut dla: Godrick
Czynność: Rozpoznanie Ośmiorgorogu ; Określona: Religijność (in, sw) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 82
Rezultat: NEGATYWNY
*** Rzut dla: Godrick 
Czynność: Rozpoznanie żywności ; Określona: Gotowanie (pe) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 50% ; Wynik: 23
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Przekonanie paladyna do powiedzenia prawdy ; Określona: Przywództwo (cha, in) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 97
Rezultat: NEGATYWNY
»Zamieszczono 21-01-2019 20:570
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50391
Postać: Christopher

Wybrał szkołę specjalistyczną i nie było już odwrotu. Nie mając wyjścia poszedł za żołnierzem. Nowe odzienie było co najmniej niewygodne i źle skrojone. Pakunek z kolei wydawał się całkiem lekki. W końcu nieraz przyszło mu biegać długie dystanse w pełnej zbroi. Ale ta sytuacja była inna, ponieważ zbroja była dopasowana do niego, a pakunek i strój niekoniecznie.
Siedziba nie wyglądała zbyt imponująco, ot zwykły namiot, który nieraz widział w co biedniejszych regionach, gdy zmuszony był tam przebywać. Nieco zdziwił go niemalże pusty widok wnętrza. Dwie skrzynie, skóry i krasnolud? Czy tak wyglądał oddział specjalistyczny? Może Byli na szkoleniu? Jednak dowódca szybko pozbawił go tej nadziei, że nie będzie tu sam. Pocieszał go jedynie fakt, że przybył tu z samego rana, nim nabory tak na prawdę się jeszcze zaczęły. Widok krasnoluda nie zachęcał do współpracy ani czegokolwiek. Spojrzał na dłoń i kazał mu czekać, może za długo, jednak uścisnął ją w końcu. Dobiła go też ostatnia kwestia krasnala, która odebrała mu mowę.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 21-01-2019 21:070
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50392
Postać: Godrick

Godrick zauważył, że ta dziewczyna faktycznie jest.. inna. Wcześniej po prostu to ignorował, bądź tego nie dostrzegał, ale teraz zauważył, że faktycznie to jak się zachowuje nie jest naturalne. Trochę się o nią martwił. Gdy weszli do karczmy należącej do pary niziołków przywitał ich serdecznie, ale krótko, gdyż zaraz udał się do towarzyszących mu elfów. Tam po otrzymaniu pieniędzy od kapłana, był już gotów wyjść i odjechać.. ale wtedy odezwała się Victoricka. Zauważył, że młoda elfka złożyła mu właściwie propozycję handlową, a to sprawiło że się uśmiechnął. Martwił się jednak co z lombardem, nie chciał by upadł przed jego powrotem, zatem po wysłuchaniu dziewczynki rzekł:
-Oczywiście panno Victoricko, że chętnie bym wam pomógł, jednak zdaje się, że są jeszcze 2 problemy. Pierwsza rzecz, to chociaż lubię pomagać, to lubię też pieniądze, dlatego nie pracuję za darmo i musiałbym otrzymać procent od tych transakcji, a druga to musiałbym wpierw posłać kogoś lub najlepiej samemu pójść do lombardu by poinformować o tym moich pracowników.
To mówiąc próbował określić jak daleko znajdują się od jego lombardu lub domu Madame Simon, którą w tym wypadku mógł poprosić o przyjacielską przysługę. Zajadał także całkiem smaczną potrawkę Glicha ugotowaną za pewne przez te niziołki. Niziołki zawsze szanował za uczciwość i miłe usposobienie, jakie zwykle posiadali.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 21:150
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50393
Mistrz Gry: Christopher

Henry Hollberg nie zwracał szczególnej uwagi na widoczną niechęć chłopaka. Zamiast tego wygrzebał z kieszeni krótką, grubą fajkę i zapalił nieco przemoczony tytoń. Dym pachniał stęchlizną, był mocny i piekł w oczy. Krasnolud podrapał się po rzyci i kazał rekrutowi zostawić swoje rzeczy gdzieś w rogu namiotu. Następnie oboje poszli dość powolnym krokiem w stronę małej polanki po drugiej stronie obozu. Żołnierze przyglądali się im z nieukrywaną ciekawością, co jeszcze bardziej mogło utwierdzić Chrisa w przekonaniu, że wybrał najgorszą szkołę, jaką mógł.
Na miejscu czekał już na nich obszerny kufer, który krasnolud otworzył jednym ze swoich kluczy. Wewnątrz znajdowało się... Sporo broni. Sztylety, toporki, noże miotane, kusza, młot... Było też kilka mieczy.
- Sprawa pierwsza! -zawołał wesoło Hollberg.- Cokolwiek w wojsku robisz, zawsze musisz mieć coś do obrony. Ja na ten przykład, zawsze, ale to zawsze, noszę przy pasku mój... Cholera, dzisiaj zapomniałem. Ale stąd sobie coś wezmę. Ty też coś wybierz i powiem Ci... Że przy Twoich gabarytach najodpowiedniejszy byłby... Rapier. Nawet jesteś z tej rodziny szlacheckiej, co nie? 
Krasnolud wybrał sobie młot, który nawiasem mówiąc, był w opłakanym stanie. Następnie ustawił się w pozycji obronnej i zawołał radośnie:
- Pokaż, na co Cię stać, młody!


Mistrz Gry: Godrick

Na moment zapadła cisza. Zdaje się, że elfy były nieco zażenowane postawą Panienki, która usilnie starała się zwerbować krasnoluda do swojej drużyny. Najlepszą opcją były dla nich chyba ruszyć w drogę, gdy elfka zaśnie, a krasnoluda cichcem wysłać do domu. Teraz jednak Godrick wiedział o ich planach i jakby nie patrzeć, mógł być dla nich zagrożeniem. Po wysłuchaniu jego słów, zapadła krótka ciszą, którą przerwał El'Kadoo, odsuwając się od drzwi z grobową miną.
- Chyba nie będziesz miał czasu na powiedzenie komukolwiek o wyjeździe -rzucił szybko, kierując się do jednego ze stolików.
Elf schylił się i jednym szarpnięciem wyciągnął spod blatu dość masywną skrzynię, niemal wyrywając przy tym nogę stolika. Otworzył ją kopnięciem i ustawił się przy drzwiach gospody, z kuszą gotową do strzału.
- Niziołki niech zamkną się w piwnicy, reszta bierze broń. Tutaj nie mamy już karocy za karczmą, więc musimy obronić Pannę Victorickę do przybycia strażników. 
Dziewczynka zagryzła usta, a mroczny elf wraz z kapłanem rzucili się do skrzyni. Wewnątrz było nieco broni, o ile można było nazwać to bronią. Decimie wybrał dla siebie krótki miecz, który mógłby śmiało zostać nazwany naprawdę długim sztyletem. Segrus natomiast zadowolił się dwoma sztyletami, choć jasne było, że ma pod ręką też jakieś sztuczki magiczne. Victoricka stanęła z tyłu pomieszczenia, mając za sobą ścianę wypełnioną regałami z butelkami. A krasnolud? W skrzyni został jeszcze toporek, miecz oraz kastet. 
Nagle drzwi do karczmy otwarły się z hukiem i do pomieszczenia wkroczyło około siedmiu elfów uzbrojonych w miecze i łuki. Wszyscy mięli na sobie czarne peleryny przeszywane złotymi nićmi. Pierwszy, który przestąpił próg, został powalony przez ogromny, stalowy bełt wystrzelony przez El'Kadoo. Decimie i Segrus z krzykiem rzucili się do przodu. Każdy coś wołał. Tylko Victoricka stała spokojna, ogarniając swoimi błękitnymi oczami całą tę scenerię. I tylko krasnolud dostrzegł przez ułamek sekundy jej postawę. Nie była zwykłą dziewczynką, zmuszoną do oglądania takich scen. Zdawała się wyglądać inaczej... Groźnie.
Ale to było tylko wrażenie. Ulotna chwila, która minęła. A walka się rozpoczęła. I przeciwnik był dwa kroki od Godricka. Zamachując się na niego mieczem.
»Zamieszczono 21-01-2019 21:170
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50394
Postać: Godrick

Godrick był zdziwiony takim obrotem sprawy. Teraz zaczął żałować, że się w to w plątał. Może trzeba odmówić? Godrick był ciekawy świata, ale nie miał duszy wojownika. Starał się jednak poradzić z wrogami jak najlepiej. Nie wziął niczego ze skrzyni, w końcu miał własny miecz. Gdy tamten człowiek na niego napierał starał się uniknąć jego ataku przesuwając się w lewo, a następnie zaatakował go od flanki. Nie wiedział dlaczego, ale to w co się wplątał zaczynało się robić nie ciekawe i podejrzane. Swoje przeciwnika próbował osłabić, a nie zabić, by wypytać go o szczegóły. W końcu każdy z połamanymi kośćmi i poważnymi ranami coś wydusi, zwłaszcza jeśli komuś takiemu na rany posypie się sól.. taki ból byłby nie wyobrażalny. Aż Godricka zabolało, gdy o tym pomyślał. Miał też nadzieje, że jego towarzysze pozwolą mu go przesłuchać, a nie dobiją go. Może im byłoby to na rękę, ale nie wciąż niedoinformowanemu Godrickowi. Godrick nie szturmował na przeciwników i atakował ich tylko w sytuacji, gdy mu zagrażali lub jeden z przyjaznych elfów czy niziołków został poważnie zraniony.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 21:250
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50395
Mistrz Gry: Godrick

