Strona 3 z 158 |
[ Wpisy: ] | Poprzednia 1, 2, 3, ... 4, ... 156, 157, 158, Następna |
Autor | Wiadomość |
---|---|
Data | 01.06.2017 |
Narracja |
01:52:40
Nim pozostali zorientowali się, co się dzieje, czterech już leżało padłych od kuszy. Tych, którzy zdołali wbiec w las, nie sposób było sięgnąć. Trzeba było za nimi jechać. Lub bawić się w myśliwego. |
Narracja |
01:53:41
Dwóch uciekinierów dobrze wiedziało, po co biegnie. To w lesie skryli swoją broń. Strzały odbijały się od kirysów, i widać było w strzelcach żenujący brak wprawy. |
Matthew |
01:55:23
Matthew nie miał zamiaru bawić się w myśliwego. Ruszył za nimi na koniu. Skoro tylko podjeżdżał do jednego z uciekinierów od razu ciął. Nie miał zamiaru oszczędzić kogokolwiek, więc wolał wyprzedzić ucieczkę i wybijać ich po kolei, niż tracić czas na maruderów. Kiedy był przekonany, że jest przed wszystkimi znów ruszył z wyciągniętym mieczem w odwrotnym kierunku. |
Narracja |
01:56:21
Mathew dogonił grupy jako pierwszy, gdy ten, który biegł ostatni, przewrócił się od miecza, wpadając pod kopyta jego wierzchowca. Kolejni biegli nie oglądając się za siebie. Dwóch mężczyzn, trzy kobiety. Skelbardowie. Na idealnie otwartej przestrzeni. |
Narracja |
01:58:11
Wokół łucznik słyszał świst miecza i strzały z kuszy - strzały które wobec jego celności były zwykłym marnowaniem bełtów. |
Matthew |
01:59:58
Matthew słuchał rozkazu. Kobiet nie zabijać. Po prawdzie nie wiedział czemu, więc pognał rumak i ruszał zaatakować plecy uciekających. Miał jeden miecz, a niestety uciekających było dwóch. Skierował swojego konia na pierwszego, by stratować Skelbarda, po czym szarpnął i już wymierzał cięcie na drugiego z mężczyzn. |
Narracja |
01:59:59
Jedni usiłowali bronić się z pomocą kroto. Rycerze czuli kamienie odbijające się od zbroi. Inni padali błagając. |
Narracja |
02:01:11
Ofiary łucznika nie zdołały nawet się odwrócić. Stratowany długo krzyczał, czując kopyta na stawie i plecach. Drugi padł od razu, w akompaniamencie błagania swojego przyjaciela. |
Narracja |
02:01:52
Wieś stała w regularnych płomieniach. Ktokolwiek pozostał w domu, ukrył się w stodole, szafie, pod łóżkiem, już nie mógł uciec. |
Matthew |
02:03:14
Matthew stanął przy stratowanym. Zszedł z konia, po czym podchodził powoli do niego. W czasie podchodzenia oparł miecz na ramię przyglądając się stworzeniu. |
Narracja |
02:03:47
Po chwili, nie licząc biadolenia i błagań kobiet, nastała cisza od krzyków konających. Monotonnie trzaskał ogień z palonych domów. Zwierzęta hodowlane rozbiegały się po wsi. Jedynie stratowany jęczał, błagając o litość. |
Narracja |
02:05:56
Stratowany zdołal przewrócić się na plecy. Obserwował swojego oprawcę. Był młodym chłopakiem. Człowiek miałby może dwadzieścia, Skelbard może trzydzieści pięć lat. Spoglądał przerażony, nie rozumiejąc za co umiera. Źrenice miał większe od ludzkich. Uszy również - przypominaly zwierzęce. Jak każdy z nich, budowę miał szczupłą i atletyczną. Współczesnemu jego czarne włosy, oczy i oliwkowa skóra przywiodłyby na myśl Indian. |
Narracja |
02:06:26
Zasłaniał się jedyną sprawną ręką, mówiąc coś w niezrozumiałym języku. |
Matthew |
02:08:17
Matthew ściągnął drugą ręką hełm i rzucił w stronę konia. Wyprostował rękę po czym z całej siły uderzył mieczem o ziemie, tak żeby przebić ciało. Celował w okolice serca. Skoro tylko miecz wbił się w ziemie Mathew przetarł zmęczoną i pewnikiem zakrwawioną twarz. |