Sytuacja była bardzo nieprzyjemna. Wyglądało jednak na to, że obie strony konfliktu były od siebie diametralnie różne. Po jednej stronie El'Kadoo w lśniącej, płytowej zbroi, z rozwianym, złotym włosem. Po drugiej zaś kilku zbirów w płaszczach i kapturach. Pojedynek sprawiedliwych i tych, którzy nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością.
Jak się jednak okazało, krasnolud nie był tak doświadczonym wojownikiem, by dać sobie radę z przedstawicielami tej całej "Nadrasy".* Jedno cięcie w bok, później w ramię... Gdyby nie kolczuga po ojcu, zapewne Godrick właśnie by dogorywał. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Decimie sam był w jeszcze większych tarapatach, uciekając na czworaka od swojego przeciwnika. Figgre został otoczony, ale jakoś dawał sobie radę, wirując jak tancerz. Natomiast Filch uderzał w przeciwników wodnymi pociskami, co na ogół nic nie dawało.
Napastnik rzucił się na krasnoluda i już miał zadać decydujące cięcie, gdy nagle... Błyskawica przecięła powietrze i odrzuciła martwe ciało złoczyńcy kilka metrów dalej. Podobnie stało się z elfem atakującym Decimie. I z kolejnym. Różdżka Victoricki działała szybko i sprawnie, a dziewczyna z wyrazem spokoju i opanowania na twarzy, eliminowała zagrożenie. Wkrótce przy życiu zostało tylko dwoje napastników, którzy wybiegli z karczmy, zapamiętując najpierw twarze wszystkich obecnych- w tym Godricka.
Po wszystkim zapanowała wszechogarniająca cisza. Dobry słuchacz mógłby skupić swoją uwagę na odgłosach kroków pod deskami- to niziołki przechadzały się po piwnicy, niepewne swojego losu. Kapłan zdecydowanie był dobrym słuchaczem, ponieważ pierwszy zadeklarował, że pójdzie sprawdzić, co z nimi. El'Kadoo dyszał ciężko jeszcze przez chwilę, po czym splunął i mrucząc coś pod nosem, poszedł sprawdzić karocę.
W pomieszczeniu została tylko Victoricka z dymiącą lekko różdżką, Decimie, który starał się włożyć swoją nową broń za pasek i Godrick.
- Znów nas uratowałaś, Victoricka -powiedział przyjaźnie mroczny elf, po czym poprawił się szybko, patrząc na krasnoluda.- Znaczy... Dziękuję za ocalenie życia, Panno Victoricko.
Dziewczynka kiwnęła do młodzieńca głową, a oczy obojga skierowały się teraz na krasnoluda, jakby oczekiwali jego przemowy. Bądź tego, jak rzuci swój miecz o podłogę i wybiegnie z karczmy, klnąc przy tym jak dziki. Nikt nie patrzył w martwe, wykrzywione ze zgrozy twarze elfów. Nikt nie przyjrzał się ich ubraniom, nie sprawdził ich ciał. Wszyscy mięli już dość. Chcieli odjechać. Jak najdalej od wszystkiego.


Mistrz Gry: Wernyhora z Jęczydołów

Holidroop było maleńką wsią na południe od Aleksandrii, starej stolicy państwa o tej samej nazwie. Bardzo starej stolicy, gdyż teraz wioski położone najbliżej niej były zabitymi dechami wsiami, gdzie psy zawsze ujczą w swoich budach, a dziecka chodzą głodne. Widok tej wioski o świcie miał jednak w sobie coś przyjemnego. Zapach obornika, widok ludzi zaczynających codzienną pracę. Był dziś piąty dzień tygodnia i jak zwykle w takich wsiach, odprawiana była właśnie poranna msza na cześć Varosa, Boga Sprawiedliwego, Twórcy Słońca, Przywódcy Bogów... I tak dalej...
Jakieś siedemdziesiąt metrów dalej widniała tablica ogłoszeń, a na niej duże rozporządzenie sołtysa: "Nagrodyja za Wężowideła Trucheło!".
Tuż za tablicą stał jakiś stary chłop, polerujący mokrą ścierką drewniany kufel. Zapewne gospodarz, który zaraz otworzy swój przybytek, od biedy nazywany karczmą. Miejsce wiejskich wesel i wieczornych popijaw chłopów. W takich wsiach nie było jednak pijaków. Na południu przez osiem miesięcy panowała zima. A zima zabija pijanych i słabych.
Dom sołtysa był kawałek dalej. Pierwsza rozmowa z nim była krótka, ale widać było, że już wtedy zrobił na nim wrażenie. Jedyną bronią, jaką można było tu znaleźć, były kosy postawione na sztorc. Tutaj Wernyhora równał się Varosowi. Był jak bohater z mitów. Jeszcze go tutaj nie znali. Nie dowiedzieli się, że prawda była inna. Był diabłem, nie aniołem.
Głowa Wężowidła była ciężka, jednak dla masywnych ramion krossa nie był to problem. Zwrócił już na siebie uwagę kilku dziecek, które matka szybko pognała do kościoła. Mężczyźni nie patrzyli w jego stronę, unikając kontaktu. Zabójca potworów wiedział jednak, że ludzie z południa mają swój honor. Gdyby chciał zbałamucić żonę któregoś z tych mężczyzn, miałby do czynienia przynajmniej z połową wsi. Co innego córkę. Niezaręczone, młode panny lubiły zabawę.


Mistrz Gry: Tesaun Czaromocny

Droga z Ash-Un do Aleksandrii prowadziła przez gościniec. Prosty. Ciągle na południe. Nie ma szans się zgubić. Posterunki co trzydzieści kilometrów. Straże. Zawsze można spytać kogokolwiek o drogę. A jednak nie. Tesaun jednak tego dokonał. Jednak się zgubił. Pogoda była wręcz odwrotnie proporcjonalna do obecnej sytuacji czarodzieja. Słońce świeciło przyjaźnie, a wokół elfa ciągle latały motyle. Byłby to cudowny dzień, gdyby nie rozległy las, w który jakimś cudem wlazł i teraz nie mógł wyjść.
Nasz elf był jednak dzielny i pierwsze objawy paniki pojawiły się dopiero po dwóch nocach spędzonych w krzakach. Bez jakiejkolwiek ścieżki, śladów, widoku dymu z ogniska. Zero. 
Tesaun znajdował się właśnie na jednej z setek polan, jakie mógł tutaj znaleźć. Głodny, spragniony, zmęczony. I nagle! Ni z tego, ni z owego, przed nosem przebiegł mu biały królik, pędzący jak wiatr. Widocznie czegoś bardzo się przestraszył. Zwierzyna? Potwór? Drapieżnik? Nie. Powodem ucieczki zwierzątka była mała dziewczynka, na oko dwunastoletnia. Z długimi, dobrze uczesanymi, blond włosami. Aleksandryjka o bladej cerze. Była ubrana w niebieską sukieneczkę, białe rajstopy i czarne trzewiki. Na plecach jej sukienka była związana dużą, białą kokardką.
- Wracaj tu, Ty durny pożeraczu ciasteczek! Księżna znów każe mi uciąć głowę, jeśli Cię do niej nie przyprowadzę! -wołała za królikiem, nawet nie zwracając uwagi na elfa.
Zniknęła za królikiem, niemal tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawiła. Doprawdy, cóż za niespodziewane spotkanie. A jakie zabawne! Ale zaraz... Czy przypadkiem nie wypadałoby jej gonić?

---

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Walka mieczem ; Określona: Broń Jednoręczna (pe, zr) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 10% ; Wynik: 32
Rezultat: NEGATYWNY

---

Godrick otrzymuje tytuł: Śmiertelny Wróg Nadrasy
»Zamieszczono 21-01-2019 21:350
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50396
Postać: Tesaun Czaromocny

Z początku nie za bardzo przejmował, że nie widzi traktu gościńca. Stosował się do starej, logicznej tezy, jeśli się poruszasz, musisz w końcu na coś trafić. Jednak po dwóch dniach bezowocnego marszu zaczynał w to powątpiewać. Co jeśli to jeden z tym lasów które zawiją się niczym zwinięta mapa? Miał przynajmniej nadzieje, że nadal kieruje się na południe. 
Wreszcie teza się odezwała wypluwając z krzaków dwójkę emisariuszy. Dziewczyna z gryzoniem przebiegli tak szybko, że tułacz nie zdążył nic zrobić. Patrzył tylko kilka chwil na miejsce gdzie zniknęli by kontynuować swój szaleńczy pościg. Czy powinien ich gonić? Nie, to by było głupie nawet jak dla niego. Biały królik i złotowłosa dziewczyna mają swoją historie, a on nie powinien i nie chce się w nią mieszać. Z drugie strony, pojawienie się tutaj ludzkiego dziecka mogło oznaczać, że jest już niedaleko Aleksandrii. Z nową odkrytą wiedzą, pełny nowego zapału, postanowił pójść w kierunku z którego pojawili się niespodziewani goście. Musieli przecież skądś przybyć.


Gracz: Diego
»Zamieszczono 21-01-2019 21:390
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50397
Postać: Godrick

Godrick pomimo roztrzęsienia spowodowanego walką z elfami postarał się zachować zimną krew. Wiedział, że nie może teraz zwyczajnie wrócić do lombardu, ale wiedział też, że w końcu tam wróci zatem skoro wcześniej wolał jakimś dziwnym trafem zaczarowany chyba potęgą zupy niziołków stwierdzić gdzie mieszka on lub wdowa po marynarzu spróbował to zrobić teraz i powtórzył, że musi kogoś wysłać. Jego lombard nie może tak po prostu zostać bez niczyjej opieki.

/Przepraszam, za tak krótki odpis, ale po prostu cała ta akcja z atakiem elfów spowodowała, że nie otrzymałem odpowiedzi na moje poprzednie pytania.


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 21-01-2019 22:410
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50398
Postać: Wernyhora z Jęczydołów 

Przez całą swą wędrówkę nie spotkał tak ubogiej wsi jak Holidroop. Scroma Derimma to najniebezpieczniejsze miejsce na swobodne i dostatnie życie, jednak w Jęczydołach nigdy niczego nie brakowało. Patrząc się na osadników, wiedział, że mają ciężko, zapewne każde najazdy bandytów, lub garnizonów wojska po prostu brały co chciały, zaś u krossów, każdy był wyszkolony i mało kto odważył się najechać ich wioskę. Wernyhora skierował się do tablicy ogłoszeń, szedł powolnym choć pewnym krokiem. Jego masa wraz z głownią wężowidła powodowały, iż małe kamyczki na drodze podskakiwały a w kałużach pojawiały się małe zafalowania, niedopięte zawleczki na butach, które wydawały z siebie agresywny dźwięk, potęgowały skupienie wzroku właśnie na takowym najemniku. 
-Ta para cielaków była pewnie kupiona za ostatnie pieniądze wsi, jeżeli nie dostanę zapłaty, sam sobie ją wezmę- powiedział głębokim głosem, patrząc się na karczmarza. Zerwał rozporządzenie sołtysa z tablicy i zauważył karczmę.
-Kiedy otwieracie. Muszę kupić solone mięsiwo, chyba masz takowe za szynkwasem- powiedział, poprawiając zawinięty jęzor bestii który robił jako uchwyt.
-Potrzebuję kupić hak, taki jaki miał Dentio, szkoda że jego miednica wraz z hakiem wpadła wtedy do tej głębi jaskini, mogłem mu od razu odciąć głowę- uśmiechnął się, lecz szybko jego twarz powróciła do dawnego martwego wyglądu.
Skierował się do domostwa sołtysa, wiedział gdzie się znajduje. Po otwarciu drzwi, stanął, wyciszył zmysły i zaczął nasłuchiwać, następnie rozglądał się uważnie w drodze do biurka zleceniodawcy. Zachował ostrożność, ponieważ jest wiele przypadków, że chłopi zabijają swojego wybawiciela, aby mu nie płacić za robotę a w tak biednej wsi jest to możliwe. 
-Zabiłem bestie, to wężowidło, przyniosłem jego głownie jako dowód, był dużym okazem, należy się dwadzieścia procent więcej- na koniec wypowiedzi, zrzucił łeb na stół sołtysa, po czym pochwycił górny kieł bestii i wyrwał mu go, kieł schował do torby, zaś jad który zaczął już cieknąć z dziury po kle, wlał do pustej fiolki, pochwycił pierwszą lepszą kartkę z stołu i zatkał nim dziurę aby jad nie ubrudził domu.


Gracz: Degron
»Zamieszczono 21-01-2019 22:540
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50399
Postać: Jericho Gifun

Jericho grzebał patykiem w ognisku, patrząc na starających się zasnąć towarzyszy. Pierwszy usnął Emillio. Te wszystkie przykre wypadki musiały go zmęczyć. Potem przyszła kolej na kapłana. Taak na kapłana. Hermeton był nieco dziwny po powrocie Morgena. Może jednak był jakiś powód wyboru tej trasy? Paladyn postanowił się tym nie męczyć i tak nic teraz nie wymyśli. Podczas tych rozmyślań spojrzał na cichą i ciemną ścianę lasu. Nic nie wskazywało na to by ktokolwiek miał przyjść do obozowiska paladynów. Gifun nie martwił się tym, jeśli się mylił to lepiej dla nich, a jeśli jednak miał racje jutrzejszy dzień będzie ostatnim dla leśnej wiedźmy. Paladyn odwrócił wzrok by spojrzeć na ostatniego paladyna, który właśnie oddał się w ramiona wilgotnego snu. Nic dziwnego że zasnął ostatni - pomyślał przyjaciel Morgena. 
Zajmujące grzebanie w ognisku zostało przerwane przez pojawienie się światła między drzewami. Znowu wiedźma? pomyślał, lecz światło szybko zamieniło się w w większe, aż przed oczami paladyna zamajaczyła łuna pożaru. Na chwilę Gifun chciał wstać i krzykiem obudzić towarzyszy, ale szybko zdał sobie sprawę że nie jest to zwyczajny pożar. Nie było uciekającej zwierzyny, ani dymu. to coś innego.
-Cholerni magowie- odruchowo splunął, podejrzewając magie jako sprawczynie zamieszania.
Podszedł do drzemiących towarzyszy i obudził wszystkich prócz Morgena. Opisał sytuacje, wskazując na światło, zbudzonym towarzyszom.
-Ty hermetonie zostań z Morgenem, Ja i Emillio pójdziemy to sprawdzić- powiedział po czym zwrócił się do najmłodszego paladyna - idź na tyle daleko ode mnie by móc mnie widzieć i jednocześnie w razie zagrożenia móc się wycofać i zawołać resztę.- to powiedziawszy Jericho ruszył pierwszy w stronę ściany lasu.


Gracz: Jericho
»Zamieszczono 21-01-2019 22:560
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50400
Postać: Christopher

Niezbyt spodobał mu się zły nałóg krasnoluda. Od dymu od razu się rozkaszlał, ledwie łapiąc oddech. Nie przywykł i nie przepadał za tego typu rzeczami. Dlatego nikt w jego otoczeniu nie mógł tego robić. W sumie mógł, ale Chris mu na to nie pozwalał lub jego ojciec, który sam palił czasem. Zostawił swoje (nowe) rzeczy oprócz pancerza, który miał na sobie w namiocie i ruszył za krasnoludem. Pochwycił spojrzenia innych żołnierzy i nieco go one zaniepokoiły. Liczył, że znajdzie utaj jakichś rówieśników. Dobrze by było.
Doszli do polany i zauważył tam tylko kufer. Jak on miał ćwiczyć w tak nędznych warunkach? Czemu wszystko musiało tu być takie ubogie i prymitywne. Spojrzał na zawartość skrzyni, nie wierząc, że znajdzie tam cokolwiek w stanie co najmniej znośnym. Zachichotał na wzmiankę o tym, że zawsze coś trzeba przy sobie mieć, ale krasnolud nie miał i "przypadkiem" zapomniał. 
-Wielkoksiążęcej rodziny
Poprawił krasnoluda, co pewnie najmądrzejsze nie było. Za jego sugestią wybrał rapier. Jakiś, który nie złamie się przy pierwszym ciosie. Wiadome było, że on z instruktorem szans nie ma i chce go  tylko sprawdzić. Przyjął więc odpowiednią pozycję i ciął z góry, od prawej po skosie. Drugim szybkim ciosem było pchnięcie i odskok. Walka rapierem polegała na szybkich ciosach i unikach, więc teoretycznie to powinno się sprawdzić.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 21-01-2019 22:570
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50401
Mistrz Gry: Tesaun Czaromocny

Dziewczynka przebiegła wraz ze swoim królikiem, oddalając się w nienaturalnie szybkim tempie. Czy miała swoją historię? Kim była? Trudno powiedzieć. Trójlas skrywał wiele tajemnic.
Ślady dziecka były płytkie i często urywały się w krzakach. Czarodziejowi nie udało się znaleźć drogi, skąd przybywała.* Zamiast tego znalazł coś o wiele bardziej pocieszającego- ścieżkę. Wydawała się ona często używana i prowadziła na południe. Czas leciał, a w brzuchu Tesauna burczało coraz głośniej. Pragnienie i upał także dawały się we znaki. Po kilku godzinach marszu, pod wieczór, wreszcie udało się spotkać elfowi kogoś, z kim mógł zamienić słowo.
Niedaleko ścieżki rozbijał swój obóz gnom, na oko pięćdziesięcioletni. Przy rozpalanym właśnie ognisku leżał gruby plecak ze zwiniętym obok śpiworem oraz doczepionym toporkiem. Sam jegomość nie wyglądał na specjalnie groźnego. Przy nodze wisiała mu krasnoludzka strzelba dobrej jakości.
Podróżnik podniósł się z ziemi, sapiąc przy tym ciężko i powitał elfa, chyląc przed nim czapkę:
- Witajcie, panie elfie -rzucił przyjaźnie.- Dokąd to bogi prowadzą?