Darek |
02:10:19
Darek siedział na koniu obok. Obserwował w milczeniu łucznika. Gdziekolwiek ów się uczył, nie był to cech myśliwski. Jednak sumienie zmilkło, gdy do łucznika podbiegła kobieta z ostrym kamieniem. Sprytna baba musiała zrozumieć szansę w pomszczeniu syna, skoro Mathew nie miał helmu i odpoczywał. Ale miał kuszę. Wystarczyły dwa strzały. Kobieta nawet nie znalazła się w pobliżu łucznika. |
Mathew |
02:11:40
Mathew szybko się opamiętał, po czym ruszył po swój hełm. Ubrał go, wyciągnął miecz z trupa po czym wsiadł na konia. Ruszył czym prędzej w stronę wioski, z dala widząc dym palonych domostw. |
Narracja |
02:14:18
Dowodca czekał już u wyjścia z wioski. Ludzie grabili jeszcze co dało się wziąć nie ryzykując zetknięcia z ogniem. Większośc czekała już na powrót do obozu. Obozu, który trzeba będzie niezwłocznie opuścić i udać się na wschód. Tam, gdzie zemsta ze strony Erbenii traci na swojej grozie. |
Matthew |
02:14:22
Matthew w czasie jazdy machnął w podzięce do Darka, po czym wjechał na koniu do płonącej wioski. Rozglądał się jeszcze za uciekinierami, mieszkańcami, lub po prostu zagubionymi. |
Narracja |
02:17:07
Najwyraźniej rycerze pilnie przyłożyli się do rzezi. Jedynie Daressia leżała pod chatą, dokładnie tam, gdzie wpadła pod wierzchowca łucznika. |
Narracja |
02:17:51
Chusta z jej głowy spadła, odsłaniając twarz młodej, przerażonej dziewczyny. Ładnej dziewczyny - nawet jak na Skelbardkę. |
Matthew |
02:19:36
Matthew przyjrzał się twarzy spod chusty. Kobieta. Zabijać nie wolno. Rozkaz był wypędzić, w wiosce mają być tylko zgliszcza. Okrążył dziewczynę sprawdzając, czy daje jakieś znaki życia. |
Daressia |
02:20:02
Daressia nie widziala twarzy łucznika, gdy ten zaatakował jej chatę. Ale widziała jedyny czarny strój, wystający spod zbroi. Widząc że wraca, krzyknęła przerażona, usiłując podsunąć się w stronę płonących murów - co było najgłupszym możliwym posunięciem, ale typowym dla przerażonego dziewczęcia. |
Narracja |
02:21:28
Kilku zawracających z drobnymi srebrami i innymi pamiątkami rzuciło niewybredne komentarze, widząc Mathewa nad dziewczęciem. Zapewne w ich mniemaniu jego cel był aż nadto jasny, biorąc pod uwagę uwarunkowania wojenne. |
Matthew |
02:23:08
Matthew zszedł z konia, po czym zawiesił miecz przy pasie. Sięgnął tą ręką do włosów Daressi i mocnym pociągnięciem odsunął ją od ognia. "Wynocha!" pokazał na wyjście z wioski. |
Daressia |
02:24:17
Daressia próbowała, ale złamana noga nie umożliwiała jej tego. Przeczołgała się na drogę spod chaty, nim padła. Było jej gorąco, bolały ją nogi i żebra. Wiedziała że stara matka nie zdołała uciec przed płomieniami. Zrobiło jej się wszystko jedno. |
Narracja |
02:28:31
Dowódca dał znak do odwrotu. Nic tu po nich. Zadanie wykonane. Wiadomość pozostawiona. |
Matthew |
02:29:37
Matthew zawiązał pas o strzemię jego rumaka. Drugą część pasa zawiązał o rękę dziewczyny. Pewnie włóczenie po ziemi będzie boleć jak cholera. Rozkaz - wypędzić. Choćby za mur. Ruszył z koniem do wyjścia z wioski. |
Grandir |
02:30:18
Grandir czekał przy wyjściu. 'Nie przesadzasz z tym suwenirem?' - roześmiał się. 'Wracamy do obozu' |
Daressia |
02:30:47
Daressia już po czterech metrach, nim koń nabrał pędu, straciła przytomność z bólu. Reszty drogi nie poczuła. |
Matthew |
02:33:14