Mistrz Gry: Godrick

Po usłyszeniu zawodzenia krasnoluda, Decimie przeczesał dłonią włosy i podszedł w jego kierunku, opanowując oddech po walce. Na jego ubraniu wciąż były świeże ślady krwi.
- Ja mogę skoczyć do Twojego lombardu i zawiadomić, że nie będzie Cię przez najbliższy czas -powiedział spokojnie, słuchając następnie instrukcji krasnoluda co do tego, gdzie znajduje się jego przybytek i kogo ma poinformować.
Mroczny elf wyszedł z karczmy w szybkim tempie. Lombard znajdował się na tyle daleko, że przewidywany czas jego powrotu można było określić na równi ze wschodem słońca. Panna Victoricka wyciągnęła z kieszeni jedwabną chusteczkę, do której zaczęła wycierać swoją różdżkę. Niziołki zaś wreszcie wyszły z piwnicy w towarzystwie Segrusa Filcha.
- Ależ to było ekscytujące! -zawołał karczmarz piskliwym głosem.- Doprawy, proszę waszmości, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem! Ale co teraz, co teraz?
Kapłan już otwierał usta do odpowiedzi, jednak przerwał mu Figgre, który wkroczył do pomieszczenia razem z ósemką, może dziewiątką strażników miejskich:
- Teraz Ci panowie przeprowadzą dochodzenie. A później ruszymy dalej.
Następne wydarzenia toczyły się już wolniej. Strażnicy, na czele z grubym sierżantem o imieniu Argus Polltropen, zbierali zwłoki, spisywali raporty, słuchali zeznań i odganiali grupki ludzi, którzy zebrali się pod karczmą. Gdy już ustalono przyczynę zajścia i tożsamość Panny Victoricki, strażnicy przestali naciskać tak mocno na przepytywanych. Niziołki zaczęły roznosić wszystkim alkohol na pobudzenie, a każdy z kimś rozmawiał. Do krasnoluda przysiadła się niebawem kruczoczarna kobieta o dość ostrym wyrazie twarzy. Miała przy pasie niewielką lutnię, co wskazywało na jej przynależność do miastowych bardów. Zbierała informacje, by potem opowiadać wszystko w karczmach za gruby grosz.*
- No więc, Panie Godrick -mówiła uwodzicielsko, dotykając dłoni krasnoluda.- Skoro wszystko powiedział pan już strażnikom, może i ja dowiem się od pana całej tej historii, dobrze...? 


Mistrz Gry: Wernyhora z Jęczydołów

Karczmarz patrzył na krossa wzrokiem pełnym lęku. Pewnie żałował teraz, że w ogóle wychylił nosa zza drzwi. I trudno mu się dziwić. Brudny od krwi, mający na sobie tyle broni, kross, był czymś zupełnie innym niż wypici wieśniacy. Niemniej jednak, mężczyzna odpowiedział, łamiącym się głosem:
- Ta-ak Panie... Świiii-nie to by... był wydatek. Ale sołtys... Sołtys ma piniondze odłożone. Myśmy już od zeszłej zimy zbierali, coby wynająć zabójcę potworów, Panie. Groooosza... Nie braknie -gdy zaś usłyszał drugą wypowiedź krossa, przemówił szybko.- Właściwie, to już otwarte. Mięsa przygotuję, coby Pan nie czekał na nie, gdy od sołtysa wróci.
W domu sołtysa panował większy porządek, niż w innych domach w Holidroop. Widać było, że mieszkający tu ludzie nie zajmują się uprawianiem pola, ani zwierzyną. Wisiało tu trochę obrazów, przedstawiały głównie młyn nad miastem w czasie lata. Prócz tego było też sporo wianuszków, które teraz były już ususzone, jednak zbliżając do nich nos, dalej można było poczuć woń polnych kwiatów.
Sołtys nazywał się Gubber. Po prostu, bez nazwiska. Jego twarz zdobiły tłuste, ładnie uczesane, miodowe włosy i sumiasty wąs tego samego koloru. Nosił na sobie grubą, krochmaloną koszulę i czarne spodnie. U boku miał ciupagę. Siedział teraz za swoim grubym, starym biurkiem z ciemnego orzecha i przyglądał się z niedowierzaniem głowie bestii. Miał bladą twarz.
Wtem, dało się słyszeć kroki dobiegające z kuchni, a następnie do izby wkroczyła sołtysowa, poczciwa, grubsza kobieta o miedzianych włosach i pucołowatych policzkach. W rękach niosła tacę ze śniadaniem i kuflem piwa dla męża.
- Na Varosa Najświętszego! -krzyknęła, gdy zobaczyła truchło potwora i upuściła na podłogę tacę z jedzeniem. Piwo wylało się na podłogę, co widocznie obudziło Gubbera z lekkiego letargu.
- Spokojnie, Halineczka! -zakrzyknął weselej i wstał.- Dajże Panu Wernyhorze mięsiwa! I piwa zimnego, z piwniczki. Bestyje nam ubił i cała wieś winna świętować, bo nieświętowane szczyńście to zła wróżba, mości Wernyhoro.
Jeśli zaś chodzi o pozyskiwanie jadu, uderzenie o podłogę tacy z jedzeniem skutecznie wyrwało krossa ze stanu skupienia. Trochę kropel wylało się na blat biurka, zostawiając w nim żółtozielone odbarwienie, jednak fiolka dalej była pusta.*
Gdy zaś sołtys usłyszał wzmiankę o wyższej cenie, twardo odmówił.** Trudno mu się dziwić- cena i tak była spora, jak na tak biedną wieś. Sakiewka z dwusetką koron musiała wystarczyć. Gdy wszystkie formalności zostały już załatwione, piwo i strawa zniknęły z talerzy i kufli, kross mógł spokojnie wyjść z domostwa i skierować się ku karczmie. Nim jednak tak się stało, zatrzymała go jeszcze Halineczka:
- Nim pójdziecie, panie krossie -mówiła dobrodusznie, choć wyraz twarzy sołtysa można było odczytać jako: "to babsko znów zaczyna swoje".- Na górze w izbie nasz syn siedzi. Ubzdurało się chłopakowi, że do Armii Aleksandryjskiej pójdzie, za ojczyznę walczyć. Może jakbyście mu opowiedzieli co nieco o wojaczce, wiecie... Żeby zmądrzał i w domu siedział...
Tak więc nasz bohater stanął przed dylematem: iść już do karczmy czy może pójść na górę i postraszyć dzieciaka. Mało kto ośmielał się prosić go o podobne przysługi.


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Paladyni byli wystraszeni. O ile przedtem sytuacja była nieco przerażająca, teraz zaczęła wymykać się spod kontroli. Niemniej jednak, wszyscy zgodzili się z planem swojego dowódcy bez szemrania. Oczywiście najbardziej wystraszony był Hermeton, który miał zostać sam, pośród nocy, pilnując śpiącego przyjaciela.
Emilio starał się skradać razem z Jericho, jednak dwójka paladynów nie była w tym zbyt dobra i dało się słyszeć ich kroki. * Nieco zmieszany na twarzy, młodszy paladyn, ciągle miał swój łuk w pogotowiu. Jeszcze kilka kroków dzieliło mężczyzn od tajemniczego ognia. Jeśli to jakieś magiczne sztuczki, może wiarołomstwo zadziała? Zawsze można było tego spróbować, w razie ostateczności.
- Szefie, to jest... -czerwień i zmieszanie na twarzy Emilia widać było nawet w takich ciemnościach.- Czy to jest burdel!?
Przed Jerichem nie było jednak żadnego przybytku rozkoszy, a pożar. Płonący budynek, wielki, niewyobrażalnie wielki. Świątynia? Z czarnego kamienia, którą paladyn widział tylko na obrazach. Czarna Świątynia Ajhady. Płonęła. A z jej wnętrza uciekali mroczni elfowie, ubrani w czarne szaty. I ich kobiety, przyodziane w złoto, oddające swoje ciała w najróżniejszy sposób, ku czci bogów seksu i rozkoszy. 
Czy teraz czujesz się zaspokojony? -spytał kobiecy głos w umyśle Jericho.- Czy nie tego właśnie pragniesz? Spalenia tej plugawej rasy... Zniszczenia jej. Do ostatniego mrocznego elfa, ostatnich akolitów mroku.
Z płomieni wyszedł jeden z nich, mroczny elf nagi od pasa w górę, dzierżący w rękach dwa miecze mokre od krwi. Jego całe ciało pokryte było tatuażami i kolczykami, złote łańcuchy opinały go całego. Na całkowicie wygolonej głowie widniała długa, czerwona blizna.
Nienawiść rodzi nienawiść, człowieku. -słowa ponownie pojawiły się w umyśle paladyna, tym razem były wypowiadane także przez mrocznego elfa.- Czy jesteś w stanie ją w sobie pokonać?
Trawa wokół nich zapłonęła. Wytatuowany elf i Jericho stali naprzeciw siebie, w okręgu z ognia. Żaden nie mógł uciec. Przeciwnik rzucił się na naszego bohatera w nieludzkiej wręcz furii.