Matthew widząc, że dziewczyna zemdlała odwiązał ją po za wioską, po czym położył na ziemi. "Mości dowódco, ani mi jej zabrać, ani żywić. Skona tak czy inaczej". Wsiadł na konia po czym ruszył do reszty oddziału, oglądając się raz po raz na spaloną wioskę. |
Narracja |
02:34:40
Łuna spalonej wsi niosła się daleko. Z pewnością już po godzinie wiedziały o jej spaleniu wszystkie okoliczne osady. Były to osady rzemieślnicze. Z pewnością nie licząc drwali, nie mieli nawet czym ruszyć na pomoc. Mogli jedynie modlić się do Lu-Nes o litość nad ich domostwami. |
Narracja |
02:36:04
Tym razem oddział wracał w komplecie dokładnie takim, w jakim wyruszył. Nadal w szyku. Tym razem Darek dostał się bliżej łucznika. Ale nie ośmielał się odzywać dopóki nie zobaczyli obozu. |
Matthew |
02:38:38
Matthew Wyciągnął i wzniósł mecz. Zaczął uczyć oddział piosenki, śpiewając po drodze cicho, a jeśli znalazł kompanów to wraz z kompanami coraz głośniej. "Nalewajmy bracia! W kryształowe czasze! By miecze nie brały, strzały by mijały twarde głowy nasze!". |
Narracja |
02:39:51
Ktokolwiek tak śpiewny oddział ujrzał by po drodze, gotów uznać że wracają z burdelu, a nie z wyrżnięcia spokojnej wsi. Tylko Darek milczał. On jeden wiedzial co przed chwilą miało miejsce. I co nastąpi po tym. |
Grandir |
02:40:55
Grandir uniósł rękę, by zaprowadzić ciszę, gdy tylko wjechali na drogę do obozu. 'Zberać obóz. Jeszcze dziś ruszamy na południowy wschód. Erbeńczycy wiedzą już o obozie, a kolejnej nocy nie utrzymamy wartowni' |
Matthew |
02:42:00
Matthew właściwie wszystko miał przy sobie. Krążył jak szakal wokół obozu obserwując najgłębsze ciemności. |
Narracja |
02:42:51
Rycerze rzucili się od razu do pracy. Musieli zabezpieczyć namioty, sprzęt, broń i prowiant. I - najważniejszy element ich życia - wino. |
Darek |
02:43:52
Darek podszedł do Mathewa. 'Ty nie myśliwy' - powiedział. 'Kto wojny nie zna, po czymś takim rzyga trzy dni |
Matthew |
02:45:26
Matthew spojrzał z rumaka na Darka. "Nie tylko myśliwym towarzyszu, nie tylko myśliwym...". Nadal patrzył w dal. |
Matthew |
02:46:15
Matthew "I u nas wojny i rzezie. Przywykłem. Ty też przywykniesz". |
Darek |
02:47:35
Darek odwrócił wzrok, spoglądając na rozbierany obóz. 'Dobrześ wybrał. Przyjmą cię jak swego' - powiedział bez przekonania. Tylko zakonni potrafili zabijać z taką dziką satysfakcją. No i Culum, ale tych od wieku nikt w tych rejonach nie widział. |
Matthew |
02:53:04
Matthew "Musisz mi opowiedzieć, przed nami droga, druhu. Tak więc skoro ruszymy - opowiadaj". |
Grandir |
02:53:10
Grandir przejechał obok nich, machając Darkowi mieczem na przestrach. 'Był rozkaz do opuszczania pracy?' - zapytał twardo. 'Prowiant pakować!' |
Matthew |
02:54:16
Matthew ruszył do prowintmajstra, po czym wraz z resztą żołnierzy zawijał się jak w ukropie. Do samego końca, aż do chwili wymarszu pomagał i doglądał przygotowania. |
Darek |
02:57:46
Darek pracował nie ustępując kompanom, jednak wolał trzymać się blisko łucznika. Mimo że swoje myślał o jego zachowaniu w wiosce, to był kompan sprawdzony. Weszli w to bagno razem, i razem byli obcy dla pozostałych. |
Matthew |
23:38:24
Matthew uwijał się jak w ukropie. Pakowanie ekwipunku powinno iść sprawnie. A akurat myśliwy nie uważał, że wina za zbyt późne wyruszenie powinna spasć na niego. |
Narracja |
23:43:36
Obóz znikał w zaskakująco sprawnym tempie. Nim słońce zaczęło schodzić z zenitu, po obozie zostały tylko ślady rozstawianych namiotów i kilka zbędnych drobiazgów. |
Matthew |
23:47:25
Matthew był natomiast w dobrym humorze. Kiedy tylko nie miał nic do roboty podchodził do następnego stanowiska. Czasami żartując z innymi wojownikami, czasami pracę wykonując bez zastanowienia się. |
Narracja |
23:49:31
Trąbka uświadomiła rozchodzącym się na rozmowy rycerzom, że czas im ruszać. Dzień od samego rana, do samego wieczora miał być intensywny. Skoro tylko wartownicy zjechali pod obóz, nie było sensu dłużej zwlekać. Granir podzielił ich na dwie grupy. Pierwsza, złożona z tych, którzy wartowników właśnie powinni zmieniać, miała podzielić się na dwie mniejsze i jechać przodem. Pozostali mieli wyruszyć za nimi. |
Matthew |
23:51:00
Matthew nie był na warcie. Natomiast uważał się wciąż za intruza, więc ruszył z przednią strażą. Swoją bytność w oddziale chciał spłacić, a nie widział innego sposobu. |
Grandir |
23:52:47
Grandir widział Mathewa ruszającego za strażą. Zaklął pod nosem, bo nie zamierzał go ryzykować. Niby łuk to nie broń, ale liczyć potrafił. Wiedział ilu uciął sam, a ilu padło od strzał. A tylko jeden z nich miał kołczan. |
Narracja |
23:55:54
Plan dla oddziału był nieszczególny. Przesunąć się bliżej granicy naruntyjskiej, przez Przesmyk Zbójecki, i tam, w miejscu najmniej spodziewanym, na halach pomiędzy skalami, rozbić drugi, tym razem mniejszy o poległych obóz. Wysłać posłańców na wschód, i spokojnie czekać na posiłki, prowadząc tradycyjne działania, głównie poprzez pacyfikację buntowniczych osad byłych obywateli Naruntii i porywaczy Vaentilii. |
Matthew |
23:56:13
Matthew forsował swojego konia próbując dopasować się do straży przedniej. Niemniej jednak był przekonany, że czasami tak musi być. |
Narracja |
23:56:56
Strażnicy, skoro tylko Grandir zniknął im z oczu, pozwolili sobie na to, co mężczyznom przystoi najbardziej - czyli na plotki. |
Data | 02.06.2017 |
Yardon |
00:00:44
Yardon - trocki wojownik - choć pochodzenie swoje ukrywał na ile mógł, korzystając z ludzkiego wyglądu, odwrócił się do kompanów. 'Mówią, że król erbeński żyje, przez zbójów porwany. Pewnie liczą wyrzutki, że królowa wstawi się za nimi u cesarza z obawy o króla' |
Data | 03.06.2017 |
Matthew |
14:31:31
Matthew krążył na około kolumny, to szarżując przed nią, to zatrzymując się by obserwować paradę zbrojnej kupy. Nie nawykł do jazdy w kolumnie, a szczerze powiedziawszy nawet nie chciał, by ktoś go do tego miał zmuszać. |
Myśliwemu |
14:39:46
Myśliwemu pozostała lekkomyślność wojsk południa. Ot, nawyk znany wśród nie najlepszych oddziałów - bo w najlepszych nie wojował. |
Narracja |
14:49:45
Nie ulegało wątpliwości, że to dyscyplina i nieprzejednaność naruntyjskiej armii budziła grozę w całym Trisam i w połowie Erbenii. Wojownicy swoje myśleli, ale nikt się nie odezwał. Gdy dojadą do stolicy, niepokorny świeży woj sam zrozumie, na czym polega ta zabawa. Zbliżali się do hal, od ich strony oddzielonych gęstym, ale krótkim lasem. Widać było że las został wykarczowany by uczynić drogę przejezdniejszą i bezpieczniejszą. Zapewne zajęło to całe lata. A było w interesie tak rycerstwa, jak i zwykłych rolników, prowadzających stada na sprzedaż i na wypas. |
Narracja |
14:51:24