Mistrz Gry: Christopher

Krasnolud jakby nic sobie nie robił z nastawienia chłopaka. Mało tego, gdy ten poprawił go językowo, Henry roześmiał się w głos i poklepał go po plecach:
- Widzisz, młody? -zagadnął wesoło, z jego ust śmierdziało stęchlizną.- Ja nauczę czegoś Ciebie, Ty nauczysz czegoś mnie!
Jakby na dopełnienie zniewag, na polankę przyszło sporo żołnierzy, nawet kilku dowódców. Niektórzy udawali jeszcze, że ćwiczą, ale prawda była inna. Każdy chciał zobaczyć, co potrafi nowy (jedyny z resztą) uczeń krasnoluda. A potrafił... Sporo.
Walka rozpoczęła się na dobre, a ciosy Christophera były celne i szybkie.* Biegał jak burza wokół krasnoluda, który był zmuszany do ciągłych bloków. A gdy w końcu zaatakował- chłopak odskoczył elegancko, unikając ciosu.** Zabawa trwała w najlepsze do czasu, aż sfatygowany młot w końcu przełamał się na pół. Hollberg usiadł ciężko na trawie, dysząc głęboko i łapiąc się za serce.
- Cholera jasna... Zdaje się... Niech no złapię oddech... Zdaje się... Że wygrałeś, młody. -wysapał.
A wokół rozległy się wiwaty. Dowódcy rozmawiali ze sobą spokojnie, oceniając starcie. Do chłopaka zaś podbiegło dwóch starszych żołnierzy, zaprawionych w boju.
- To była cudowne! -krzyknął jeden, a w jego oddechu czuć było procenty.- Tak poniżyć starego Henrego! Na początku myśleliśmy, że będzie z Ciebie ciapa, jak z niego, ale zdaje się, że mamy nowego speca ze Szkoły Specjalnej!
Zapadała już noc, a w obozie było wesoło. Zdawało się, że Chris wreszcie zyskał sobie trochę szacunku wśród żołnierzy. I tylko naprawdę dobry obserwator mógł zauważyć krasnoluda, siedzącego samotnie na trawie i w spokoju palącego tytoń. Uśmiechającego się do siebie.

---

* Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Chodzenie po śladach ; Określona: Tropienie (pe) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 35% ; Wynik: 51
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Określenie tożsamości kobiety ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 62
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Pozyskiwanie jadu ; Określona: Trucicielstwo (in) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 70% ; Wynik: 85
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Negocjowanie ceny ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 5% ; Wynik: 63
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Skradanie się do źródła światła ; Określona: Skradanie (pe, zr) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 45% ; Wynik: 49
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Atak rapierem ; Określona: Broń Jednoręczna (pe, zr) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 95% ; Wynik: 91
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Unikanie młota ; Określona: Uniki (szy) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 65% ; Wynik: 34
Rezultat: POZYTYWNY

---

Christopher otrzymuje tytuł: Gwiazda obozu

---

//Sesjator: Zdarza się, że Mistrz Gry zapomina odpowiedzieć graczowi na jakieś pytanie, skomentować jakiś zabieg, gdy w jego mniemaniu jest to nieistotne. To jednak nie jest powód, by walnąć taki odpis. Miałeś trochę możliwości, by się rozpisać, a przy tym mocniej zaakcentować, że potrzebujesz kogoś wysłać do lombardu. W przyszłości nie będę po prostu przyjmował tak krótkich odpisów.
»Zamieszczono 21-01-2019 23:240
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50402
Postać: Tesaun Czaromocny

Miał szczęście, znalazł trakt, a jak powszechne wiadomo każda ścieżka prowadzi dokądś, tyle że, jak często nauczają stare zapomniane drogi, ,,nigdzie" to też jest miejsce. Zaburczał brzuch. Znowu. Tak, droga, drogą, ale nie nakarmi się nowym odkryciem. Zatrzymał się by ocenić położenie słońca na nieboskłonie. Ognisty gigant powoli chował się za koronami drzew. Miał nadzieje, że gdzieś w torbie znajdzie ostatki solonego mięsa i suchego chleba, pozostałości jego prowiantu, w innym przypadku nie wie co będzie dalej. Najwyraźniej będzie musiał zapolować, czego nigdy nie próbował. Może uda mu się coś wykombinować z magią. Na pierwszy ogień zapewne powinien zapolować na jakąś mniejszą zwierzynę, jak np. żółwie. Na pewno takiego leśnego żółwia łatwo złapać, one są tak powolne, że pewne nawet nie zdążą uciec do swoich nor. 
Teza prostej drogi znowu się odezwała, tym razie w postaci obozowiska z małym człowieczkiem. Tesaun, nie licząc tych paru spotkań jakie mistrz Odacieuxa miał ze swoimi ludzkimi kolegami po fachu, nigdy nie widział na własne oczy żadnego nieelfa. Całą wiedzie o reszcie ras miał czysto teoretyczną, a wiadomo jak to było u niego z teorią. Wiedział na przykład, że krasnoludy są gburowate, małe i mają pokaźne brody. Ten tutaj nie miał pokaźnej brody, więc nie mógł być krasnalem. To kim w takim razie? Po chwili rozważana mag wysnuł dwie teorie. Albo obcy jest ludzkim dzieckiem, bardzo brzydkim ludzkim dzieckiem, pewno dlatego po lesie się włóczy biedaczyna. Albo też miał przed sobą krasnoludzką kobietę, co prawda nieznajomy wygląd miał zdecydowane męski, ale hej, kto tam wie z tymi krasnoludami.  
-A dobry i wam. Nie widziałem żadnych bogów, ale wpadłem na jednego zająca z dziewczynką. - odpowiedział z nie mniejszą życzliwością- Idę własne do Aleksandrii by wypełnić pewną przepowiednie, ale chyba się trochę zgubiłem. Ta ścieżka zaprowadzi mnie do Aleksandrii, prawda? A dokąd to się pa...-kaszlnął- dokąd to się wybieracie? 


Gracz: Diego
»Zamieszczono 21-01-2019 23:540
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50403
Postać: Christopher

Z początku niezbyt mógł się pogodzić, ku uciesze macochy, z losem, który mu przypadł. No ale co miał zrobić? Czy tego chciał, czy nie - do wojska musiał się udać.  Wyruszył z samego rana. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że kazali udać mu się do jakiejś zabitej dechami nory, bo na fort to wcale nie wyglądało. Czy wojsko cierpiało na aż taki brak pieniędzy, by chociaż ten budynek jakoś naprawić? Dotarł na miejsce, a to co najgorsze, było dopiero przed nim. Udał się w wyznaczone miejsce, do jakiegoś biura, czy czymkolwiek miało być to ubogie pomieszczenie.
Wzrok skierował od razu na człowieka, który stał za biurkiem. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że będzie musiał zadawać się z takim plebsem, a co dopiero rozmawiać. Obojętnym tonem, od niechcenia odpowiedział mu:
- Mam swoje zdolności.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 22-01-2019 00:010
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50404
Postać: Jericho Gifun


Paladyni powoli zbliżali się do celu w akompaniamencie plusku błota i chrzęstu zbroi. Byli całkiem słyszalni, ale na szczęście nie mieli się przed kim ukrywać. Z płonącego budynku wybiegali przerażeni ludzie. Ludzie? Nie to nie są ludzie, to....
- to burdel...?- usłyszał za uchem głos Emilio. 
- Nie to nie burdel, to świątynia. Świątynia pełna plugawych elfów- odpowiedział nowicjuszowi Jericho, zaciskając zęby. Cała z czarnego kamienia, tak jak serca wyznawców. Widok uciekających akolitów napawał paladyna gniewem i pogardą do ich mrocznych praktyk. Nieświadomie, zapatrzony w płomienie, powoli zbliżał się do czarnej świątyni. Stupor przerwał kobiecy głos, delikatnie wręcz kusząco pytając się: Czy teraz czujesz się zaspokojony? czy nie tego pragniesz? Spalenia tej plugawej rasy...Zniszczenia jej. Do ostatniego mrocznego elfa, ostatnich akolitów mroku.
Jericho spojrzał na rzeź, na uciekających mężczyzn w ciemnych szatach i przerażone kobiety.
On? Zaspokojony?!- gniew wzrastał w paladynie, lecz nie był kierowany do mrocznych elfów, a tajemniczego głosu.
Jak ma być zaspokojony po widoku jednej zniszczonej świątyni, ułamka rasy, zaledwie części wyznawców. Jak?!
Z płomieni wyszedł elf skąpany we krwi. Z każdym krokiem robionym pomiędzy płomieniami, widać było ruch mięśni i kolczyków na gołym torsie. Z każdym słowem kierowanym do paladyna, blizna elfa poruszała się nieco jak gdyby żyła własnym życiem. Ogień wystrzelił tworząc okrąg i zamykając w nim dwójkę przeciwników.
Słowa półnagiego elfa przypomniały paladynowi nauki w akademii, wywołując tylko większy gniew. Elf rzucił się na paladyna tnąc raz po raz. Nie było czasu na rozmyślania, nie liczyło się to czy Emilio usłucha rozkazu i uda się po wsparcie, nie miało znaczenia czy to wszystko było prawdziwe, w niepamięć poszła wiedźma, teraz liczył się tylko elf tuż przed tarczą paladyna i furia napędzana gniewem do mroku. Blokując ciosy tarczą, po chwili odepchnął przeciwnika i zamachną się mieczem. Tworząc małą przestrzeń pomiędzy walczącymi.
-Nienawiść? Nie.. zabije cię sprawiedliwość Varrosa-to mówiąc ruszył na przeciwnika uderzając tarczą, by potem zadać sztych mieczem przebijając obwieszonego złotem elfa.