Zaś za drzewami dało się widzieć dym z ognisk. Zapewne ktoś rozbił niedaleko obóz. Mógł to być ktokolwiek. Hodowcy, karawana, buntownicy lub banici. Raczej nikt groźniejszy. Im groźniejsi, tym byli lepiej ukryci na południu. Tak zwani czarni druidzi, których obawiał się cały kontynent - nie wiedzieć zresztą czemu, skoro z gór swoich się w dół nie wyprawiali, a i ludzi unikali jak mogli. |
Matthew |
14:52:57
Matthew ruszył pośpiesznie na czoło kolumny zastanawiając się, czy dymy z ognisk są również przedmiotem rozkazów. "Mości dowódco, albo to kto obiad gotuje, albo zaraz za plecami będziemy mieli poważny problem". |
Rycerz |
14:57:24
Rycerz spojrzał na Mathewa. Doceniał jego przydatność, ale wyklinał w duchu na jego panoszenie. 'Bierz troje i sprawdź' - powiedział. Skinął na pozostałych, nawracając wierzchowcem by zajechać obóz z drugiej strony. Wyjeżdżanie na raz z tej samej ścieżki niewiele miało do ostrożności, a jeszcze mniej do rozumu. 'Żadnej broni. Tylko rozpoznanie!' - krzyknął jeszcze. |
Matthew |
15:02:05
Matthew wskazał wpierw na rycerza, który chciał go obserwować. Ot, jeśli by coś miało iść nie po myśli jeźdźców to niech on też to odczuje. Po za tym wybrał dwóch zbrojnych spośród grupy, która ruszała za nim by dorzynać uciekinierów. "Za mną!". Ruszył w las. |
Narracja |
15:08:49
[Kron] Nie było łatwo w zbroi, pod bronią, poruszać się cicho. Im bliżej byli celu, tym wolniej musieli się poruszać. W końcu musieli iść noga za nogą, na ścieżce gdzie obok siebie i tak nie zmieściły się więcej niż dwa konie. |
Narracja |
15:10:31
Płacz dziecka, szczękanie metalowego garnka ściąganego z paleniska. Szczekanie psa, który nie miał pojęcia czy faktycznie coś słyszy, czy mu się wydaje. Na pierwszy rzut oka, spoza drzew, wyglądało to na najnormalniejszą osadę. Być może obozowicze wynieśli się z przepełnionej wsi? Lub uciekali przed trisamskimi podatkami? A może po prostu podróżnowali? Choć nigdzie nie było widać nawet pół konia. |
Jeden |
15:11:46
Jeden ze zbrojnych podjechał powoli do Mathewa tak, że konie zrównały się łeb w łeb. 'Nasi' - wskazał na osadę. 'Pewnie migrują z Naruntii' |
Matthew |
15:12:56
Matthew zdawał sobie sprawę ze szczęku żelastwa. Pokazał gestem dłoni pozostałym jeźdźcom, że mają się zatrzymać. Jednak chciał na koniu podjechać jak najbliżej miejsca, które miał obserwować. Gdy jednak stwierdził, że jest za blisko i tym razem ktoś już może go usłyszeć zeskoczył z konia, którego na prosty węzeł przywiązał do gałęzi i ruszył do drzewa, za którym skrył się obserwując obóz. |
Matthew |
15:19:13
Matthew starał się zapamiętać wszystkie szczegóły, po czym wrócił do jeźdźców. Mówił i tak dość cicho, lecz jako, że był blisko powinno wystarczyć. "Wyglądają na nieszkodliwych. Niemniej, jeśli dowódca rozkaże powinniśmy tam podjechać od czoła. Dla upewnienia się". Rozkaz jest rozkaz. |
Narracja |
15:22:49
Trudno było zobaczyć coś poza tym, czego obozowicze bać się nie musieli. Było co najmniej dziwnym ukrywać dzieci na halach, choć to jeszcze nie przewina, i nie przestępstwo. Pozostali z jakiegoś niezrozumiałego powodu przyjęli nad sobą nieoczekiwane rządy. Wycofali konie na odległość pozwalającą na dyskrecję, nim wsiedli, zawracając. |
Narracja |
15:27:12
Ludzie swoje myśleli. Nie podobało im się takie halne obozowisko. Na wyprawy kupieckie i pasterskie nikt dzieci nie zabiera. Najważniejszym jednak było, że nie stanowili zagrożenia. Ruszyli za Mathewem by wrócić do Grandira i zaraportować mu, co zaobserwowali. Jeżeli to faktycznie Naruntyjczycy, być może da się oszczędzić czas, wysiłek i jadło, obozując obok? Lokalni mogliby powiedzieć wiele o tej okolicy. |