Gracz: Jericho
»Zamieszczono 22-01-2019 00:130
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50405
Postać: Christopher

Zwycięstwo go nieco zaskoczyło. Rzadko zdarzało mu się wygrać z instruktorem, bowiem oni byli jednymi z lepszych wojowników. Dla niego niemal pewne było, że krasnolud dał mu po prostu wygrać. I niezależnie od sytuacji, to pewnie krasnal osiągnął swój cel, cokolwiek by nim nie było. Liczył się z tym, że jutro będzie o wiele gorzej, więc walka go nie ucieszyła zbytnio. Schował rapier do pochwy i podał dłoń krasnoludowi, by pomóc mu wstać.
Nie obchodziły go komentarze starszy, pijanych żołnierzy. Poniżyć? Nie po to się walczy, zwłaszcza, jeśli tylko trenował. Nie tak go uczyli na zamku i nie miał zamiaru walczyć, by poniżyć jakiegoś instruktora. Nawet, jeśli go niezbyt lubi. Bardziej zwrócił uwagę na dowódców, bowiem to oni mogli mieć ciekawsze opinie lub informacje. Starał się podsłuchać w miarę dyskretnie jedną czy kilka dyskusji, udając, że robi coś innego. Gdy zapadł zmrok, udał się na kolację, apel, czy cokolwiek, co teraz powinno być.


Gracz: Balwur
»Zamieszczono 22-01-2019 00:150
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50406
Postać: Godrick

Godrick ucieszył się nieznacznie z faktu, że ktoś wreszcie zainteresował się jego lombardem. O ile podróż wydawała się teraz czymś pewnym (po ataku elfów jedyną możliwością by nie stracić, a może i zyskać było zaryzykowanie i udanie się w podróż z przyjaznymi elfami), o tyle nie miał zamiaru zostawić swojego lombardu bez opieki na żer jakimś sępom. Gdy przyszła straż pomyślał na początku "No nareszcie". Miał nadzieję, że służby porządkowe zajmą się tymi elfami i chociaż nie bardzo spodziewał się, by udało się im je złapać, to miał nadzieję, że przynajmniej utrudnią im jakoś życie i tym samym ułatwią Godrickowi, Victorick'e i reszcie elfów podróż i swobodne przemieszczanie się po ulicach miast. W pewnym stopniu mogło to także ułatwić sprzedanie posiadanych przez elfy przedmiotów z tym że nie wiadomo było komu Godrick ma je sprzedać. Godrick usiadł, gdyż chciał nieco wypocząć po walce. Wtem przysiadła się do niego jakaś muzykantka. Bard? Prawdopodobnie. Cóż kobieta widocznie chciała zmanipulować Godrickowi, co mu się po prostu nie spodobało. Nie znał tej kobiety, a nie sądził że to miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście Godrick był pewnie równie chutliwy jak inni, ale w odróżnieniu od tych "innych" wiedział, jaki ta kobieta ma cel. Znał się na handlu i umiał nakłonić klienta do tego by zapłacił sporo za przedmioty, których czasem nawet nie potrzebował. Godrick więc uśmiechnął się i powiedział:
-A co? Jest szanowna pani wystarczająco zapłacić? Nie ma nic za darmo, informacje to towar luksusowy, a wszystko drożeje...


Gracz: Sesjator
»Zamieszczono 22-01-2019 00:230
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50407
Postać: Wernyhora z Jęczydołów

Nie zdziwiło go to, że Gubber wraz z małżonką przestraszyli się łba  wężowidła, to prawda, wyglądał strasznie, ale przecież już nie żył.
-Nigdy nie zrozumiem, jak ludzie pojmują świat-  pomyślał w czasie zasiadania do małej uczty przyrządzonej przez żonę  sołtysa. Zdziwił się kiedy sołtys stanowczo odmówił, po tym jak  przestraszył się trofeum, rozmyślał czy zacząć go szantażować, czy od  razu pojmać lubą i wydusić parę dodatkowych funduszy.
Nigdy nie  odpuszczał, lecz ocenił sytuację wsi i stwierdził, że nie będzie siłą  wyciągał dodatkowych opłat, ze względu na to, iż wieś owlecze zaraza  wszelaka, głód i nędza a co za tym idzie kolejne marne zlecenia, na  różnego rodzaju trupojady, a w tym gardzie wodne, które są z nich  wszystkich najgorsze. Po spożyciu małej uczty, Wernyhora zapowiedział.
-Już na mnie czas, mam jeszcze parę spraw do załatwienia we wsi-  powiedział wstając z krzesła, otwierając drzwi został napastowany przez  Halineczke, której odpowiedział stanowczym, lecz najbardziej jak  umiał przyjaznym tonem.
-Nie pomogę, nie moja wola co pocznie wasz  syn, lecz wiedzieć musicie, iż wojna po niego przyjdzie, a wtedy będzie  za późno, niech idzie teraz kiedy ma zapał do walki, im wcześniej pójdzie, tym więcej zdąży się nauczyć, takie jest moje zdanie-  powiedział, po czym zerknął przez bok na sołtysa, lekko opuszczając  głowę na pożegnanie. Skierował się do karczmy, po wejściu do środka,  stanął przy wejściu, rozglądnął się po wszystkich, aby ocenić, czy nie  ma tu znanych mu osób czy wrogów, po czym usiadł przy ladzie jak  najbliżej karczmarza i powiedział.
-Przyszedłem po zamówienie-  po krótkim namyśle dodał- przynieśże mi jeszcze, żytniej, ale wiesz,  takiej zimniej prosto z piwniczki- powiedział, po czym podszedł do  najmniej ludnej części karczmy aby zasiąść i poczekać na zamówienie.


Gracz: Degron
»Zamieszczono 22-01-2019 00:280
Zgłoś!
Postać
Status Status
SŻ: 0
PD: 0
PostID #50416
Mistrz Gry: Tesaun Czaromocny

Idąc ścieżką, Tesaun zjadł ostatnie resztki prowiantu, jakie przy sobie miał. Wypił też ostatnie łyki wody, choć tutaj dysponował też magią, która mogłaby mu zapewnić niemalże niewyczerpalne zasoby wodne. Jednakże, czy elf o tym wiedział? Trudno określić. Na szczęście bądź nieszczęście, ktoś wreszcie znalazł się na drodze naszego bohatera.
Dziwna istota rzeczywiście mogła być ludzkim dzieckiem bądź krasnoludzką kobietą. Gnomy były jakimiś tam istotami, które gdzieś tam przewijały się w opasłych tomach ksiąg historycznych. Niemożliwe było, by Tesaun skojarzył tę nazwę ze człowieczkiem, którego miał przed sobą.*
- Taaaak... Przepowiednie mówisz... -gnom dotknął delikatnie strzelby, którą miał przy nodze.- Dziewczynka i białe króliki... No cóż, ścieżka rzeczywiście doprowadzi pana do Aleksandrii. Do Onej, mówiąc dokładniej. Po drodze jest kilka wiosek, pierwsze zaczynają się parę godzin stąd.
Człowieczek stał w dość wycofanej pozycji, przyglądając się elfowi badawczo, nieco niegrzecznie. Jego dłoń dalej spoczywała na broni i nic nie wskazywało na to, że ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Był nieufny.**
- Jeśli pójdzie pan dalej w szybkim tempie, powinien pan trafić do pierwszych osad jeszcze przed północą. Karczmy dla podróżnych bywają otwarte i o takiej godzinie -dodał bądź dodała, czekając w napięciu, aż elf się oddali.


Mistrz Gry: Jericho Gifun

Mroczny elf patrzył na paladyna z wyższością i gniewem. Ta scena była nierealna. Skąd tutaj Ajhada? Dlaczego płonęła? Znajdowali się w środku lasu, na drodze do Scroma Derimmy, idąc w przeciwnym kierunku do krainy mrocznych elfów. Było to nieprawdopodobne i zaburzało prawa, jakimi rządziła się przyroda. Musiała w tym brać udział potężna magia, jednak Jericho nie był w stanie skupić się na odczynieniu uroku. Coś mąciło jego umysł, zaginało siłę woli.*
Teraz liczyła się tylko walka. Jeden na jednego, z areną wytyczoną ognistym kręgiem. Dwóch kolosów, jeden w służbie Varrosa (inaczej Varosa, pisownia i wymowa była różna w różnych częściach kontynentu), drugi w służbie mrocznych sił, własnej żądzy, która kazała mu zabijać wedle swojej woli. Starli się. I paladyn poczuł, że nie ma z nim szans.
Uderzenie tarczy mogło tylko rozśmieszyć obwieszonego złotem elfa, okręcił się on wokół własnej osi i zaatakował z całym impetem w prawe ramię Jericha. Ten poczuł ostry ból. Zadawane przez paladyna ciosy były żałosne w porównaniu do tych wykonywanych przez jego przeciwnika. Żaden z wypadów wyznawcy Varrosa nie przyniósł rezultatu, a mroczny elf nie dość, że nie był nawet ranny, to nawet nie dyszał z wysiłku. Teraz można było zrozumieć, dlaczego stawał do walki z gołym torsem. I dlaczego miał blizny jedynie na głowie.**
W końcu paladyn został zepchnięty do granicy okręgu, gdzie poczuł gorące płomienie na plecach. Upadł. Ostrze wojownika opadło szybko, przecinając ze świstem powietrze. Tylko wysokie umiejętności obronne Jericha sprawiły, że zasłonił się on tarczą i nie został pozbawiony głowy.*** Nie można było się jednak łudzić, że uderzenie w tarczę wytrąci z równowagi tak potężnego przeciwnika. Schował on swoją broń do pochw (które zlokalizowane były na plecach, broń wkładał nie od góry, a od dołu, tak że rękojeści mieczy zlokalizowane były po obu stronach jego miednicy) i jedną ręką podniósł paladyna za gardło, trzymając go wysoko w powietrzu.
- Twoja nienawiść i pycha odbierają Ci wolność wyboru -odezwał się z ust mrocznego elfa kobiecy głos, który Jericho słyszał na początku.- W takim stanie nie jesteś lepszy od zła, z którym tak bardzo chcesz się mierzyć. Pokażę Ci, co będzie, jeśli dalej będziesz kroczył drogą nienawiści.
Odziany w złoto wojownik pchnął paladyna do ognia, a wśród niewyobrażalnego wręcz bólu, zobaczył on coś... Rozległe i rozmazane jak sny wizje... Czego?
***
Ajhada. Płonie. Wokół krzątają się Złote i Mroczne Elfy. Walczą ze sobą, jednak na ziemi, która jest mokra od krwi, widać znacznie więcej ciał złotowłosych. Na wierzy widać wojownika, z którym jeszcze przed chwilą walczył paladyn. Trzyma on kogoś za włosy... Małą dziewczynkę, elfkę, o złotych włosach i błękitnych oczach.
- Elahre Vorg'gre Victoricka! Valgr'ghh blaataness! -krzyknął gardłowo, po czym jednym uderzeniem odciął dziewczynce głowę. Mroczne elfy zawyły w ekstazie.
***
Kross. W sile wieku, z dwoma toporami i mnóstwem broni przy pasie. Z gamą tatuaży na całym ciele. Walczył z niedźwiedziem, ale nie mógł go pokonać. Bestia o czarnym futrze rzuciła nim o skały, łamiąc mu kości. Następnie ruszyła ku niemu ze śliną kapiącą z pyska.
***
Elf w środku lasu, mrocznego, złego lasu. Trzymający się za głowę i wyjący z bólu. Z rozpaczy. Wokół niego lewitujące przedmioty. Zegary, książki, karty do gry, imbryczki do herbaty. Nad nim czarny cień, śmiejący się złowieszczo. Elf padał na ziemię, pozbawiony zmysłów.
***
Kopniak. Silny, pod żebra. Wydawał się bardziej realny, niż ostatnie wizje. Jericho z trudem otworzył oczy. Obolały i mokry od potu. Coś go gryzło, paliło jak ogień. Leżał w pokrzywach, a małe pajączki i inne stworzenia już zaczęły po nim chodzić.
- Ty też, szefie? -spytał Morgen poirytowany.- Już prawię południe. Wstaję, a wszyscy śpią. Każdy w innym miejscu! Powinienem was tu zostawić. Jak chcecie nawracać innych na naszą wiarę, skoro nie dajecie rady wstać o brzasku? Raaany...


Mistrz Gry: Christopher

Krasnolud wstał ociężale, z pomocą swojego nowego, a zarazem jedynego ucznia. Christopher dopiero teraz zrozumiał, jak opasły i ciężki jest jego dowódca. Widać także było, że nie spodziewał się on pomocy ze strony chłopaka, a raczej drwi i próśb o zmianę szkoły. Henry poklepał go po plecach, mówiąc zachęcająco:
- Idź do nich. Dzisiaj w obozie będzie zabawa powitalna. Ci, którym niezbyt dobrze poszedł pierwszy trening, zostaną wyśmiani i starsi żołnierze zmuszą ich do sprzątania toalet. Tobie to jednak nie grozi. Zasłużyłeś sobie na jedno z honorowych miejsc w jadalni. -rzekł wesoło.
Przez chwilę można było pomyśleć, że krasnolud podstawił się specjalni, by zaoszczędzić swojemu uczniowi drwin i trudów życia "kota". Czy tak było naprawdę? Przynajmniej żaden z żołnierzy tak nie myślał.
Jeśli zaś chodzi o to, co komentowali dowódcy, chłopak niewiele się dowiedział. Ogólny gwar i wrzawa nie pozwalały usłyszeć czegoś, co byłoby przydatne. Starsi rozmawiali półszeptem, jakby doskonale wiedząc, że każdy urywek ich rozmów może być wykorzystany przez ich podopiecznych. A tego nie chcieli.*
Stołówka była dość mała, jednak wszyscy mieścili się tu bez trudu. Było łącznie około dwieście osób, choć nie wszyscy zjawili się na zabawie. Nie było na przykład Henrego czy Severyna Goffena. Brakowało też połowy nowych rekrutów. Można więc było ująć, że razem z personelem, medykami i całą resztą, obóz liczył sobie trzysta osób. To naprawdę mała liczba. Widocznie w przydziale do służby wojskowej nikt nie brał pod uwagę statusu społecznego. Przysłuchując się rozmową, Chris dowiedział się trochę o innych rekrutach i żołnierzach. Rudy z piegami był synem kurwy. Natomiast ten bez ucha brał udział w czterech bitwach, ale jako najemnik. Zależy mu na emeryturze, więc chce wyrobić sobie dokumenty wojskowe. Kulawy jest kucharzem. Kiedyś kucharzem był Bezzębny Jon, kiedy jeszcze był Jonem. Stał się bezzębnym, gdy odkryto, że pluł do jedzenia i nie mył rąk po wyjściu z wychodka.
Poza tym był jeszcze Golgota. Gruby i potężny, z kilkoma tatuażami na ramionach, które symbolizowały cechy i gildie, gdzie miał przyjaciół. Był tam też symbol harfy, który nosili "Elfi Trubadurzy Rejestrowi". Skąd u Golgoty ten tatuaż? Nikt nie ważył się pytać. Siedział on w rogu, śpiewając głębokim głosem piosenkę o marynarzu i czterech syrenach. To nie była piosenka z karczm, a utwór wysokich rodów elfickich, które Christopher znał. Piosenka nazywała się "Ukojenie w ramionach syren" i chłopak znał jej tekst. Mógł więc pośpiewać razem z Golgotą.**
Jedzenie było naprawdę niesmaczne. Młody rekrut nigdy nie jadł czegoś tak mdłego. Widać było, że i reszta towarzystwa ma problem z przełknięciem niektórych kawałków gulaszu. Na stole, przy barze były przyprawy. Kilka słoiczków, zwykle bez napisów i karteczek informujących, co aktualnie znajduje się tu i tam. Kulawy ich nie używał, nie znał się na tym. Inni, jak widać, też. Nie znał się i Chris, który zmuszony był zjeść paćkę bez smaku bądź próbować jakoś podratować ją przyprawami, co mogło skończyć się tragicznie.***


Mistrz Gry: Godrick

Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Filch rozluźnił się już na tyle, że nawet żartował wraz z Kapłanem Varrosa, która przybył zbadać zwłoki i opatrzyć wszystkim rany. Victoricka przestała rozmawiać z kimkolwiek i usiadła w kącie karczmy, trzymając w dłoniach kubek z parzonymi ziołami. Choć jej postawa tego nie zdradzała, cienie pod oczami mówiły, jak jest wycieńczona. Figgre natomiast kłócił się o coś zaciekle z dowódcą straży miejskiej z tej dzielnicy miasta. Z tego, co można było wywnioskować, chodziło o zapewnienie dziewczynce ochrony w taki sposób, by mogła spokojnie opuścić tereny Patronute-Pal. Jak się później okazało, siedmiu strażników miało odprowadzić całą grupę do Ogriss, skąd będą musieli działać na własną rękę, uzyskując jednak wsparcie lokalnych władz. Dostali przy tym sporo glejtów.
Trubadurka chyba liczyła się z tym, że Godrick nie powie jej nic za darmo. Spokojnie wyciągnęła średniej wielkości mieszek, wypełniony osiemdziesięcioma koronami i położyła go na stole.* To jednak nie nasyciło pragnień krasnoluda, a pogłoski o chciwości tej rasy kolejny raz okazały się prawdziwe. Na stół powędrował drugi mieszek, liczący tym razem siedemdziesiąt koron.** Łączne sto pięćdziesiąt koron nie zaspokoiło naszego bohatera, a blada z wściekłości trubadurka uderzyła swoją małą lutnią o blat.
- Bierz ten przeklęty instrument! -warknęła przez zaciśnięte zęby, zwracając przy tym uwagę kilku strażników. Victoricka patrzyła na tę scenę, uśmiechając się delikatnie pod nosem.- A teraz, gdy ogołociłeś mnie ze wszystkiego, gadaj co tu się wydarzyło! I oby te informacje warte były zachodu.
Tak więc, wzbogacony o sto pięćdziesiąt koron i lutnię krasnolud opowiedział dziewczynie o tym, co wydarzyło się od czasu, gdy Victoricka wpadła w jego ramiona w kościele.*** Dziewczyna wydawała się żywo zainteresowana całą opowieścią. Zerkała co jakiś czas na dziewczynkę, jakby doszukując się w jej twarzy potwierdzenia opowiadanych przeżyć.
- Ale dlaczego właściwie poszedłeś do tego kościoła? -pytała natarczywie.- Przecież krasnoludy wyznają tego całego Torlofa, prawda? Elohne to nie wasza bogini...
Gdy zaś uzyskała odpowiedź bądź uzyskać jej się nie udało, zwróciła się do Victoricki, przepychając się przez chwilę z jednym ze strażników, by pozwolił jej z nią porozmawiać:
- Pani, czy mogę wam towarzyszyć w drodze do... -zawahała się przez chwilę.- ...Gdziekolwiek idziecie?
- Oczywiście -padła krótka, treściwa i jakże typowa dla dziewczynki odpowiedź.- Niemniej jednak, obawiam się, że bard bez lutni nie będzie pomocny w trakcie wyprawy.
Był to pierwszy moment, gdy Godrick mógł zobaczyć, jak dziewczynka szczerze się uśmiecha. Żart rozbawił wszystkich, tylko nie El'Kadoo ("Shittre blatana! Znowu kogoś ściągnęła!") i trubadurkę, która z niepokojem spojrzała na krasnoluda:
- Jak napiszę o tym balladę i zarobię miliony, to Ci oddam... Proszę, no... -ględziła.
Świt przyszedł szybciej, niż wszyscy oczekiwali. Mocniejsze napitki niziołków, sporo rozmów i trubadurka, której wszędzie było pewno sprawiły, że czas płynął szybciej. I lepiej. Kto by pomyślał, że gdyby nie poszedł za przeczuciem, krasnolud budziłby się teraz samotny, w swoim lombardzie, po raz tysięczny patrząc na te same, cztery ściany i po raz tysięczny robić tą samą, gorzką aleksandryjską kawę.
- Powiedziałem temu Hendrickowi, że pan wyjeżdża, panie Godrick -mówił Decimie, gdy już przybył.- Na początku był nieźle wystraszony tym wszystkim, ale gdy powiedziałem mu, że pana łóżko będzie wolne, od razu zmienił nastawienie. Proszę się też nie bać o swój dobytek, rozmawialiśmy ze strażą miejską i mają pilnować, by pozostał nienaruszony. Sama Panna Victoricka podpisała taki dokument, od dzisiaj jest pan częścią jej straży, aż nie postanowi pan inaczej.
I tak oto krasnolud wszedł w posiadanie dokumentu, który raz na zawsze miał odmienić jego życie.