Matthew |
15:36:34
Matthew jechał również w zadumie. Właściwie nie pasowało mu nie tylko miejsce. Trudno wszystkie sprzęty domowe targać bez zwierząt jucznych. Dodatkowo skoro tylko gotowali to grupa wcale nie chciała - lub uważała, że nie ma potrzeby - się ukrywać. Gdy tylko wyjechali po za gęstwinę drzew Mathew od razu ruszył do dowódcy. |
Matthew |
15:39:44
Matthew "Obozowisko nie dalej jak wiorsta stąd. Wyglądają na obozujących cywili. Wszyscy, których widziałem - ludzkich. Nie mają widocznej broni, mają natomiast psy. Wśród obozowiczów kobiety i dzieci". Zastanowił się. "Jednak czegoś mi tam brakowało... Nie jestem pewny". Spojrzał na dymy. "Można by stanąć nieopodal nich lub nawet z nimi. Zaoszczędzisz mości rycerzu jedzenie i dasz swojemu oddziałowi odpocząć". |
Grandir |
15:47:49
Grandir pokiwał głową, z mina nie wyrażającą nic, choć był pod dużym wrażeniem. Zerknął na człowieka, któremu nakazał dowodzenie. Później pomyśli co z nim zrobić by nie zajmował miejsca na przedzie, i udostępnil je mniej ślepym. Skinął głową po chwili namysłu. 'Łuczników mieli?' |
Grandir |
15:48:44
Grandir 'Jeśli nie mieli, to i mięs nie mają. Lub wsie ich utrzymują' - też uważał to za mocno niezwykłe, ale widział tu już tyle niezwykłości, że jedna więcej mogła co najwyżej sprowokować go do zachowania ostrożnośći. |
Matthew |
15:50:07
Matthew "Żadnej broni. I żadnych zwierząt jucznych". Podrapał się po głowie. "Mości dowódco, jeśli nie mamy się czego bać, to możemy do obozowiska wjechać. Jednak jeśli mamy się czego bać, to wolałbym groźnej grupy nie mieć za plecami". |
Narracja |
15:50:52
Naraz zjawiła sie przed nimi kolejna grupa, ta która okrążyła osadę. Najwyraźniej relację Mathewa słyszeli. 'Nie dziwi was że koni nie mają? Pół łuku nie uświadczysz? Co oni jedzą?' - zapytał ktoś, komu również nie dawało to spokoju. |
Grandir |
15:52:02
Grandir 'Dziwi, nie dziwi, mała osada wojsk nie pokona. Kto z was uradzi dalszej podróży? Mathew ma rację. Konie muszą odpocząć, ludzie muszą odpocząć, a na otwartej przestrzeni, jeśli Erbeńczyków spotkamy, wytną nas, zmęczonych, jak mandy' |
Narracja |
15:54:11
Szum się podniósł wśród pozostałych, i słychać było potwierdzenie słów dowódcy. Wszyscy odczuli te kilometry. Konie stały już ze spuszczonymi łbami, i były dalekie od paradnego usposobienia. Nawykłe wszak do wysiłku, lecz były pod jeźdźcem i sprzętem od świtu. A przecież zaraz będzie wieczór. |
Matthew |
15:54:58
Matthew był niespokojny. Niespokojny chyba robił się też koń. I niespokojny był również rozkaz. "Mości dowódco, mnie pozwól jako pierwszemu jechać z tym niewielkim oddziałem z frontu. Czwórki się nie przestraszą, a gdyby nam do krzywdy przyszło niech oddział zaatakuje". |
Grandir |
15:57:14
Grandir uśmiechnąl się kącikiem ust. Być może przy nowym, który pragnie się wykazać, dane mu będzie odpocząć i przesunąć część odpowiedzialności. 'Jego miałem posłać' - wskazał na człowieka, który właśnie go zawiódł. 'Ale wy sobie lepiej poradzicie. A prowiantu też ktoś strzec musi' - spojrzał wymownie na nieszczęśnika, który zacisnąłby zęby, gdyby śmiał, a teraz ruszył konia by jechać w stronę zapasów. 'Niech was Narunt strzeże' - dał znak że mogą ruszać. |
Data | 04.06.2017 |