Mistrz Gry: Wernyhora z Jęczydołów

Kobieta wyglądała na wstrząśniętą. Jakże to tak, czyli i po jej syna armia ręce wyciągnie? To, co nie udało się jej mężowi, udało się zabójcy potworów. Halineczka zbladła, uświadamiając sobie, że oto straci kiedyś swoje dziecko.* Jej płacz i udrękę słychać było jeszcze za drzwiami. Szczęście, że nikt nie szedł w okolicy. Pomyśleć by można, że to Wernyhora sołtysa ubił, tak zawodziła.
W karczmie powitały go zlęknione spojrzenia. Pomieszczenie było prawie puste. Dwóch chłopów, którzy akurat mięli przerwę między kopaniem dołów, a kopaniem dołów. Jeden przejezdny, chyba szewc. Miał duży plecak, przy którym wisiało sporo obuwia. Były też jakieś narzędzia. Jadł właśnie pstrąga z cytryną i niemal udusił się kością, gdy kross na niego spojrzał. Karczmarz gadał z jakimś pijaczyną, który co chwila wołał go:
- Wiesiuuu... A tego suma ogromnego pamiętosz? Wziun na glisty cmentarne... Tyle miensa było... Cała wieś próbowała... Ehh... Ila jo bym doł za wyndke jesce jednom... -zawodził w przerwach między czkaniem.
Karczmarz zaś bez słowa wyjął mięso, które potrzebował Wernyhora. Pół kilo za osiemnaście koron. Cena była uczciwa, jednak i tutaj nie było mowy o targowaniu się. Holidroop miało bardzo surową sprawiedliwość.** Przez chwilę zdawać by się mogło, że te dwa chłopy miały ją wymierzyć. Ich cepy przy pasie wyglądały na takie, których łatwo było użyć. Niemniej jednak, nie szykowało się na kolejną masakrę. Jeśli karczmarz sam ich tu zwołał, to raczej na wszelki wypadek.
Wódka została przyniesiona do stolika. Chłodna, prosto z piwniczki. Szkoda, że to Wiesiu musiał ją przynieść. Kelnereczki zawsze są najładniejsze. Albo nie było kelnerek w Holidroop, albo pochowały się przed Wernyhorą. To drugie wydawało się bardziej prawdopodobne. Żytnia była smaczna, jednak nie aleksandryjska. Trudno było określić, jak szybko wpłynie na umysł i ciało krossa. A co ważniejsze- po ilu kolejkach.***
Po chwili do karczmy wszedł bard. Po minie karczmarza i jego szybkim spojrzeniu na Wernyhorę, można było rozpoznać, że to ten gatunek barda, który pałęta się jak wsza po okolicznych wsiach, grając jako tako i przepijając wszystko, aż nie zdechnie gdzieś w czasie burzy bądź zimy. Nikt nie chciałby takiego na weselu. Aparycją też nie grzeszył: ziemista cera, żółte zęby, czarny kaftan. Wyglądał jak grabarz. Zamiast lutni nosił drewniany, nieco sfatygowany flet. Dumnie prezentował też znak cechowy na prawej dłoni- bęben z grzechotką, znak Podróżnych Grup Trubadurów. Byle łachmyta potrafiący grać na czymkolwiek mógł tam dołączyć. Ale znak cechowy to znak cechowy. A cechy należało szanować.
Na nieszczęście barda, za cel obrał on sobie Wernyhorę. Źle ocenił sytuację sądząc, że kross szuka przyjaciół do kieliszka:
- Witajcie, mistrzu -mówił pokornie, a z ust pachniało mu chmielem i cebulą.- Co powiecie na pioseneczkę? A może mały hazardzik? W trzy karty, o parę drobnych... Stawiam... Słoiczek śledzi.
I postawił na stole mały, wyglądający dawno zapomniany gdzieś w piwniczce i później wyrzucony, słoiczek marynowanych śledzi. Jakby czekając na rozwój wydarzeń, ludzie zamilkli, czekając odpowiedzi zabójcy potworów. Tylko pijaczyna mamrotał do siebie:
- Śledzie? Nie, nie... Śledzi to u nas ni ma. Ino sumy dorodne. Śledź to, miejcie posłuch, morska ryba! A wiecie, kaj morze? Ano, daleko morze! Tedy i śledzi nie momy, boby przegniły. Ino czasem w marynacie, jak kto kupi w mieście. Ale ka nam do miasta!? 

---

* Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Rozpoznanie gnoma ; Określona: Wiedza Ogólna (in) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 40% ; Wynik: 90
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Tesaun Czaromocny
Czynność: Nawiązanie znajomości ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 0% ; Wynik: 2
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Opanowanie gniewu ; Określona: Siła Woli ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 0% ; Wynik: 92
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Walka z elfem ; Określona: Broń Jednoręczna (pe, zr) ; Poziom Trudności: V ; Próg wykonania: 0% ; Wynik: 97
Rezultat: NEGATYWNY

*** Rzut dla: Jericho Gifun
Czynność: Obrona tarczą ; Określona: Tarcze (wt) ; Poziom Trudności: IV ; Próg wykonania: 25% ; Wynik: 23
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Christopher
Czynność: Podsłuchanie rozmowy ; Określona: Percepcja ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 20% ; Wynik: 65
Rezultat: NEGATYWNY

** Rzut dla: Christopher
Czynność: Rozpoznanie utworu ; Określona: Muzyka (pe) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 85% ; Wynik: 36
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Christopher
Czynność: Rozpoznanie potrawy ; Określona: Gotowanie (pe) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 45% ; Wynik: 76
Rezultat: NEGATYWNY

* Rzut dla: Godrick
Czynność: Wyciągnięcie pieniędzy od trubadurki ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 100% ; Wynik: 26
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Godrick
Czynność: Wyciągnięcie większych pieniędzy od trubadurki ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: IV ; Próg wykonania: 80% ; Wynik: 40
Rezultat: POZYTYWNY

*** Rzut dla: Godrick
Czynność: Wyciągnięcie majątku od trubadurki ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: V ; Próg wykonania: 55% ; Wynik: 4
Rezultat: POZYTYWNY

* Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Przekonanie Halineczki ; Określona: Retoryka (cha) ; Poziom Trudności: I ; Próg wykonania: 30% ; Wynik: 8
Rezultat: POZYTYWNY

** Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Kupno mięsa ; Określona: Handel (cha) ; Poziom Trudności: II ; Próg wykonania: 5% ; Wynik: 88
Rezultat: NEGATYWNY

*** Rzut dla: Wernyhora z Jęczydołów
Czynność: Smakowanie żytniej ; Określona: Gotowanie (pe) ; Poziom Trudności: III ; Próg wykonania: 10% ; Wynik: 87
Rezultat: NEGATYWNY

---

Jericho Gifun traci 1 punkt karmy.
Jericho Gifun otrzymuje 1% do zdolności: Tarcze
Wernyhora z Jęczydołów otrzymuje 1% do zdolności: Retoryka

---

//Wszyscy: Proszę o uzupełnianie swoich Kart Postaci o nowe przedmioty, karmę i zdolności. Została wprowadzona możliwość korzystania ze Srebrnych Żetonów w sesji i sam będę je rozdawał graczom za długie, ciekawe odpisy. Za odpis można uzyskać maksymalnie 1 SŻ. By go dostać, trzeba stosować szeroko pojęte środki stylistyczne, pisać długie odpisy, wprowadzać bądź utrzymywać nastrój dla całości historii. Oznajmiam też, że odpisy krótkie, tj. nieprzekraczające dwunastu linijek tekstu, nie będą przyjmowane.
»Zamieszczono 27-01-2019 01:390
Zgłoś!


 [ Wszystkie wpisy: 164 ]  Poprzednia 1, 2, 3, ... ... 7, 8, 9, Następna


Kliknij tutaj aby odpisać