Matthew |
16:12:11
Matthew zawrócił konia i ruszył. "Niech nas prowadzi...". Nie śpieszył się z jazdą do obozu. Ustawił jeźdźców w szereg i ruszył na hale. |
Myśliwy, |
16:12:56
Myśliwy, jadąc może trzy stopy przed towarzyszami rozglądał się dookoła. Zwracał szczególnie uwagę na krzewy i niskie gałęzie. Czy połamane, czy odcięte, czy w ogóle nie ruszone. Tak samo zwracał uwagę na ścieżkę prowadzącą z obozowiska. Na ile zdeptana jest trawa, a jeśli jest - to gdzie prowadzą ślady. |
Narracja |
16:13:19
Konie były już mocno zmęczone, i byłoby dobrze, jeśli w obozie będą mogły choć chwilę odpocząć. Sam Grandir nie zamierzał tym razem czekać, powoli, noga za nogą, ruszył za zwiadem. Droga, którą się zna, ma to do siebie, że wydaje się krótsza, toteż Mathew z ludźmi w niedługim czasie zjawili się pod obozem. Tym razem ogniska były wygaszane. Ktoś musiał znaleźć ślady kopyt. Obóz najwyraźniej zamierzał się zwinąć i przenieść. |
Narracja |
16:15:53
Z pewnością ktoś poszedł ich śladem. Nie dość ostrożnie. Na oko, trzy, cztery osoby które w pół drogi przez lasek zawróciły do obozu. Wątpliwe było, by zaufali psom, skoro te wcześniej zostały zignorowane. Raczej regularnie patrolowali drogi dojazdowe do obozu. Co było o tyle dziwniejsze, że raczej nie byli uzbrojeni, i poruszali się pieszo. |
Matthew |
16:18:22
Matthew "dwójka zostaje przy wjeździe do obozu. Ty za mną". Wskazał rycerza, który to chciał go obserwować już pierwszego dnia. Teraz będzie miał do tego niechybną okazję. Ruszył dookoła obozowiska szukając śladów wyjścia większej kolumny niż rzeczone cztery osoby. |
Narracja |
16:22:08
Jedyne, co Mathew i ów podejrzliwy jegomość mogli tutaj znaleźć, to zejście za obozem w dół, do jeziora, z którego najpewniej czerpano wodę. Trudno było się spodziewać, że obozowisko powstanie z dala od wody. Po obydwu stronach wydeptanej niedawno drogi przez zarośla założone były prowizoryczne sidła na lisy, gdzie za przynętę użyto ryb. Tym razem jednak psy, czując konie, rozszczekały się na dobre, co nie zostało zignorowane. Ludzie jedni wybiegali z namiotów, inni do nich wbiegali. Pospiesznie zabierano z placu dzieci. |
Matthew |
16:27:15
Matthew machnął swojemu kompanowi by ruszył za nim. Stwierdził, że nie był to najlepszy pomysł zostawiać dwójkę na straży, ale z drugiej strony wolał nie dostać strzałą w plecy. Po za tym dwóch jeźdźców stanowiło na tyle małe zagrożenie, że zawsze można było liczyć na przeciąganie rozmowy. Dopóki nie przyjadą posiłki. Ruszył w dół hali do obozowiska. Starał się ocenić, czy nigdzie nie pojawili się żołnierze, łucznicy lub coś jeszcze gorszego. "Spokój! Spooookój!". Krzyczał dojeżdżając do obozowiska. |
Narracja |
16:32:32
Ludzie zastygli dokładnie tam, gdzie stali, porzucając swoje czynności. Kilku mężczyzn, których odzieniu zapewne przydałoby się dobre, konkretne mydło, przyglądało się Mathewowi wjeżdżającemu do obozowiska. Jeden z nich rzucił się do namiotu, by zawrócić dziecko które właśnie z niego zaciekawione wychodziło. |
Narracja |
16:33:16
Wszyscy przyglądali się w milczeniu, nie mając pojęcia czego się spodziewać. Dwójka pozostawiona przy wjeździe do obozu, nadal tam czekała, skoro nie dostali znaku by ruszać. |
Matthew |
16:35:27
Matthew dwójka w górnej części nie dostała rozkazu i nie dostanie. Jednak ten, który jechał z Mathewem miał pokazane, że ma stanąć za nim. "Patrz, co się dzieje za nami". Szepnął, po czym ruszył jeszcze kilka kroków. "Kto wy? I co tutaj robicie?" huknął na zebranych. |
Rycerz |
16:42:28
Rycerz tylko skinął głową. Fakt że musiał słuchać Mathewa sprawiał na nim dokładnie takie samo wrażenie, jak ewentualność rozsmarowania mu obornika po twarzy. Jednak nie miał wyjścia. |
Elis |
16:43:12
Elis Zmęczona po długiej podróży , siada pod drzewem i wyciąga mapę. |
Chłop |
16:44:33
Chłop który stał najbliżej konia, a z jakiegoś powodu bezczelnie lub nieświadom zasad spoglądał do góry, odezwał się jako pierwszy. 'Darujcie panie! My tu prości ludzie! Spokojnie żyjemy!' - złożył ręce jak do modlitwy. Nie był za młody. W jego wieku wypdało mieć przynajmniej jedno już dorosłe dziecko. |
Narracja |
16:54:37
Do Erbenii, kraju wolności i rozwoju, było jeszcze daleko. Warto by było uzupełnić zapas wody. Powietrze pachniało ogniem i spaloną strzechą. Być może Elis się wydawało. Być może było to wspomnienie jej własnej spalonej wsi. A może i nie. Z mapy wyraźnie wynikało, że gdzieś tutaj, w pobliżu, powinna być wieś. Naniesiony w tym miejscu symbol wozu jasno wskazywał, że można tam liczyć na szybki transport. Zapewne nie darmowy. Wystarczyło odpocząć przez chwilę i udać się dalej, na zachód. |
Elis |
16:58:47
Elis Rozgląda się chwilę po okolicy , po czym wstaje i kieruję się w stronę wsi. Po kilkunastu minutach staje i ponownie zagląda do mapy. -Gdzie to jest. *mówi cicho*. |
Narracja |
17:03:08
Popołudniowe słońce świeciło dziewczynie prosto w oczy, ciepłym i przyjemnym światłem. Słońce północne - które wcale na północy się nie pojawiało, a nazwę swą zawdzięczało chłodnemu światłu, chowało się gdzieś za najwyższymi koronami drzew. Wyglądało na to, że dziewczyna jest niemal na miejscu. Z dala mogła ujrzeć chatę, skrytą w cieniu dwóch potężnych, zielonych mutrów. Z komina wydobywał się dym. Ktoś z pewnością był w środku i palił w piecu. |
Elis |
17:06:22
Elis chowa mapę i idzie w stronę chaty , nie wiedząc , co może ją czekać na miejscu. Z każdym krokiem bardziej czuje się z jednej strony szczęśliwa , a z drugiej przerażona. |
Narracja |
17:10:47
'Nie ciebie oczekiwałem' - usłyszała Elis zza uchylonych drzwi chaty. 'Ale wejdź jesli w przyjaźni przychodzisz.' - ktokolwiek był w środku, widział już ją, lub słyszał. Głos wskazywał na starszego mężczyznę. Podobnie i cień starca wspartego o lasce przesunął się w głębi chaty. |
Elis |
17:12:28
Elis zdziwiona słowami mężczyzny wchodzi powoli do chaty , rozglądając się po niej uważnie. |
Narracja |
17:16:17
Starszy, siwy mężczyzna z długimi włosami opadającymi na plecy, siłą wieku i siwizny zbyt delikatnymi by mogły dodawać mu powagi, przyglądał jej się z dobrotliwym uśmiechem. 'Daleko od domu, prawda? Cóż mi przynosisz?' - zapytał. Chata pachniała ziołami, które suszyły się i nad paleniskiem, i pod sufitem. Dwa kociołki, cudem zmieszczone nad tym samym źródłem ognia, bulgotały warząc coś o specyficznym, owocowo-zielnym zapachu. Wnętrze było pozbawione światła dziennego. Oświetlały je lampy oliwne i palenisko. 'Usiądź.' |
Elis |
17:21:45
Elis Wykonuje polecenie i siada na miejscu wskazanym przez mężczyznę. -Przychodzę w odwiedziny. Podróżuję od kilku dni do Erbenii i chciałam chwile odpocząć. Cóż na śliczny zapach ziół *rozkoszuje się wonią*. |
Strona 3 z 158 |
[ Wpisy: ] | Poprzednia 1, 2, 3, ... 4, ... 156, 157, 158, Następna |